Reklama

„Kasztanowy ludzik” to duński serial kryminalny, który idealnie oddaje klimat nordic noir. Mroczna Kopenhaga, przestępstwa i figurki z kasztanów – wszystko to sprawia, że ten serial trzyma w napięciu do ostatniej minuty.

Kasztanowy ludzik. O czym jest serial?

Czy można wyobrazić sobie coś bardziej niewinnego niż dziecięca figurka zrobiona z kasztanów i zapałek? W „Kasztanowym ludziku” ten symbol beztroski zamienia się w znak przerażających czynów. W ponurej Kopenhadze zaczyna grasować zbrodniarz, który przy ciałach ofiar zostawia właśnie takie „wizytówki”.

Serial powstał na podstawie bestsellerowej powieści Sørena Sveistrupa i zadebiutował na Netflixie w 2021 roku. Już od pierwszego odcinka wciąga widza w duszną, niepokojącą atmosferę i nie pozwala oderwać wzroku od ekranu. To nie jest zwykły kryminał. Każdy odcinek zostawia cię z pytaniem: co dalej?

Czytaj też: To jedna z najbardziej wyczekiwanych premier roku. Kultowy polski reżyser po raz kolejny szokuje mroczną opowieścią

Główne postacie i reżyseria Sørena Sveistrupa

Za reżyserię odpowiada Søren Sveistrup, twórca kultowego „The Killing”. Tym razem zabiera nas w jeszcze mroczniejszą podróż przez Kopenhagę – miasto, które na ekranie pulsuje chłodem, deszczem i lękiem.

Śledztwo w sprawie tajemniczych zbrodni prowadzi duet skrajnie różnych detektywów. Mark Hess to introwertyczny, wycofany glina z przeszłością, który zdaje się nosić cały ciężar świata na ramionach. Jego partnerką zostaje Naia Thulin – młoda, ambitna i zdeterminowana. Ich relacja rozwija się na tle coraz bardziej przerażającej sprawy, która szybko staje się osobista.

Z odcinka na odcinek serial wciąga głębiej w mrok. Zbrodnia łączy się z tajemnicami sprzed lat, a kolejne tropy prowadzą do zaskakujących i niepokojących odkryć.

Dlaczego warto obejrzeć „Kasztanowego ludzika”?

Jeśli lubisz skandynawskie kryminały, wiesz, że „nordic noir” to nie tylko gatunek – to klimat, emocje i głęboka psychologia. „Kasztanowy ludzik” jest jego esencją.

Nie ma tu taniego efekciarstwa. Zamiast tego dostajemy napięcie budowane powoli, z dbałością o każdy szczegół. To, co naprawdę przeraża, to atmosfera. Groza czai się w ciszy, w spojrzeniach bohaterów, w niepozornych scenach, które zapadają w pamięć.

Dodatkowo, relacja między głównymi bohaterami to jeden z najmocniejszych punktów serialu. Mark Hess i Naia Thulin nie są papierowymi postaciami – to ludzie z krwi i kości, z własnymi lękami i motywacjami.

Nordic noir w najlepszym wydaniu

Deszczowa Kopenhaga, ciemne ulice, stare domy i grobowa cisza – idealne tło dla mrocznej zagadki. „Kasztanowy ludzik” to thriller, który nie tylko bawi, ale i przeraża. To historia, która zostaje w głowie długo po zakończeniu ostatniego odcinka.

W świecie pełnym przewidywalnych seriali „Kasztanowy ludzik” oferuje coś więcej – prawdziwe emocje, gęstą fabularną sieć i zakończenie, które wbija w fotel.

Czytaj też: Legendarny hollywoodzki aktor w kultowym filmie z lat 90. podbija Netflix. Tego wieczoru nie zaśniecie

Reklama
Reklama
Reklama