"Staram się odrywać od rzeczywistości". Jan Komasa znowu prowokuje do refleksji o naturze człowieka i jego miejscu w świecie [WYWIAD]
Zachwycił w debiucie, a po 8 latach stworzył dzieło, za sprawą którego otarł się o Oscara. Po 5 latach przerwy powraca ze zdwojoną siłą i... zupełnie innym kontekstem. Jego najnowszy film, to projekt zrealizowany w USA, który może stać się pretekstem do hollywodzkiej kariery. Poznaj nieznane kulisy produkcji, o której mówi cała Polska.

To reżyser, który od tygodni jest na językach wszystkich. Jego hollywoodzki debiut od piątku, 21-ego listopada oglądać można już we wszystkich kinach w kraju. Nam udało się z nim porozmawiać podczas uroczystej premiery, która miała miejsce w Warszawie. Co powiedział nam o swoim najnowszym dziele?
„Rocznica” – hollywoodzki debiut Jana Komasy
Wielki powrót Jana Komasy, to jeden z najgorętszych tematów ostatniego czasu. Reżyser znany jest z podejmowania niełatwej problematyki, balansującej na granicy dramatu obyczajowego i thrillera psychologicznego. Jego głośny debiut, „Sala Samobójców” przyniósł mu międzynarodowy rozgłos, z kolei „Boże ciało” niemalże Oscara. Po 5 latach od „Sali Samobójców. Hejter” powraca na wielki ekran w dramacie „Rocznica”, będącego produkcją Amerykańską. Film światową premierę miał podczas jubileuszowego, 50. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto, a od 21-ego listopada dystrybuowany jest w największych kinach w Polsce.

„Rocznica” to pełna napięcia opowieść o rodzinie, która działa niczym organizm, w którym każdy z narządów pełni swoją indywidualną funkcję. Ale w tej historii Komasa sięga jeszcze głębiej, prowokując do refleksji dotyczącej nie tylko samych struktur rodzinnych, ale także systemów politycznych i tego, jaką mogą stworzyć wspólnotę. Pod tym wszystkim kryje się także opowieść o zazdrości, chęci zemsty i ideologiach, które tak bardzo polaryzują dzisiejszy świat.
Zobacz też: To hollywoodzki debiut nominowanego do Oscara Polaka. Ten brawurowy dramat już niebawem obejrzysz w kinie
Wywiad z Janem Komasą o filmie „Rocznica”
W jednym z wywiadów wspomniałeś, że ta opowieść zaczęła w Tobie kiełkować w 2018 roku, a co było dla Ciebie punktem wyjścia do stworzenia tej historii?
Jan Komasa: Punktem wyjścia było takie przeglądanie fotoalbumu ze zdjęciami naszej rodziny, a w tym uroczystych spotkań. Nasza rodzina jest o wiele większa niż to grono, które przyszło na premierę, bo tych osób jest parędziesiąt. I skakanie z jednej rocznicy do następnej, pozwoliło stworzyć takie wrażenie zmiany. Ja obserwowałem w ludziach te zmiany, nad którymi oczywiście nikt nie panuje, bo nie da się zatrzymać czasu, ale też widziałem te zmiany, które nie wynikają tylko z czasu, lecz także z decyzji. Albo z tego, że ktoś został zdiagnozowany z jakąś chorobą, inny został wyleczony, albo że kogoś nagle zabrakło przy stole z różnych powodów. Ktoś przyszedł z nowym narzeczonym, albo ktoś przyszedł bez narzeczonego. I tak sobie pomyślałem, że to wszystko tak jakby przypomina thriller, bo nie da się tego zatrzymać i jest to trochę przerażające jak w thrillerze. Więc te zmiany po prostu trochę przypominały thriller.

Pomyślałem sobie, co by było gdyby zrobić z tego thrillera po prostu opowiadanie i tak powstał pomysł opowiadania filmowego na bazie tylko przeglądania fotoalbumu, czyli bardzo prosty pomysł. A potem sobie pomyślałem, co jest najmocniejszą zmianą, jaka może być, no i najmocniejszą zmianą jest to, jak nagle zmienia się społeczeństwo. Ale zastanawiałem się, czy chcę robić film na bazie tego, co się rzeczywiście dzieje? Czy, że społeczeństwo się teraz bardzo polaryzuje, zmienia? Albo czy po prostu wymyślić nowy system? I wymyśliliśmy nowy system – dystopię, w której ten nowy system jest mieszaniną, Frankensteinem wielu systemów. Trochę lewicowy, trochę prawicowy, trochę techno-krytyczny i złożony głównie z młodych ludzi. Wymyśliliśmy coś takiego w zasadzie na długo przed pandemią, przed obiema wielkimi wojnami, które się wydarzyły, ale także przed różnymi wyborami prezydenckimi czy parlamentarnymi. Nikt nie mógł się spodziewać, jak to się wszystko potoczy.
Ja uwielbiam eksplorację rodziny i zawsze się rodzinom przyglądałem
Operator Twojego filmu, Piotr Sobociński Jr., zdążył mi zdradzić burzliwą drogę do Dublina. A czy Ty od początku widziałeś ten projekt w tym amerykańskim pejzażu?
Jan: Tak, w mojej głowie to był od początku film amerykański. Pomyślałem sobie, że oczywiście to może się wydarzyć w Polsce, ale po prostu chciałem uniknąć jednoznaczności. Jako filmowiec zawsze szukam czegoś, co będzie bardziej uniwersalne, dużo bardziej mnie to kręci. Tym samym, chciałbym ograniczać to bardzo wyraźne wskazywania palcem, czy robienia tego, co się właśnie obecnie dzieje. Odpowiadając zwięźle, te rzeczy, które się obecnie dzieją, za rok czy dwa lata są już nieaktualne. Oczywiście pandemia się wydarzyła, ale nie chciałbym chyba zrobić filmu o pandemii tylko dlatego, że się wydarzyła, bo po prostu my teraz już jesteśmy po pandemii i nikt nie chce o tym rozmawiać już więcej, i też się nie dziwię, bo idziemy dalej. Jest coś takiego, że raczej staram się odrywać od rzeczywistości. Nawet jak robiłem film o Powstaniu Warszawskim, „Miasto 44”, był to jednak film o wymyślonym oddziale, więc nie była to historia konkretnego oddziału. Zresztą, zawsze staram się o to dbać przy swoich filmach, no chyba, żebym zrobił biopic.

W swojej filmografii podejmujesz raczej tematy psychologiczne, socjologiczne z taką egzystencjonalną refleksją. Do teraz były one bardzo mocno osadzone w kontekście Polski, zarówno realiach społecznych jak i w kulturze. Jak wyglądał proces adaptacji Twojego stylu i Twojej wrażliwości do, tak naprawdę, amerykańskiego rynku?
Jan: Nic nie musiałem w zasadzie chyba na tym polu za bardzo zmieniać. Już nawet przy moim debiucie, „Sala Samobójców” pojawiła się krytyka, której się nie spodziewałem ale dała mi do myślenia, że ja próbuję amerykanizować Polskę, pokazując rodzinę, która tak naprawdę nie jest Polska. Więc mam wrażenie, że to wynika z tego, że ja po prostu trochę się wychowałem na hollywoodzkim kinie i po prostu na tej popkulturze, co spowodowało, że dzięki tej perspektywie bardzo łatwo mi się pracowało. Szybko złapałem wspólny język z wszystkim na planie. Też jest coś takiego, że jednak jesteśmy dzisiaj tak połączeni, na przykład oglądając wszyscy te same rzeczy. I pamiętam, że akurat był to serial „Sukcesja”, a nasz film też opowiada o rodzinie i to też o dosyć toksycznej rodzinie, z bardzo silnym ojcem, z kolei tutaj mamy bardzo silną matkę. Więc to był serial, o którym sobie mówiliśmy na planie bardzo często i wszyscy oglądali te odcinki, tak więc mamy wspólny rdzeń kulturowy z całym światem. A Polska jest absolutnie w oku cyklonu i po prostu korzystamy z tego.

Zarówno „Good Boy”, na którego czekamy, jak i „Rocznica” są filmami raczej zamkniętymi, takimi hermetycznymi, których akcja rozgrywa się w rodzinie. Dlaczego Twoje ostatnie projekty dotyczą akurat tego szczególnego środowiska?
Jan: To wynika pewnie z dwóch rzeczy. Jedna rzecz jest taka, że robiłem to w trakcie pandemii, więc myślało się o tym, żeby wszystko ograniczać do jednego miejsca, jednego domu i tak dalej. A druga rzecz jest taka, że ja uwielbiam eksplorację rodziny i zawsze się rodzinom przyglądałem. „Sala Samobójców”, „Sala Samobójców. Hejter”, to są dwa filmy o rodzinach. „Boże ciało” jest o wspólnocie, czyli takiej jakby odnalezionej rodzinie. Lubię tematykę zbiorowości versus jednostka. Lubię patrzeć, co zbiorowość robi z jednostkami i czy znajduje sobie czarne owce, oraz jak te czarne owce funkcjonują w rodzinach. I tutaj dokładnie jest to samo. Jest wirus, który zostaje przyjęty do rodziny w postaci Phoebe Dynevor, grającej Elisabeth Nettles i jest brat, który jest trochę wściekły na kobiety w tej rodzinie.
Refleksja nad zmianą społeczną – o czym opowiada film „Rocznica”?
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
„Rocznica” podzielona jest na 5 rozdziałów, które ukazywane są poprzez rodzinne uroczystości. Początkowo jest to tytułowa rocznica 25 zaślubin Paula i Ellen, rysującej się jako głowa rodziny. Sam sposób narracji zbudowany jest na sugestiach, symbolach, mikrogestach aktorów i wybitnej pracy operatorskiej, która wyraźnie wskazuje na pojawiające się napięcia i zmiany. Początkowa atmosfera sielanki, szybko przemienia się w dramat, który dotyka każdego z członków rodziny w zupełnie inny sposób. To wnikliwa analiza stereotypów relacji oraz postaw wobec zmieniającej się struktury państwowej. To także odważne przełożenie radykalności politycznej do amerykańskiej rzeczywistości, która nad wszystko ceni sobie wolność. Jan Komasa wykorzystując rodzinny fundament, okazujący się jako kruchszy niż by się wydawało, stworzył dystopię, która prowokuje, lecz tym samym wskazuje jedną z potencjalnych ścieżek przyszłości. „Rocznica” z pewnością nie pozostawia widza obojętnym, szczególnie wobec mocy jednostki, która odczytywana poprzez pryzmat historii, jest uniwersalnym komentarzem społecznym – przerażająco aktualnym i głęboko niepokojącym.