Reklama

Nowy rok, nowe postanowienia – a moje jest wyjątkowo proste: 1 stycznia idę do kina. I to nie na byle co. „Pomoc domowa” Paula Feiga to film, który zaskakuje nie tylko fabułą, ale też bezczelnością, z jaką igra z widzem. Udaje niewinną, momentami wręcz kiczowatą opowieść, by w najmniej spodziewanym momencie wyprowadzić precyzyjny, bolesny cios.

To jeden z tych seansów, po których wychodzi się z kina z poczuciem, że ktoś bardzo sprytnie nas oszukał – i zrobił to naprawdę dobrze.

Idealny dom, idealna rodzina… i coś bardzo nie tak

Millie, dziewczyna z trudną przeszłością, przyjmuje posadę pomocy domowej w imponującej rezydencji bogatych Winchesterów. Ma sprzątać, gotować, opiekować się dzieckiem i zniknąć w tle. Idealna praca dla kogoś, kto chce się schować przed światem.

Tyle że ten dom od początku emanuje niepokojem. Jego mieszkańcy są jak z katalogu idealnej rodziny – piękni, bogaci, uprzejmi. A jak wiadomo: im doskonalsza fasada, tym mroczniejsze wnętrze.

Zobacz też: To jeden z najbardziej kultowych filmów świątecznych. Do dziś bawi i wzrusza zarazem. Nie przegap, bo już w tym tygodniu trafia do streamingu!

Sydney Sweeney, Amanda Seyfried, "The Housemaid" (2025)
Sydney Sweeney, Amanda Seyfried, "The Housemaid" (2025) Fot. Daniel McFadden/Lionsgate Agencja: THE HOLLYWOOD ARCHIVE / PICTURELUX

Od bestsellerowej książki do kinowego thrillera

Warto podkreślić, że „Pomoc domowa” nie jest oryginalnym scenariuszem, który pojawił się znikąd. To adaptacja niezwykle popularnego thrillera psychologicznego autorstwa Freidy McFadden, który podbił listy bestsellerów i czytelnicze media społecznościowe.

Książka opowiada historię Millie, która podejmuje pracę u bogatej pary Winchesterów i stopniowo odkrywa, że ich idealne na pozór życie skrywa mroczne sekrety. To, co zaczyna się jak spokojna posada, szybko przeradza się w serię manipulacji, kłamstw i niebezpiecznych wydarzeń. W Polsce powieść ukazała się nakładem Wydawnictwa Czwarta Strona i również zdobyła ogromną popularność – co tylko zwiększyło oczekiwania wobec ekranizacji z Sydney Sweeney i Amandą Seyfried w rolach głównych.

Film, który celowo udaje kicz

Paul Feig, kojarzony głównie z komedią, tym razem skręca w stronę thrillera psychologicznego, świadomie flirtując z estetyką telewizyjnych dreszczowców i erotycznych noirów lat 90. Przez pierwszą godzinę „Pomoc domowa” wygląda jak przerysowana historia z pogranicza kiczu: eleganckie wnętrza, przesadnie uprzejme uśmiechy, sceny balansujące na granicy pastiszu.

Łatwo dać się uśpić. Łatwo pomyśleć: „już wiem, dokąd to zmierza”.
I właśnie wtedy film robi zwrot.

Zobacz też: Ten nagrodzony Oscarami film to trzymająca w napięciu gra psychologiczna. Nie zwlekaj z seansem, bo ten hit zaraz znika z Netflixa!

Sydney Sweeney, "The Housemaid" (2025)
Sydney Sweeney, "The Housemaid" (2025) Fot. Daniel McFadden/Lionsgate Agencja: THE HOLLYWOOD ARCHIVE / PICTURELUX

Moment, w którym wszystko się zmienia

To, co wydawało się oczywiste, zaczyna się kruszyć. Perspektywa zmienia się gwałtownie, a widz – podobnie jak główna bohaterka – orientuje się, że był prowadzony dokładnie tam, gdzie chciał reżyser. „Pomoc domowa” nagle zrzuca maskę i staje się pełnokrwistym thrillerem o manipulacji, władzy i cenie bezpieczeństwa.

Druga część filmu nie bierze jeńców. Napięcie gęstnieje, a pozorna niewinność historii okazuje się jedynie przynętą.

Amanda Seyfried kradnie ten film

Ogromną siłą „Pomocy domowej” jest obsada. Amanda Seyfried kradnie każdą scenę – jej bohaterka balansuje między perfekcyjną panią domu a kimś głęboko nieprzewidywalnym. To rola, która zostaje w głowie na długo i może okazać się jedną z ważniejszych w jej karierze.

Sydney Sweeney jako Millie gra bardziej powściągliwie, ale to właśnie ta kruchość i zagubienie budują emocjonalne napięcie. Relacje między bohaterami są gęste od niedopowiedzeń, spojrzeń i cichych konfliktów.

Dlaczego to idealny film na 1 stycznia?

„Pomoc domowa” nie jest filmem subtelnym – i wcale nie próbuje takim być. Jest celowo przesadzona, momentami bezwstydnie pulpowata, ale w tym szaleństwie jest metoda. To kino, które świadomie wykorzystuje schematy, by potem je rozmontować.

Dlatego właśnie 1 stycznia biegnę do kina. Bo to idealny film na nowy początek: przewrotny, niegrzeczny i zaskakująco trafny w swoich obserwacjach. „Pomoc domowa” udaje kicz tylko po to, by chwilę później zadać naprawdę mocny cios.

A takie seanse pamięta się najdłużej.

Zobacz też: Ten nagrodzony Oscarami film to trzymająca w napięciu gra psychologiczna. Nie zwlekaj z seansem, bo ten hit zaraz znika z Netflixa!

Reklama
Reklama
Reklama