Reklama

„Sny o pociągach” nie potrzebują efektów specjalnych ani krzykliwej promocji. To kino, które zostaje w duszy – subtelna opowieść o stracie, czułości i próbie odnalezienia siebie na nowo w świecie, który nie czeka. To właśnie ten film, który sprawia, że po napisach końcowych nie chce się sięgać po pilota, tylko... milczeć.

Historia Roberta Grainiera – cichy bohater burzliwych czasów

W świecie, gdzie kino coraz częściej krzyczy, „Sny o pociągach” szeptem przypomina o tym, co naprawdę istotne. Na ekranie poznajemy Roberta Grainiera – prostego mężczyznę, drwala i robotnika kolejowego. Pracuje, kocha, zakłada rodzinę. Życie płynie, aż do dnia, w którym potężny pożar odbiera mu wszystko. Zostaje sam. A my zostajemy z nim – w jego żałobie, milczeniu, próbie zrozumienia świata, który wymknął się spod kontroli.

Czytaj też: Przyjaźń nie tylko na ekranie. Legendarne gwiazdy lat 90. do dziś łączy wyjątkowa relacja. Przeszły razem więcej, niż myślisz

To portret człowieka, który w milczeniu niesie własne cierpienie, nie szukając poklasku ani słów otuchy. Reżyser Clint Bentley nie opowiada tej historii słowami – on ją maluje. „Sny o pociągach” to film, w którym krajobraz nie jest tłem. Jest bohaterem. Lasy, góry, rwące rzeki, para z lokomotyw – wszystko pulsuje, żyje, oddycha.

Zdjęcia są jak poezja. Każdy kadr to obraz – z jednej strony dziko piękny, z drugiej bolesny w swojej obojętności na ludzkie dramaty. Przestrzeń działa tu jak lustro duszy bohatera. Im więcej ciszy w nim samym, tym donośniej wybrzmiewają szumy drzew, krzyki ptaków i stukot kół pociągów na stalowych szynach. To nie jest tylko kino. To doświadczenie zmysłowe – surowe, piękne, prawdziwe.

Sny o pociągach, film, Netflix
Sny o pociągach, film, Netflix materiały prasowe Netflix

Joel Edgerton, Felicity Jones i mistrzowska obsada dramatu

W roli Roberta Grainiera Joel Edgerton nie gra – on trwa. Jest cichy, obecny, przejmujący. Jeden gest, jedno spojrzenie, jedno zaciśnięcie ust – i już wiemy, co dzieje się w jego duszy. U jego boku Felicity Jones jako Gladys – jego żona, która staje się wspomnieniem. Delikatna, ciepła, ludzka. To rola, która łamie serce i przywołuje łzy. Na ekranie pojawiają się też William H. Macy i Kerry Condon – każde z nich wnosi emocjonalną głębię, spokój i aktorski kunszt. Wszyscy grają na jednej tonacji – subtelnej, wyciszonej, ale trafiającej w najczulsze miejsca.

Sny o pociągach, film, Netflix
Sny o pociągach, film, Netflix materiały prasowe Netflix

Film, który trzeba poczuć – premiera, odbiór i szanse na nagrody

„Sny o pociągach” 21 listopada pojawiły się na Netflixie. Bez wielkiej kampanii, bez krzyku, ale za to z ogromnym echem emocji.

Już pierwsze recenzje wskazują, że to jeden z najmocniejszych kandydatów do nagród sezonu. To film, który ogląda się powoli, jakby na wstrzymanym oddechu. Po którym nie chce się mówić „wow”, ale raczej „dziękuję”. „Sny o pociągach” to kino intymne, duchowe, przejmujące. To opowieść o człowieku, który po wielkiej stracie znajduje nowy sens – w dźwięku wiatru między drzewami, w oddechu pary unoszącej się nad torami, we wspomnieniu tych, których kochał.

Netflix wypuścił film, o którym będzie się mówić długo. A ty – pozwól sobie na ten seans. Tylko proszę: wyłącz telefon, zgaś światło, usiądź w ciszy. I posłuchaj, co ten film ma ci do powiedzenia.

Sprawdź też: Już nie Heweliusz i Furioza! Ten hit Netflixa bije wszelkie rekordy popularności

Reklama
Reklama
Reklama