Reklama

To miał być tylko kolejny utwór. A jednak „Wypijmy za błędy” okazało się piosenką, która nie tylko odmieniła karierę Ryszarda Rynkowskiego, ale i uchwyciła ducha końcówki lat 80. Narodziła się w ciasnym mieszkaniu, przy drewnianym taborecie udającym stół, a rozkwitła w deszczowym Opolu, gdzie prochowiec i kapelusz stały się symbolem „faceta z ulicy”. Publiczność uwierzyła, że to piosenka o niej samej.

Spotkanie w „okrąglaku” i muzyczna propozycja, która miała przełamać schematy

Późna jesień 1988. W okrągłym pomieszczeniu Sali Kongresowej, między kolejnymi wyjściami na scenę, Staszek Sojka przedstawił Jackowi Cyganowi Ryszarda Rynkowskiego. Ryszard, świeżo po rozstaniu z zespołem Vox, trzymał kasetę z nowymi kompozycjami — nagraniami, w których „śpiewał po norwesku”, czyli melodycznie i bez słów, by autor mógł poczuć frazę. Ta kaseta miała stać się iskrą.

Cygan słuchał, wracał do domu, analizował melodię. W jego trzydziestometrowym mieszkaniu na Elektoralnej, gdzie na jednym pokoju mieściły się dwa tapczany, dwie szafy i taboret- stół, nad szkicem piosenki pracowano bez pośpiechu. To miał być start Rynkowskiego jako solisty — i jednocześnie zupełnie inna postać sceniczna.

Zobacz też: Hit lat 80. powstał w pociągu i nikt nie wierzył, że przetrwa. Polacy nucą go od dekad

Zrodzić postać — facet z ulicy zamiast eleganckiego showmana

Najtrudniejszym zadaniem było wymyślenie, kim ma być nowy Ryszard. Vox i jego „Bananowy song” rządziły elegancją, choreografią i garniturami. Tutaj trzeba było czegoś odwrotnego: postaci, którą publiczność pozna od razu — „facet z ulicy”: prochowiec, kapelusz, dwudniowy zarost, niski T-shirt. Ma bić z niego szorstka, męska liryka; ma być ktoś, kogo można spotkać na rogu, na stacji benzynowej, w kolejce do monopolowego.

To właśnie ten autentyczny wizerunek miał sprawić, że piosenka zabrzmi jak opowieść „o nas”, a nie tylko kolejny popowy numer.

Tekst jako dokument codzienności — kolejki, karty i tęsknota za przyjaciółmi

Jack Cygan włożył w słowa kawałki realiów tamtych lat. Do piosenki trafiły obrazy dobrze znane słuchaczom: kilometrowe kolejki do stacji benzynowych, „kartki na życie” — bony na mięso, wódkę czy buty — oraz emeryci, którzy w kolejkowym rytuale wykupują czyjś czas. Stąd wersy o „rzucaniu paru lat, a sklep pęka w szwach” i o tym, że „kupić chcesz, gotówka jest, nie masz czasu stać”.

Był też w tekście cień innego dramatu — rozstania z tymi, którzy wyjechali, zamknęli się w innym świecie, zmienili głos i relacje. To tęsknota i poczucie straty dopełniały gorzkiego obrazu.

Opole 1989 — deszcz, prochowiec i moment, który mieni się jak przebłysk

Próba w amfiteatrze przyniosła pierwsze dobre znaki: koledzy z branży mówili „to jest to”. W Opolu — w deszczu, z parasolami nad widownią — Ryszard wyszedł na scenę w kapeluszu i prochowcu wypożyczonych z teatralnej garderoby. Wydawało się, że na rondzie kapelusza widać kropelki deszczu. Sam artysta, spacerując za kulisami, przygotowywał się w samotności. Gdy Halina Frąckowiak i Ala Majewska upomniały go, by nie chodził po deszczu — odpowiedział lakonicznie: „Jacek kazał mi być facetem z ulicy!”.

Wykonanie było poruszające. Ryszard zaśpiewał autentycznie, z wyczuciem słowa i wyrazem, który sprawił, że publiczność przyjęła go jak syna własnej ulicy. Zdobył nagrodę w konkursie premier XXVI Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu — i to był prawdziwy punkt zwrotny w jego karierze.

Czytaj też: Choć nie miał refrenu, ten hit lat 70. wyprzedził swoje czasy. Polacy pamiętają go do dziś

Triumf, radiowa miłość i urok „szlachetnie gorzkiego” tekstu

Po Opolu utwór ruszył przez listy przebojów i telewizyjne playlisty. Krytycy mówili o „szlachetnie gorzkim” tekście, a publiczność śpiewała wersy, które zdawały się opisywać ich życie. Anegdota, gdy do „Lata z radiem” dzwoni pięcioletni chłopiec, prosząc o „Wypijmy za błędy na góze”, pokazuje, jak słowo trafia do ludzi w najmniej spodziewanych wersjach — i jak piosenka wnika w codzienność.

Co ciekawe, w odróżnieniu od wielu innych kompozycji Jacka Cygana, ten utwór przylgnął do pierwotnego wykonawcy — Ryszarda. Rzadko słyszy się ten numer w innych interpretacjach: stał się jego piosenką-sygnałem, znakiem rozpoznawczym.

Epilog międzynarodowy: hiszpańska wersja i „polskie subtelności”

W 1991 roku piosenka doczekała się adaptacji po hiszpańsku — Vivamos la vida — po wygraniu przez Rynkowskiego międzynarodowego konkursu organizowanego przez hiszpański Czerwony Krzyż. Tłumacz uznał, że „wypijmy za błędy na górze” to polska subtelność trudna do przetłumaczenia dosłownie, więc tytuł zmieniono na „wypijmy za życie”. To dowód, że pewne emocje są uniwersalne, choć ich język bywa lokalny.

Czytaj też: Hit lat 70. narodził się w zadymionym korytarzu, a trafił na salony. Tak powstał legendarny utwór, który oczarował pokolenie

Dlaczego „Wypijmy za błędy” zostało?

Bo to piosenka-zapis czasu: mówi o karcie na wódkę, o staniu w kolejkach, o tęsknocie za tymi, którzy odeszli. I przede wszystkim — dlatego, że ktoś zdecydował, iż autor ma kazać artyście być „facetem z ulicy”. Gdy wizerunek, słowo i melodia zgrały się w jeden punkt, powstał evergreen. I choć minęło wiele lat, wciąż rozpoznajemy w nim naszą codzienność — czasem z goryczą, częściej z czułością.

Ryszard Rynkowski.Opole, 1989-06-25. XXVI Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki.
Ryszard Rynkowski.
Opole, 1989-06-25. XXVI Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki. Fot. umr PAP/Krzysztof Świderski

Źródło: Rozdział „Wypijmy za błędy” z książki Jacka Cygana Życie jest piosenką

Reklama
Reklama
Reklama