Nie uwierzysz, co działo się przy tworzeniu tej legendarnej czołówki serialu PRL. Nigdy by nie powstała, gdyby nie żony artystów
Czołówka serialu "Czterdziestolatek" to nie tylko chwytliwy motyw muzyczny – jej powstanie to prawdziwa historia towarzyskiego spotkania, z udziałem żon artystów, w którym zakrapiane plotki i improwizacja zaproponowały kultową melodię PRL. Oto, jak narodził się przebój, który do dziś wpada w ucho.

Niewielu wie, że słynny motyw "czterdzieści lat minęło" zrodził się podczas nieformalnego, jak to sami twórcy wspominali, "zakrapianego" spotkania w domu Matuszkiewiczów. W atmosferze swobody i humoru, przy udziale żon kompozytorów, narodził się pomysł – i grunt do dalszej pracy nad tekstem i melodią.
"Czterdziestolatek" – czołówka, która przeszła do historii
Czołówka z piosenką "Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień" to dziś nieodłączny element popkultury PRL. Wystarczy kilka pierwszych taktów, by wzbudzić nostalgię w pokoleniach, które dorastały w tamtych czasach. Zaskakujący jest jednak fakt, jak wiele przypadkowości, humoru i kreatywnego chaosu towarzyszyło jej narodzinom.
Utwór idealnie zgrał się z fabułą serialu, opowiadającego o życiu inżyniera Karwowskiego i jego perypetiach w realiach Polski Ludowej. Czołówka stała się jego wizytówką – do tego stopnia, że jej motyw był często cytowany niezależnie od kontekstu serialowego.

Spotkanie, żony artystów i improwizacja – początek czołówki
Nie byłoby ikonicznej czołówki "Czterdziestolatka", gdyby nie wieczorne spotkanie towarzyskie u kompozytora Jerzego "Dudusia" Matuszkiewicza. Jak relacjonował sam artysta, kluczowy pomysł zrodził się w swobodnej, nieco biesiadnej atmosferze:
„W pierwszym odcinku główny bohater obchodzi czterdzieste urodziny. No to pomyśleliśmy sobie, że czterdzieści lat minęło będzie dobrym szlagwortem. No i potem zaczęliśmy ciągnąć ten tekst. Im późniejsza pora i szybciej krążące szklanki, tym bardziej perliste pomysły przychodziły nam do głowy. W zabawę włączyły się nasze żony i tak właściwie zrodził się cały pomysł" – wspominał Matuszkiewicz, cytowany przez Cyfrową Bibliotekę Polską.
Tak właśnie rozpoczął się proces twórczy, który zaowocował ponadczasowym motywem, otwierającym każdy odcinek serialu.
Od nieidealnego tekstu do kultowej melodii dzięki Rosiewiczowi
Choć pomysł na refren był gotowy, pełny tekst piosenki wymagał dopracowania. W pomoc zaangażowano Jana Tadeusza Stanisławskiego – satyryka, który poprawił tekst, dopisując wersy bardziej pasujące do tonu serialu i oczekiwań twórców.
Kluczową decyzją było także znalezienie odpowiedniego wykonawcy. Wybór padł na Andrzeja Rosiewicza, wówczas młodego i obiecującego artystę, który wprowadził do utworu swój charakterystyczny styl. Wspominając nagranie piosenki, mówił:

"Nie znałem, ani Gruzy, ani Matuszkiewicza. Kiedy zwrócili się do mnie z propozycją nie byłem specjalnie znanym artystą. Śpiewałem jazzy w „Stodole” i miałem jakieś tam śmieszne pioseneczki z Asocjacją Hagaw. Ale kiedy usłyszałem ten taki jazzująco-musicalowy kawałek, pomyślałem, że to właśnie w moim stylu. Pamiętam za to dokładnie to nagranie. Tańczyłem wtedy taniec towarzyski i na SGP-S-sie odbywał się turniej taneczny. Tak byłem przejęty, że tuż po tym turnieju zjawiłem się w studio na Myśliwieckiej z numerem startowym na plecach. Bardzo to wszystkich rozbawiło stąd może i taka jakaś pogoda w tej piosence" – relacjonował Rosiewicz w rozmowie z „Radiem Zet”.
Wykonanie Rosiewicza doskonale oddało ducha serialu i sprawiło, że melodia zapadła w pamięć milionom widzów.