Papież potępił ten utwór, a dziś nuci go cały świat. Hit wszech czasów stała się kultowym hymnem
Ta piosenka miała być tylko wyznaniem miłości. Stała się czymś znacznie większym – symbolem seksualnej rewolucji, źródłem medialnych skandali i katalizatorem kulturowych zmian. „Je t’aime… moi non plus” Serge’a Gainsbourga do dziś wzbudza emocje. Historia jej powstania to opowieść o zakazanej namiętności, wielkich nazwiskach i piosence, która miała zniknąć... a podbiła świat.

W dusznym studiu, gdzie światło lamp tworzyło cienie intymności, dwoje ludzi zbliżyło się do mikrofonu jak do tajemnicy. Ona – kobieta, która rozpalała wyobraźnię milionów. On – artysta, który nie znał granic. Gdy zaczęli śpiewać, między dźwiękami zabrzmiał szept namiętności. „Je t’aime… moi non plus” nie było już tylko piosenką. Stało się wyznaniem, prowokacją, mitem. I wstrząsnęło światem mocniej niż niejeden manifest.
Zrodzona z westchnienia: narodziny najodważniejszej ballady świata
Serge Gainsbourg, ekscentryczny bard francuskiej bohemy stworzył subtelną, melancholijną melodię do filmu „Les Cœurs Verts”. Wersja instrumentalna, zatytułowana „Scène de bal”, nie zdradzała jeszcze, że przerodzi się w coś tak prowokującego.
Wszystko zmieniła prośba Brigitte Bardot. Ikona kina i seksbomba poprosiła Gainsbourga o napisanie „najbardziej romantycznej piosenki świata”. On odpowiedział: „Je t’aime… moi non plus” – czyli „Kocham cię… ja też nie”.
Melodia została. Ale tekst… był szeptem namiętności. Jęki, westchnienia, erotyczne insynuacje. Gainsbourg nazwał ją później „pierwszym orgazmem w stereo”.
ZOBACZ TEŻ: Ten hit lat 80. rozkręcał wszystkie prywatki, a legendarny teledysk zapisał się w historii

Brigitte Bardot i nieopublikowana tajemnica z paryskiego studia
W jednym z paryskich studiów spotykają się Brigitte Bardot i Serge Gainsbourg. W relacji od miesięcy iskrzyło – na ekranie i poza nim. W słuchawkach gra „Je t’aime… moi non plus”, mikrofony są włączone, nagrywają. A plotki – jak to w paryskim środowisku artystycznym – rozgrzewają się szybciej niż taśma magnetyczna. Mówiło się, że w studiu doszło do zbliżenia. Że to nie aktorstwo.
Efekt? Piosenka była gotowa, ale... nie mogła ujrzeć światła dziennego. Gunter Sachs, mąż Bardot, zablokował publikację. Skandal wisiał w powietrzu.
Jane Birkin: młoda, odważna i gotowa na burzę
Serge Gainsbourg nie zrezygnował. Los przyniósł mu nową miłość – Jane Birkin. Młoda, brytyjska aktorka i piosenkarka stała się nie tylko jego partnerką, ale i muzyczną towarzyszką.
To właśnie z nią Gainsbourg nagrał wersję, która zmieniła historię popkultury. Londyn, studio przy Marble Arch, rok 1969. Singiel pojawił się na rynku i natychmiast… został zakazany. BBC wyrzuciło go z anteny. Watykan oficjalnie go potępił. Włochy skonfiskowały tysiące egzemplarzy. Hiszpania odmówiła wydania. Niemcy i Brazylia również zareagowały ostrym sprzeciwem.

Ale zakazy tylko podsycały ciekawość. Piosenka trafiła na szczyt listy przebojów w Wielkiej Brytanii, mimo braku radiowej promocji. Sprzedaż? 7 milionów egzemplarzy. Gainsbourg i Birkin stali się najgorętszą parą Europy.
CZYTAJ TEŻ: Magiczna piosenka PRL-u miała trafić do Rodowicz, odrzuciła ją bez wahania. Teraz to hit pokoleń
Piosenka, która rozebrała świat z uprzedzeń
„Je t’aime… moi non plus” nie była tylko piosenką. Stała się manifestem wolności. W czasach, gdy erotyzm był tematem tabu, ten utwór szeptał o pożądaniu wprost do ucha. Dla wielu – szokujący. Dla innych – wyzwalający.
Ich związek był burzliwy, pełen pasji i inspiracji. Piosenka zdefiniowała ich w oczach świata, a ich historia – choć zakończona – pozostała legendą.
Źródło: Onet, Wikipedia