Reklama

W historii polskiej muzyki rozrywkowej zdarzały się utwory, które żyły własnym życiem, ale „Jedzie pociąg z daleka” to przypadek absolutnie wyjątkowy. Piosenka napisana w burzliwym roku 1992 jako komentarz do rozczarowania transformacją ustrojową, nieoczekiwanie przekształciła się w narodowy hymn weselnych parkietów. Jej autor, Jacek Cygan, chciał stworzyć coś lekkiego i radosnego, ale rzeczywistość dopisała własny, zaskakujący scenariusz.

Jak powstało „Jedzie pociąg z daleka”?

Wszystko zaczęło się na wiosnę 1992 roku. Ryszard Rynkowski przywiózł Jackowi Cyganowi muzykę w stylu country, prosząc o pogodny, pełen dobrej energii tekst. Cygan postanowił stworzyć utwór o „wędrowcu bożym”, przeciętnym rodaku z marzeniami. Pierwsze wersy piosenki nawiązywały do tęsknoty za prostym życiem: „Nic nie robić, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić...”.

Jednak atmosfera w kraju była daleka od beztroski. Coraz silniejsze niezadowolenie społeczne, a później afera związana z tzw. listą Macierewicza sprawiły, że autor całkowicie zmienił ton tekstu. W nowej wersji znalazł się refren będący parafrazą dziecięcej rymowanki, kończący się ostrym: „Byle nie do Warszawy!”.

Zobacz też: Hit lat 80. powstał w pociągu i nikt nie wierzył, że przetrwa. Polacy nucą go od dekad

Piosenka, która była odpowiedzią na polityczny absurd

Cygan przyznaje, że piosenka była jego odpowiedzią na atmosferę rozczarowania i chaosu, jaka panowała w Polsce po upadku komunizmu. Absurdalność politycznych wydarzeń, jak oskarżenie Lecha Wałęsy o współpracę z SB, wywołała w nim potrzebę stworzenia czegoś, co pomoże ludziom odreagować.

Dlatego w „Zwierzeniach Ryśka” obok sielskich obrazków znalazły się gorzkie wersy: „Nie oglądać Wiadomości, paru gościom krzyknąć: Pas! Złotej rybce ogryźć ości...”.

Opolska premiera z chorym gardłem i chórem publiczności

Pod koniec czerwca 1992 roku Rynkowski miał wykonać piosenkę w Opolu. Jednak tego dnia stracił głos. Publicznie wyciągnął faksową kartkę z tekstem od Cygana i poprosił amfiteatr: „Pomóżcie!”. Publiczność zaśpiewała razem z nim – i ten moment stał się początkiem triumfalnego marszu utworu przez całą Polskę.

Jak relacjonuje autor, największym sukcesem piosenki było to, że „pomagano także w Warszawie”.

Czytaj też: Choć nie miał refrenu, ten hit lat 70. wyprzedził swoje czasy. Polacy pamiętają go do dziś

Weselny fenomen – jak utwór „wypiął się” na autorów

To, co wydarzyło się potem, przerosło oczekiwania wszystkich. Piosenka, która miała być komentarzem społecznym, stała się... nieodłącznym elementem każdej zabawy weselnej. Na jednym z wesel autor usłyszał znajome „Nic nie robić, nie mieć zmartwień…”, po czym został porwany przez pannę młodą do prowadzenia „pociągu” przez całą salę.

„Zrozumiałem, że oto nasz utwór rozpoczął nowe życie i »wypiął się« na swoich autorów” – wspomina Cygan.

Ucieczki przed własnym hitem – autor na weselach

Od tamtej pory autor unika wesel jak ognia. Podczas wesela w Rabce „pociąg” zaklinował się na schodach, a winą obarczono... maszynistę, czyli samego Cygana. Innym razem, gdy pojawił się w hotelu w Strzegomiu, został „złapany” przez śpiewających weselników i zmuszony do tańca.

Na koncertach Rynkowski śmieje się, że Cygan napisał tekst o obiboku i lekkoduchu, który tylko „chłodne piwko w cieniu pije”. I dodaje: „Wiecie, jak to nazwał? Zwierzenia Ryśka!”. Wersy o „łóżku z baldachimem” pozostawia już do usłyszenia na żywo.

Czytaj też: Hit lat 70. narodził się w zadymionym korytarzu, a trafił na salony. Tak powstał legendarny utwór, który oczarował pokolenie

Jacek Cygan, Ryszard Rynkowski Polska 2001
Jacek Cygan, Ryszard Rynkowski Polska 2001 fot. Mikulski/AKPA

Źródło: Jacek Cygan, Życie jest piosenką, rozdział: Zwierzenia Ryśka, czyli jedzie pociąg

Reklama
Reklama
Reklama