Ten hit lat 90. znają wszystkie pokolenia. Mało kto wie, z kim ikona PRL-u stworzyła kultową piosenkę
To jedna z tych piosenek, którą zna każdy Polak. Słowa, które wracają w ważnych momentach życia – na zakończenie szkoły, przy rozstaniach, czy podczas refleksji nad upływającym czasem. „Ale to już było” Maryli Rodowicz to nie tylko przebój. To emocja, wspomnienie i kawał historii polskiej estrady.

Choć wydaje się, że ich drogi zawsze biegły obok siebie, Maryla Rodowicz i Andrzej Sikorowski przez długi czas mijali się na artystycznych ścieżkach. Ona – megagwiazda polskiej sceny, on – fenomenalny tekściarz i kompozytor oraz serce zespołu „Pod Budą", działający jednak na mniejszych estradach. Mimo to łączyło ich coś więcej niż tylko scena. Była to wzajemna fascynacja. „Maryla była dla mnie zawsze”, wyznał muzyk.
Jak spotkali się Maryla Rodowicz i Andrzej Sikorowski?
Ich współpraca to zasługa perkusisty „Skaldów" – Jana Budziaszka, który w drugiej połowie lat 80. grał zarówno z Marylą, jak i z formacją „Pod Budą". To on stał się mostem między ulubieńcami słuchaczy. Muzykowi udało się przekonać Sikorowskiego, by złamał swoją zasadę i napisał coś nie dla swojego zespołu, ale też dla Maryli. I się udało.

Początki współpracy, która zmieniła polską scenę
Zaczęło się niewinnie. „Sen o wannie”, potem „Rozmowa przez ocean”, wreszcie nagrodzona w Opolu „Polska Madonna” z tekstem Agnieszki Osieckiej, lecz z jego muzyką. Każdy kolejny utwór udowadniał, że chemia między nimi działa. Maryla chciała więcej – zaproponowała nawet cały album z tekstami Sikorowskiego. Ten odmówił, ale nie zamknął drzwi. „Maryla, kiedy już złapie przyczółek, drąży, ciśnie z całych sił. Widocznie odpowiadało jej to, co pisałem, stąd coraz częstsze spotkania, dłuższe rozmowy i – co może zaprzeczyć obiegowym opiniom o jej sporach z twórcami – bardzo dobra współpraca. Ani razu nie spieraliśmy się w sprawie tego, co dla niej pisałem. Nagrywałem utwór na kasetę, przesyłałem jej przez kogoś, kto jechał do Warszawy i potem właściwie słuchałem już gotowej, nagranej piosenki. Zresztą nie musiałem się martwić o interpretację, Maryla jest pod tym względem bardzo profesjonalna. Napisałem jej jeszcze coś, może ze dwie-trzy piosenki i doszło do takiego momentu, że troszkę nie miałem już na nią pomysłu", wspominał.
„Może coś o przemijaniu?” – kulisy powstania przeboju „Ale to już było"
W 1992 roku podczas jednego ze spotkań nastąpił przełom. „To było gdzieś w 1992 r. A ona dzwoniła, oczekiwała na coś nowego. Wreszcie podczas jakiegoś spotkania, jej to powiedziałem. Ale nie zrezygnowałem i pytam, czy może mi coś podrzuci, może jest coś takiego, o czym chciałaby śpiewać. I wtedy ona mówi „No nie wiem. Może coś o przemijaniu”. Bardzo lubię pisać na zadany temat. Wziąłem się do pracy i tak powstała 'To już było'", opowiadał Andrzej Sikorowski.
Maryla doskonale pamięta tamte czasy. „Z Andrzejem nie było łatwo, trzeba było dziesiątki razy do niego wydzwaniać, żeby coś przysłał, a to przez konduktora, a to jak był w Warszawie. W tym przypadku osobiście wręczył mi jakieś zawiniątko, które po rozpakowaniu zawierało kasetę, a na niej wbrew moim oczekiwaniom, tylko jedną piosenkę. Ale za to jaką? Od razu wzięłam gitarę, gram i wiem, że to będzie hicior. Bo to było świetne, tak trafione. Dzwonię do niego mówię mu o tym, a on odpowiada „Wiedziałem”", zwierzyła się wokalistka.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Swatała ją z Krajewskim, dziś są nierozłączne. Sekret przyjaźni Rodowicz i Vondráčkovej ujrzał światło dzienne

Czy „Ale to już było” to biografia Maryli Rodowicz?
Choć autor zaprzecza, jakoby pisał biografię Maryli, trudno nie zauważyć podobieństw. Limuzyny, kolekcja płyt, wywiady – wszystko to brzmi znajomo. Sam Sikorowski podkreśla jednak, że chodziło o obraz życia estradowego w tamtych czasach – raz sala kongresowa, raz remiza. Dla wielu jednak piosenka jest osobistym wspomnieniem Maryli. I nie bez powodu. To hymn życia pełnego wzlotów i upadków, ale też wewnętrznej siły.
Na stronie Cyfrowej Biblioteki Polskiej Piosenki czytamy: „Mamy tu „czasem podróż najlepszym z aut”, a Maryla jeździła przecież porsche, mamy „na regale kolekcja płyt i wywiadów pełne gazety”. Andrzej protestuje: ta piosenka to obraz estradowego życia tamtych czasów. Raz jechało się limuzyną, raz rozklekotanym robrem (to była taka enerdowska ciężarówka przystosowana do przewozu osób – przyp. red.) raz występowało się w Sali Kongresowej, częściej w nieogrzewanej świetlicy, a nawet remizie. To może zaśpiewać każdy, choć w istocie ta kolekcja płyt i wywiady są bliższe Maryli".
Emocje, zazdrość i nieśmiertelność piosenki „Ale to już było"
Czy są zazdrośni o ten sukces tego hitu? Andrzej – nie. Sam czasem ją śpiewa, choć kameralnie. Maryla? „Pewnie, że jestem, ale też go rozumiem, że nie może się oprzeć. To jest tak przebojowe, tak mocny numer w koncercie, że na jego miejscu zrobiłabym tak samo. Zresztą ma absolutne prawo, chwalić się swoim hitem”.
Nie ma wątpliwości – „Ale to już było” to więcej niż przebój. To historia zamknięta w kilku minutach muzyki. Historia, którą śpiewają z nami całe pokolenia. I nic nie wskazuje na to, by miało się to zakończyć.
Niedawno piosenkarka wydała odświeżoną wersję utworu, którą stworzyła wraz z Tribbsem.
CZYTAJ TEŻ: Magiczna piosenka PRL-u miała trafić do Rodowicz, odrzuciła ją bez wahania. Teraz to hit pokoleń
