Reklama

Piosenka „Tych lat nie odda nikt” miała nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Kompozytor Władysław Szpilman nie traktował jej poważnie, ale dzięki determinacji Ireny Santor utwór stał się jednym z największych evergreenów polskiej estrady. Poznaj jego prawdziwą historię.

Geneza przeboju „Tych lat nie odda nikt”

Wszystko zaczęło się od potrzeby stworzenia czegoś radosnego. Irena Santor i jej aranżer, pan Bogdanowicz, szukali lekkiej, pogodnej piosenki do nowej płyty. Zwrócili się z prośbą do legendarnego Władysława Szpilmana, by ten zaprezentował coś odpowiedniego.

Szpilman zaproponował „Ja jestem twoja” – utwór piękny, ale zbyt rozlewny, zbyt poetycki. Nie o to chodziło! Santor i Bogdanowicz naciskali – chcieli czegoś, co poruszy serca, ale zostanie w głowie. Szpilman w końcu... sięgnął po zapomnianą piosenkę.

„Do płyty szukaliśmy kiedyś z moim aranżerem, panem Bogdanowiczem, piosenki takiej radosnej, żywej. I prosiliśmy Władysława Szpilmana, żeby nam coś przedstawił. On nam rzeczywiście przedstawił, ale piosenkę rozlewną, cudowną, do poetyckiego tekstu. "Ja jestem twoja”, opowiadała legendarna wokalistka w rozmowie z Moniką Tarką w Radio Pogoda.

Czytaj też: Ten przebój lat 70. ma dla niej osobisty wymiar. Pierwsza dama polskiej piosenki ujawniła poruszające kulisy hitu PRL

Dlaczego Władysław Szpilman nie wierzył w tę piosenkę?

Władysław Szpilman miał jasne zdanie. Gdy zaprezentował „Tych lat nie odda nikt”, wyraźnie zaznaczył, że nie uważa jej za nic szczególnego. Leżała gdzieś z boku, odłożona, niemal zapomniana. „Powiedział jeszcze: »Nie, to nie jest piosenka, którą chciałbym państwu ofiarować. Ja takie piosenki to piszę trzy dziennie«", miał powiedzieć.

Irena Santor musiała ją wywalczyć. „W końcu przegrał nam tę piosenkę, a my powiedzieliśmy: "No i o to chodziło!". Ale podobno najpierw nie chciał jej dać, bo tam gdzieś leżała z boku. On tak nie za bardzo był z niej zadowolony”, opowiadała w Radio Pogoda. „Musiałam ją wyszarpać” – tak dosadnie opisała sytuację sama Irena Santor.

I dobrze, że nie odpuściła! Bo gdy tylko zabrzmiały pierwsze nuty „Tych lat nie odda nikt” – publiczność zakochała się bez pamięci. Utwór natychmiast trafił do serc słuchaczy i... już nigdy z nich nie zniknął.

Irena Santor, 1970
Irena Santor, 1970 Narodowe Archiwum Cyfrowe

Fenomen tekstu i siła interpretacji

Chociaż prowadząca rozmowę w Radiu Pogoda, Monika Tarka, zasugerowała, że to dzięki interpretacji Santor utwór zyskał nieśmiertelność, artystka z typową dla siebie skromnością wskazała na utalentowanego autora tekstu.

To jest zasługa cudownego tekstu Winklera. Ta pierwsza zwrotka, że ach, już się wszystko skończyło. Ale w drugiej, zaraz, zaraz: wszystko jeszcze wróci. To jest bardzo piękna, pozytywna piosenka. I w muzyce, i w tekście – mówiła z uśmiechem. To właśnie to balansowanie między nostalgią a nadzieją sprawiło, że piosenka poruszyła miliony. W muzyce, i w słowach – cała prawda o życiu, przemijaniu, emocjach...

Z perspektywy lat wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że taki utwór mógł pozostać w szufladzie. A jednak – „Tych lat nie odda nikt” było bliskie tego, by nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Gdyby nie upór Ireny Santor, polska muzyka straciłaby jeden z najpiękniejszych kawałków swojej historii.

Dziś to absolutny klasyk. Bez tej piosenki nie może obyć się żadne spotkanie Ireny Santor z publicznością. Jest symbolem, wspomnieniem, i... manifestem emocji, których nie da się oddać słowami.

Czytaj też: Ten wielki hit lat 70. przyniósł "polskiej ABBIE" sławę na Zachodzie. Mało kto zna historię kultowego utworu

Irena Santor, Viva! 1/2022
Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama
Reklama
Reklama