Wielki przebój lat 60., prawie przepadł. Dziś to klasyk! Kulisy powstania niezapomnianego hitu Santor zaskakują
Mogła przepaść w szufladzie. Kompozytor nie wierzył w jej siłę, nazywając ją jedną z wielu. A jednak „Tych lat nie odda nikt” – dzięki uporowi Ireny Santor – stała się jednym z najpiękniejszych i najbardziej ponadczasowych przebojów polskiej estrady. Za tą piosenką kryje się historia pełna zaskoczeń, emocji i... szczęśliwego przypadku.

Piosenka „Tych lat nie odda nikt” miała nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Kompozytor Władysław Szpilman nie traktował jej poważnie, ale dzięki determinacji Ireny Santor utwór stał się jednym z największych evergreenów polskiej estrady. Poznaj jego prawdziwą historię.
Geneza przeboju „Tych lat nie odda nikt”
Wszystko zaczęło się od potrzeby stworzenia czegoś radosnego. Irena Santor i jej aranżer, pan Bogdanowicz, szukali lekkiej, pogodnej piosenki do nowej płyty. Zwrócili się z prośbą do legendarnego Władysława Szpilmana, by ten zaprezentował coś odpowiedniego.
Szpilman zaproponował „Ja jestem twoja” – utwór piękny, ale zbyt rozlewny, zbyt poetycki. Nie o to chodziło! Santor i Bogdanowicz naciskali – chcieli czegoś, co poruszy serca, ale zostanie w głowie. Szpilman w końcu... sięgnął po zapomnianą piosenkę.
„Do płyty szukaliśmy kiedyś z moim aranżerem, panem Bogdanowiczem, piosenki takiej radosnej, żywej. I prosiliśmy Władysława Szpilmana, żeby nam coś przedstawił. On nam rzeczywiście przedstawił, ale piosenkę rozlewną, cudowną, do poetyckiego tekstu. "Ja jestem twoja”, opowiadała legendarna wokalistka w rozmowie z Moniką Tarką w Radio Pogoda.
Dlaczego Władysław Szpilman nie wierzył w tę piosenkę?
Władysław Szpilman miał jasne zdanie. Gdy zaprezentował „Tych lat nie odda nikt”, wyraźnie zaznaczył, że nie uważa jej za nic szczególnego. Leżała gdzieś z boku, odłożona, niemal zapomniana. „Powiedział jeszcze: »Nie, to nie jest piosenka, którą chciałbym państwu ofiarować. Ja takie piosenki to piszę trzy dziennie«", miał powiedzieć.
Irena Santor musiała ją wywalczyć. „W końcu przegrał nam tę piosenkę, a my powiedzieliśmy: "No i o to chodziło!". Ale podobno najpierw nie chciał jej dać, bo tam gdzieś leżała z boku. On tak nie za bardzo był z niej zadowolony”, opowiadała w Radio Pogoda. „Musiałam ją wyszarpać” – tak dosadnie opisała sytuację sama Irena Santor.
I dobrze, że nie odpuściła! Bo gdy tylko zabrzmiały pierwsze nuty „Tych lat nie odda nikt” – publiczność zakochała się bez pamięci. Utwór natychmiast trafił do serc słuchaczy i... już nigdy z nich nie zniknął.

Fenomen tekstu i siła interpretacji
Chociaż prowadząca rozmowę w Radiu Pogoda, Monika Tarka, zasugerowała, że to dzięki interpretacji Santor utwór zyskał nieśmiertelność, artystka z typową dla siebie skromnością wskazała na utalentowanego autora tekstu.
„To jest zasługa cudownego tekstu Winklera. Ta pierwsza zwrotka, że ach, już się wszystko skończyło. Ale w drugiej, zaraz, zaraz: wszystko jeszcze wróci. To jest bardzo piękna, pozytywna piosenka. I w muzyce, i w tekście” – mówiła z uśmiechem. To właśnie to balansowanie między nostalgią a nadzieją sprawiło, że piosenka poruszyła miliony. W muzyce, i w słowach – cała prawda o życiu, przemijaniu, emocjach...
Z perspektywy lat wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że taki utwór mógł pozostać w szufladzie. A jednak – „Tych lat nie odda nikt” było bliskie tego, by nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Gdyby nie upór Ireny Santor, polska muzyka straciłaby jeden z najpiękniejszych kawałków swojej historii.
Dziś to absolutny klasyk. Bez tej piosenki nie może obyć się żadne spotkanie Ireny Santor z publicznością. Jest symbolem, wspomnieniem, i... manifestem emocji, których nie da się oddać słowami.
Czytaj też: Ten wielki hit lat 70. przyniósł "polskiej ABBIE" sławę na Zachodzie. Mało kto zna historię kultowego utworu
