Wyśpiewała wielki hit epoki PRL, a wcześniej prawie go odrzuciła. Ikona polskiej sceny po latach ujawniła kulisy kultowego przeboju
Kiedy Irena Jarocka zaśpiewała ten utwór, nie wiedziała, że stanie się on nie tylko jej największym przebojem, ale także symbolem lat 70. „Motylem jestem” przyniosło jej Piosenkę Roku i otworzyło drzwi do filmu, jednocześnie wywołując kontrowersje i emocje, które towarzyszą tej piosence do dziś.

Lata 70. w Polsce należały do niej. Irena Jarocka, delikatna, a jednocześnie charyzmatyczna, dzięki jednemu utworowi trafiła do serc milionów. „Motylem jestem” – przebój, który miał być tylko kolejną piosenką w jej repertuarze. Przyniósł sukces, otworzył drzwi do świata kina, ale też sprowadził na artystkę nieoczekiwane kontrowersje.
Jak narodził się przebój „Motylem jestem”?
Niepozorna melodia, która początkowo miała być tylko instrumentalną ścieżką dźwiękową do serialu kryminalnego „S.O. S”, okazała się początkiem wielkiej historii. Andrzej Korzyński skomponował muzykę, a Andrzej Tylczyński dopisał do niej tekst, który wzbudził w Jarockiej mieszane uczucia.
Artystka nie od razu była zachwycona utworem. Lęk przed skojarzeniami, plotkami i niepotrzebnymi interpretacjami sprawił, że przez moment wahała się, czy powinna go w ogóle zaśpiewać. Los jednak zdecydował inaczej. W 1975 roku „Motylem jestem” zdobyła tytuł Piosenki Roku i na zawsze wpisała się w krajobraz polskiej muzyki. „Bałam się niestosownych skojarzeń na mój temat. Po plotkach, jakie pojawiły się po powrocie z Paryża, byłam uczulona na różne opinie i bardzo się nimi przejmowałam”, opowiadała o kulisach na łamach „Motylem jestem, czyli piosenka o mnie samej”.

Od Piosenki Roku do filmowego romansu
Sukces utworu nie zatrzymał się na estradzie. Piosenkę pokochała publiczność, a jej fenomen dostrzegli także filmowcy. Reżyser Jerzy Gruza postanowił przenieść magię Jarockiej na ekran, obsadzając ją w filmie „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”.
Kinowa produkcja opowiadała o inżynierze Stefanie Karwowskim, bohaterze popularnego „Czterdziestolatka”, który spotyka na swojej drodze gwiazdę estrady – graną właśnie przez Irenę Jarocką. Między nimi rodzi się zauroczenie, które staje się osią filmowej opowieści.
Kontrowersje i listy od oburzonych fanów
Film stał się sukcesem, ale także źródłem… problemów. Część widzów nie potrafiła oddzielić fikcji od rzeczywistości. Do Jarockiej zaczęły napływać listy od oburzonych fanek, które zarzucały jej, że rozbija rodzinę filmowego Karwowskiego.
„Motylem jestem” stało się więc nie tylko przebojem estrady, ale i iskrą, która wzbudziła prawdziwe emocje wśród publiczności. Piosenkarka – choć wcielała się tylko w rolę – musiała zmierzyć się z tym że dla wielu odbiorców ekranowa historia była jak najprawdziwsza. To, co widzowie uznali za romans, było w rzeczywistości efektem niezwykłej charyzmy artystki i aktorskiej szczerości.
Źródło: Interia Muzyka

„Motylem jestem” – ponadczasowy symbol lat 70.
Dziś, kiedy wspominamy lata 70., trudno wyobrazić sobie ten czas bez melodii, która unosiła się w powietrzu jak najdelikatniejsze skrzydła motyla. „Motylem jestem” stała się hymnem tamtej dekady – piosenką lekką, a jednocześnie głęboką w przekazie.
To więcej niż hit. To symbol epoki, w której rodziły się gwiazdy, a muzyka była nie tylko rozrywką, ale i sposobem na życie. Dla Ireny Jarockiej „Motylem jestem” było początkiem wielkiej kariery, ale też momentem, w którym fikcja i rzeczywistość niebezpiecznie się przeniknęły.
Czytaj też: O tym, co zrobiła Brodka huczy cały internet. W takiej odsłonie jeszcze jej nie słyszeliście