Zaskakujące kulisy hitu wszech czasów zespołu Queen. Freddie Mercury był gotów na wszystko, by stworzyć arcydzieło
To nie jest zwykła piosenka. To sześciominutowa muzyczna opowieść, która zrewolucjonizowała popkulturę. „Bohemian Rhapsody" do dziś zachwyca, fascynuje i wzbudza emocje. Ale czy wiedzieliście, że Freddie Mercury początkowo chciał zatytułować ją… „The Cowboy Song"? Prawdziwa historia tego przeboju mogłaby posłużyć za scenariusz do filmu – zresztą, tak się właśnie stało.

Wszystko zaczęło się, zanim świat poznał zespół Queen. Freddie Mercury, jeszcze jako student londyńskiego Ealing Art College, zaczął szkicować pierwsze linie tekstu. W głowie miał koncepcję muzycznej opowieści, która połączy klasykę, rock i dramat. Brzmi jak szaleństwo? Tak, ale Mercury zawsze wierzył w to, co robił. Nikt wówczas nie podejrzewał, że jego zapiski z lat 60. przerodzą się w największy hit XX wieku.
Freddie Mercury zaczął pisać „Bohemian Rhapsody” już pod koniec lat 60. Pierwotnie hit wszech czasów miał się nazywać „The Cowboy Song"
Brian May wspomina, że Freddie pokazał zespołowi pierwsze pomysły w latach 70., a roboczy tytuł brzmiał „The Cowboy Song". Skąd taki wybór? Inspiracją był dramatyczny wers „Mama… just killed a man”, który przypominał klimat westernów. Mercury miał ze sobą całe stosy kartek – ręczne notatki, teksty, pomysły na harmonię. Był pełen pasji i wizji, jak stworzyć coś absolutnie unikalnego.
Podczas prób uderzał w klawisze z ogromną energią. Jego sposób grania przypominał perkusję, co dodawało utworowi niezwykłej intensywności. Wkrótce zapadła decyzja – zamiast dzielić pomysły na kilka utworów, Mercury połączył je w jedną, wieloczęściową kompozycję. Tak narodziła się muzyczna miniopera, która na zawsze odmieniła historię rocka.

Trzy tygodnie pracy i 160 warstw wokali. Tak powstało dzieło wszech czasów
Pierwsze próby zespół rozpoczął w Ridge Farm Studio w Surrey, następnie przenieśli się do Penrhos Court w Herefordshire. Kulminacja nastąpiła 24 sierpnia 1975 roku w Rockfield Studios w Walii. To tam nagrano finalną wersję. Brian May określił ten moment jako „ekstatyczny”.
Szczególnie skomplikowany był fragment operowy. Freddie przez tydzień dopracowywał każdy niuans, każdą harmonię. Powstało aż 160 warstw wokali. Mercury śpiewał w rejestrze środkowym, Brian May w niskim, a Roger Taylor w wysokim. John Deacon, choć nie śpiewał, dodał niepowtarzalne brzmienie na gitarze basowej. Mercury z pasją nagrywał kolejne partie, aż uzyskał efekt chóru. Słynne „mamma mia”, „Galileo” czy „Figaro” przechodziły między oktawami niczym dźwiękowy spektakl.
Według Briana May’a, taśma była tak intensywnie eksploatowana, że zaczęła się zużywać. Dowód na to, ile pracy i serca włożono w ten utwór.
Tajemnicze znaczenie tekstu – Scaramouche, Bismillah i Beelzebub
Tekst „Bohemian Rhapsody” to prawdziwa zagadka. Pojawiają się w nim postaci jak Scaramouche (postać z komedii dell’arte), słowo „Bismillah” (oznaczające „w imię Allaha”) i Beelzebub (starożytne określenie diabła). Znajdziemy też odniesienie do Galileusza – co może być ukłonem wobec Briana May’a, późniejszego doktora astrofizyki.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ten hit lat 90. to jeden z największych protest songów w historii. Tekst kultowego przeboju wywołał niemałe zamieszanie

Freddie nigdy nie zdradził, co naprawdę oznacza piosenka. Brian May sugerował, że wokalista przemycił w niej osobiste przeżycia i emocje, być może związane z życiem prywatnym i zmaganiami z tożsamością. Mercury powiedział kiedyś: „Ludzie powinni po prostu posłuchać utworu, zastanowić się i sami zdecydować, co on dla nich znaczy”.
Początkowo nikt nie wierzył w sukces tego utworu
Wytwórnia miała wątpliwości. Utwór był zbyt długi jak na standardy radiowe. Ale Queen się nie poddało. Z pomocą przyszedł radiowiec Kenny Everett, który odtwarzał „Bohemian Rhapsody” wielokrotnie na antenie Capital Radio. Publiczność oszalała, a singiel zdobywał listy przebojów w błyskawicznym tempie.
Utwór stał się obowiązkowym punktem koncertów zespołu Queen. W tym słynnego występu na Live Aid w 1985 roku. W 2004 roku trafił do Grammy Hall Of Fame. W 2018 roku oficjalnie ogłoszono go najczęściej odtwarzaną piosenką XX wieku.
To nie tylko muzyka – to emocje, sztuka i legenda, która nadal żyje. A wszystko zaczęło się od młodego studenta i tytułu „The Cowboy Song”.
CZYTAJ TEŻ: Ten wers tekstu zdradza wszystko. To dlatego fani wiedzą, że „Mr Perfectly Fine” to utwór o Joe Jonasie
