Była asystentką Szejka, ujawniła sensacyjne kulisy. Nie uwierzysz, co musiała robić w pracy. Przekraczanie granic to dopiero początek
Anna Kolasińska-Szemraj przez pół roku pracowała jako asystentka szejka w Dubaju. W wywiadzie dla „Dzień Dobry TVN” opowiedziała, co naprawdę oznaczało bycie na każde zawołanie. Jej relacja zaskakuje autentycznością i bezpośredniością.

Praca w luksusie, ale na granicy wytrzymałości – tak można opisać doświadczenie Anny Kolasińskiej-Szemraj, która z pokładu samolotu Etihad Airways trafiła do świata prywatnych apartamentów arabskiego szejka. To opowieść o blaskach i cieniach pracy w otoczeniu nieograniczonego bogactwa, ale też wymagającej pełnej dyspozycyjności i odporności psychicznej.
Od linii lotniczych do pałacu szejka
Anna Kolasińska-Szemraj rozpoczęła swoją zawodową przygodę na Bliskim Wschodzie od pracy w liniach lotniczych Etihad Airways w Abu Dhabi. prywatnej asystentki szejka. Choć miała już doświadczenie życia na Bliskim Wschodzie, poziom luksusu w nowej pracy ją zaskoczył.
"Ja już mieszkałam w Emiratach Arabskich przez 3 lata wcześniej, więc teoretycznie byłam przyzwyczajona, [...], ale jednak to robiło wrażenie — np. wejście do hotelu w Londynie, który jest jednym z lepszych hoteli i szejk ma dwa piętra wynajęte, a nie pojedynczy pokój. Ma własne dywany rozkładane w apartamentach, które są za 100 tysięcy złotych. Wszystko jest przygotowywane pod niego. To jest abstrakcyjne. Myślę, że jeżeli nie miało się z tym styczności, to ciężko to sobie w ogóle wyobrazić" — mówiła w rozmowie z "Dzień Dobry TVN".

Była asystentka szejka nie kryje, że wiele obowiązków w nowej pracy zupełnie ją zaskoczyło.
„Zadania były bardzo absurdalne, były bardzo wymagające. Często było tak, że szejk decydował np. że za dwie godziny chce polecieć do Londynu z Paryża, więc ja biegłam po jego ulubione macaronsy – bo one musiały być absolutnie na pokładzie – wracałam, przebierałam się i jechałam na lotnisko”.
- ZOBACZ TEŻ: Najjaśniejsza gwiazda „Idola” nagle zniknęła z show-biznesu. Mało kto wie, jak dziś żyje
Swoboda stroju – pod warunkiem akceptacji
Choć pracowniczki miały pewną dowolność, strój musiał odpowiadać oczekiwaniom przełożonego:
„Ja i moja zmienniczka mogłyśmy zdecydować, co nam się podoba i jak byśmy chciały się ubierać. Oczywiście musiałyśmy dostać akcept od szejka, wysyłając mu zdjęcia, czy to jest ok. Ale miałyśmy pewnego rodzaju dowolność i dostawałyśmy pieniądze na zakup np. garnituru Hugo Bossa”.
Anna otrzymała od szejka luksusowy prezent – zegarek Rolex. Zaznacza jednak, że to nie była forma relacji osobistej, lecz wynik pozytywnej oceny jej pracy. Tego typu gesty były naturalne w tamtej kulturze biznesowej.
Dlaczego zdecydowała się odejść?
Mimo prestiżu i wysokiego wynagrodzenia Anna zrezygnowała z pracy po sześciu miesiącach. Jak wyznała w rozmowie z „Dzień Dobry TVN”, intensywność, tempo oraz ciągła gotowość do działania zaczęły przekraczać jej granice psychiczne i fizyczne.
"Od samego początku ta praca przekraczała granice tego, co ja znałam. Myślałam, że ja przychodzę do tej pracy jako stewardessa. Okazało się, że to nie jest o tym, że ja np. musiałam obierać pomidora, którego przynosiła pani z obsługi hotelowej, co teoretycznie mogła zrobić obsługa hotelowa. Musiałam być na każde zawołanie — nawet do tego stopnia, że jak [szejk — przyp. red.] miał ochotę wieczorem obejrzeć sobie film w towarzystwie, to ja byłam taką kumpelą do towarzystwa" — podsumowała 35-latka.
Praca u szejka była dla niej intensywną lekcją: jak wygląda funkcjonowanie w świecie ekstremalnego luksusu, jakie wyzwania stoją przed osobami zatrudnianymi do obsługi prywatnych odrzutowców i co oznacza ciągłe bycie „na zawołanie”. To, co dla jednych może brzmieć jak bajka, dla niej było testem charakteru, granic i odwagi.
- SPRAWDŹ TEŻ: Miłość się skończyła, a pierścionek został. Gwiazda „Top Model” ujawniła prawdę o przykrej pamiątce po drugim mężu
