Była ikoną TV, dziś ceni spokój i rodzinę. Ale tej jednej rzeczy żałuje
Ikona telewizji. Niepowtarzalna. Wybitna. Z dystansem do siebie. Członkini rady nadzorczej Telewizji Polsat. Prywatnie mama i babcia. Mówi, że teraz ma czas na robienie tego, co kocha. Nina Terentiew w błyskotliwej, bardzo osobistej rozmowie o meandrach życia zawodowego i prywatnego. I o tym, dlaczego nie lubi, kiedy się ją nazywa królową, carycą, cesarzową. „Skąd Ty się taka wzięłaś?”, pyta Krystyna Pytlakowska.

- Krystyna Pytlakowska
Zna ją cała Polska – to ona wprowadzała na ekrany największe gwiazdy, kreowała trendy i sprawiła, że telewizja nabrała kolorów. Ale dziś Nina Terentiew częściej zakłada szerokie spodnie niż szpilki, woli śmiech bliskich od czerwonych dywanów, a zamiast podróży do Cannes wybiera dom w lesie i budki lęgowe dla ptaków. W szczerej rozmowie pokazuje się jako kobieta, która naprawdę wie, co znaczy żyć – na własnych zasadach, z ogromnym sercem dla wnuków, zwierząt i przyjaciół.
Rodzina to jej bastion. Kim są najbliżsi Niny Terentiew? Wywiad VIVA!
[...]
– Musiałaś być oryginalna pod każdym względem.
Kobieta musi się wyróżniać. Nie powiesz mi, że to było normalne, by wszyscy chodzili ubrani na szaroburo, a potem wszyscy w cudownych ubraniach Grażyny Hase z Domów Centrum. Ludzie powinni się różnić między sobą, także tym, co mają na sobie. Lubiłam i lubię do dziś mieć kolorowe okulary i coś ekstrawaganckiego. Nie istnieje dla mnie pojęcie „ubrana niestosownie do swojego wieku”. Chodzę więc teraz w modnych szerokich spodniach i się nie przejmuję.
– Jednocześnie jesteś babcią i bardzo młodą kobietą.
Przecież to cudowne być babcią. Z rozkoszą opowiadam wszystkim o moich wnukach. O Jadzi, która chce być baletnicą lub sportsmenką, i Stanisławie, który pięknie maluje i któremu chyba przekazałam w genach wielką miłość do zwierząt. Bardzo kocham moje wnuki i mam z nimi porozumienie. Ostatnio wnuki nabrały do mnie większego szacunku, bo zrozumiały, że moja praca to nie byle co. Kiedy poszliśmy do restauracji Michela Morana, który mnie czule przywitał, Jadzia powiedziała z podziwem: „Babciu, Michel prowadzi dla dzieci program o gotowaniu, a ty go znasz? Może moglibyśmy się z nim sfotografować?”. Pytam: „Michel, czy zechcesz?”. „Oczywiście”, odpowiedział. No i mamy to!

– A czy w ogóle jest ktoś, kogo nie znasz?
Jest, ale wnuki o tym nie wiedzą, bo kiedy składają zamówienie na zdobycie biletów na występ zespołu Kwiat Jabłoni, ja to realizuję i te bilety mają. Nie przypuszczałam, że aż tak będę umiała kochać takie małe zające!
– Bardziej niż telewizję?
Telewizja jest częścią mnie, wyzwaniem, a ja lubię wyzwania! Ale wnuki to prawdziwy dar z nieba. Miłość do nich uskrzydla.
– Urodziłaś się do niezwykłego życia.
Nie wszystko w nim było piękne i usłane różami. Popełniałam też wiele błędów. Z moim pierwszym mężem Robertem, mimo rozwodu, jesteśmy w wielkiej przyjaźni, mamy wspólnego syna i wnuki. Jesteśmy więc silną rodziną i zawsze możemy na siebie liczyć.
– Masz jakieś pomysły na nowości w swoim życiu? Pojechać gdzieś, zjeść coś, poznać kogoś?
Byłam w bardzo wielu niezwykłych miejscach. Jadłam bardzo różne rzeczy, a niektórych w ogóle nie ruszyłam i nie ruszę. Wiek ma to do siebie, że myślisz: Tyle już widziałam, tyle miałam, a tak lubię być w domu ze swoim psem na kanapie, obejrzeć fajny film, iść do pracy, zobaczyć, co tam w trawie piszczy, dołożyć cegiełkę tam, gdzie mogę ją dołożyć. Ale już nigdzie nie pędzę. Mam też dom w lesie i jest to miejsce spokoju i przyjemności. Tam jeździmy z przyjaciółmi, śmiejemy się z różnych głupot. Uwielbiam się śmiać. Wspomniałam już wcześniej, że miałam szansę kiedyś przeprowadzić wywiad z moim ówczesnym idolem, Marcellem Mastroiannim, w którym kochała się większość kobiet. On miał szansę zostać aktorem na skalę światową, nie tylko europejską. Odmówił jednak propozycji z Hollywood i gdy zapytałam go dlaczego, odpowiedział mi, że na ulicach Hollywood nie byłoby tylu pięknych Włoszek, nie mógłby chodzić do swojego ulubionego fryzjera i wieść z nim długich dysput na temat filmów czy też jeść wyśmienitych włoskich dań w ulubionych restauracjach. Wtedy jego decyzja wydawała mi się dziwaczna, bo uważałam, że należy chwytać każdą wielką propozycję, ale dzisiaj już go doskonale rozumiem. Spokojne życie, bliscy i robienie tego, co się kocha, jest najważniejsze.
– Czy żałujesz w życiu czegoś, czego nie zrobiłaś?
Żałuję, że mam tylko jedno dziecko. Choć nie bardzo chcę o tym opowiadać. Wicher telewizji oderwał mnie od normalnego życia. Dziś wiem, że stawiałam pracę na zbyt wysokim piedestale. Ale cieszę się z tego, co mam. Mam naprawdę świetnego syna prawnika, piękną i mądrą synową, a także najmądrzejsze i najsłodsze wnuki na świecie.

– Podobno jesteś też bardzo wierna w przyjaźni. Michał Wiśniewski może to poświadczyć.
Michał czasami w żartach mówi do mnie „mamo”, ale ja mu odpowiadam, że nie chciałabym mieć takiego syna, bo jeszcze nie zwariowałam. Przecież on nie umie żyć w prawdziwej rodzinie, chociaż jest najlepszym ojcem i wszystkie jego dzieci są dla niego najważniejsze, dba o nie i je kocha – a one jego. Niewątpliwie Michał jest dla mnie kimś bardzo bliskim. Na pewno jestem też trochę mamą Krzysia Ibisza, którego lubię, szanuję i podziwiam, a teraz polubiłam go jeszcze bardziej, ponieważ pierwszy raz w naszym wspólnym życiu Krzyś przyszedł do mnie i powiedział, że nie chce prowadzić sylwestra. A zawsze go prowadził, więc zdumiała mnie ta decyzja, ale po chwili wyjaśnił mi, że urodziła mu się maleńka dziewczynka i bardzo chce być przy niej i przy swojej kobiecie. Bardzo mi tym zaimponował.
– Masz jakieś wzorce, które Cię fascynują?
Z czasem coraz bardziej kocham przyrodę. Przez całe życie byłam wielkomiejska, urodzona w Warszawie, a teraz odkrywam w sobie ducha lasu. Zawsze myślałam, że takie miejsca w ogóle mnie nie interesują. A potem, kiedy pojawiły się wnuki, najpierw wynajęliśmy ten dom, a ja zakochałam się w nim bez pamięci. Zachwyca mnie tu cisza i ptaki, patrzenie, jak przyroda się zmienia i jak ja się pod jej wpływem zmieniam. Może to banalne, ale dla przyrody niewiele znaczymy. O wiele mniej niż ona dla nas. Może dlatego powstało to powiedzenie: „Nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las”. A teraz pójdę założyć budkę lęgową na sosnach, bo może ktoś przyleci i tam u mnie zamieszka…
Cały wywiad dostępny w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 7 sierpnia 2025 roku.
