Gwiazda estrady szurała po dnie, nie miała gdzie mieszkać. Nie do wiary, jak sobie radził w najtrudniejszym momencie życia
Złote przeboje, miłość fanów i kariera u szczytu – a mimo to nie miał dachu nad głową. Tak Andrzej Rybiński opowiadał o mrocznych kulisach swojej muzycznej drogi. Bez ogródek wyznał, że w zasadzie był menelem.

Choć śpiewał o miłości i szczęściu, jego codzienność była walką o przetrwanie. Andrzej Rybiński w szczerej rozmowie ujawnia, że sypiał w windzie, bo nie miał dachu nad głową. Mimo sukcesów scenicznych, życie prywatne artysty było pełne wyrzeczeń.
Szkoła muzyczna i początki kariery Andrzeja Rybińskiego
Andrzej Rybiński, choć dziś kojarzony głównie z gitarą i niezapomnianymi hitami jak „Nie liczę godzin i lat”, wcale nie zaczynał z pozycji gwiazdy. Ukończył klasę fortepianu w Średniej Szkole Muzycznej w Łodzi, a jego muzyczna droga rozpoczęła się już w latach 60., gdy dołączył do big-bandu Kanon Rytm. Wkrótce potem pojawił się zespół 2 plus 1, który współtworzył z Elżbietą Dmoch i Januszem Krukiem, a później – własna grupa ze Zbigniewem Hołdysem i Elizą Grochowiecką. Gdy zespół się rozpadł, postawił na solową karierę.
Przeprowadzka do Warszawy i noclegi w windzie
Jego utwory królowały na listach przebojów, ale codzienność miała zupełnie inne barwy. W rozmowie w podcaście „Złota scena” artysta otworzył się na temat swojego życia w czasach największej popularności. Choć wtedy zdobywał serca publiczności, sam nie miał nawet gdzie spać. „Przeprowadziłem się do Warszawy, chociaż to za mocno powiedziane. Pomieszkiwałem w Warszawie", wyznał.

Poruszające wspomnienia Rybińskiego. Trzeba było kombinować
Z rodzinnej Łodzi wyjechał spontanicznie, kiedy otrzymał propozycję nagrania płyty „Na szkle malowane” z zespołem Bumerang. Nie miał stałego lokum, a pieniędzy na wynajem brakowało. Rozwiązaniem stały się nowo wybudowane wieżowce na ścianie wschodniej stolicy. „Wchodziłem do windy nocą, zatrzymywałem się między piętrami i parę godzin można było "przekimać" – wspominał szczerze. I przyznał, że w zasadzie byłem menelem. „Nie wypadało wracać do rodzinnego domu, w związku z czym trzeba było zarabiać na życie, co wcale nie było takie proste", dodał.
Występy dzięki pomocy Czesława Niemena. Jak wyglądały zarobki artystów w PRL-u?
To jednak nie był efekt rozrzutności. Nie miał takiej potrzeby, gdyż był skromnym człowiekiem. Problemem były stawki, jakie w tamtym czasie otrzymywali artyści. Nawet grając w prestiżowym klubie ZAKRU, na co pozwoliła mu rekomendacja samego Czesława Niemena, zarabiał symboliczne kwoty. „Wszyscy zarabialiśmy tak po stówie i byliśmy z tego powodu szalenie szczęśliwi", wyznał. „Po tym moim występie pan dyrektor Klekow pyta: "No i jak, panie Czesławie?". Czesio wstał, podszedł do mnie i mówi: "Możesz go przyjąć, będą z niego ludzie", wspomniał.
Choć Andrzej Rybiński przez lata kojarzony był z sukcesem, jego historia pokazuje, że droga na szczyt bywa wyboista. Nie zarabiał dużo, ale nigdy się nie poddał. Dziś jego słowa to świadectwo siły i determinacji człowieka, który nawet w najtrudniejszych chwilach nie porzucił swojej pasji.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Ikona PRL-u bez wzajemności zakochała się w polskim muzyku. Dziś młodszy o 12 lat mąż jest jej ukojeniem. Nie utrzymuje kontaktu z rodziną
