Gwiazda muzyki PRL-u obwiniano, że wygryzł z zespołu innego wokalistę. Prawda okazała się zupełnie inna
Krzysztof Cugowski stanowczo odpiera zarzuty, jakoby wyeliminował Felicjana Andrzejczaka z Budki Suflera. Plotki o konflikcie między wokalistami krążyły od lat, ale teraz lider zespołu oraz sam Cugowski ujawniają kulisy niewydanego albumu z 1983 roku.

Przez lata krążyły plotki, że Krzysztof Cugowski usunął Felicjana Andrzejczaka z Budki Suflera, torując sobie drogę do powrotu na scenę. W rozmowie z Plejadą artysta stanowczo odpiera te zarzuty, a słowa te potwierdza również lider zespołu. Oto, co naprawdę wydarzyło się w studiu przy ul. Długiej.
Plotki o wyrzuceniu Andrzejczaka z Budki Suflera
Krzysztof Cugowski został przez lata obwiniany o to, że „wygryzł” Felicjana Andrzejczaka z Budki Suflera. Według rozpowszechnionych w środowisku muzycznym pogłosek, jego powrót do zespołu w 1984 roku miał zablokować dalszy rozwój Andrzejczaka, który zaledwie rok wcześniej współpracował z zespołem przy takich hitach jak „Jolka, Jolka pamiętasz”, „Czas ołowiu” czy „Noc komety”.
W rozmowie z Plejadą Cugowski jednoznacznie odpiera te zarzuty, nazywając je „jakimiś bzdurami”. Zdecydowanie podkreślił, że nie miał żadnego wpływu na zakończenie współpracy z Andrzejczakiem i że cała ta narracja to nieprawdziwa legenda krążąca wokół zespołu.
Tajemnicza sesja nagraniowa z 1983 roku
W 1983 roku Felicjan Andrzejczak uczestniczył w sesji nagraniowej z Budką Suflera, która odbywała się w studiu przy ulicy Długiej w Warszawie. Planowano wówczas stworzenie pełnego albumu, jednak płyta nigdy nie ujrzała światła dziennego.
Mimo zarejestrowania części materiału, projekt został porzucony. Sam Cugowski przyznał, że nie wie, co stało się z tymi nagraniami i dlaczego nigdy nie doszło do ich publikacji. Podkreślił jednak, że nie miał na to żadnego wpływu.

Co stało się z materiałem Andrzejczaka?
Według Tomasza Zeliszewskiego, obecnego lidera Budki Suflera i perkusisty zespołu, sesja nagraniowa z udziałem Andrzejczaka faktycznie miała miejsce, ale materiał nigdy nie został ukończony. Jak zaznaczył w rozmowie z Plejadą, kilka utworów zostało zarejestrowanych, lecz nie na tyle, aby stworzyć z nich pełnowartościowy album.
Lider zespołu wyjaśnił również, że na przestrzeni lat próbowano odnaleźć te nagrania, ale ich los pozostał nieznany. Nie pojawiły się żadne konkretne ślady ani w archiwach, ani w prywatnych zbiorach członków zespołu.
"Należało mu się. I źle się stało, że tego nie wydano. Nie mam pojęcia, gdzie to jest, ale może akurat się odnajdzie. Ja uważam, że to byłaby właściwa rzecz w obecnym momencie, ale ja nie mam z tym nic wspólnego" - mówił dla Plejady Cugowski.
CZYTAJ TEŻ: Występuje pod pseudonimem, jego ojciec to gwiazda polskiej muzyki. To musiało się tak skończyć
Zeliszewski potwierdza: „To nie była wina Cugowskiego”
Zeliszewski jednoznacznie potwierdził, że oskarżenia pod adresem Krzysztofa Cugowskiego są nieprawdziwe. W jego ocenie materiał z Andrzejczakiem po prostu nie spełnił oczekiwań lub nie został dopracowany w takim stopniu, by mógł trafić do oficjalnej dystrybucji. Powrót Cugowskiego nie miał z tym nic wspólnego.
Jego wypowiedź jednoznacznie wskazuje, że to decyzje wewnętrzne zespołu oraz niedokończenie sesji nagraniowej przesądziły o dalszych losach projektu, a nie jakiekolwiek personalne konflikty.

Nowa płyta Budki Suflera to zupełnie inny projekt
W 2024 roku Budka Suflera zaprezentowała nowy album jubileuszowy zatytułowany „Czas czekania, czas olśnienia”. Niektórzy błędnie utożsamiali ten projekt z niewydanym materiałem z Andrzejczakiem z lat 80., jednak Tomasz Zeliszewski jednoznacznie zdementował te przypuszczenia.
Zaznaczył, że „Czas czekania, czas olśnienia” to zupełnie nowe przedsięwzięcie artystyczne, niepowiązane z dawną sesją przy ul. Długiej. Album ma inny kontekst, nową treść i innych wykonawców.
Źródło: Plejada