Jan Komasa odsłania zaskakującą prawdę o "Rocznicy". Tego zakończenia Hollywood nie chciało
W najnowszym filmie „Rocznica” Jan Komasa nie idzie na kompromisy. Reżyser postawił na otwartość, wieloznaczność i emocjonalną niepewność. To właśnie w tej artystycznej niezależności i wrażliwości Komasa buduje swoje opowieści – głęboko europejskie, pozostawiające widza z pytaniami, a nie gotowymi odpowiedziami.

"Rocznica" to dystopijny thriller i zarazem najmocniejszy jak dotąd komentarz Jana Komasy do współczesnego świata. Reżyser odrzucił hollywoodzkie schematy i zaryzykował – zostawił widza bez klucza do interpretacji. Bo według niego nie każda historia potrzebuje zakończenia z happy endem, a jedyną prawdziwą kotwicą w chaosie pozostaje... miłość.
Jan Komasa o filmie "Rocznica". Postąpił wbrew sugestiom w Hollywood. Wywiad VIVA!
– Przed nami premiera Pana hollywoodzkiego filmu. „Rocznica” to dystopijny thriller – komentarz do świata, który nas otacza. Podobno amerykańscy producenci próbowali Pana przekonać, żeby zmienił Pan pesymistyczne zakończenie i postawił na nadzieję.
Tak było. Odpowiedziałem, że w kulturze europejskiej nie potrzebujemy aż tak nadziei, żeby cokolwiek dopowiadać. Mamy potrzebę suwerenności w obcowaniu z dziełem sztuki. Lubimy pytania, nie lubimy narzuconych odpowiedzi. Mamy tolerancję na niewiedzę, na szarą strefę, w której to my podejmiemy wysiłek – lub nie – żeby znaleźć odpowiedź. Amerykanie tego nie lubią. Wszędzie tam, gdzie jest ciemno, muszą wejść z latarką, oświetlić, zobaczyć, opisać i zrobić prezentację. Myślą wspólnotą ula pszczelego, gdzie każdy ma swoje zadanie. To jest naród pionierów przyzwyczajony do tego, że wszystko musi być naświetlone i wytłumaczone, nawet tajemnica. W Ameryce musisz dać ludziom klucze do otwarcia wszystkich drzwi. W Europie możesz ludziom pokazać drzwi i nie dać kluczy. Albo dać klucze, nie wskazując konkretnych drzwi. My mamy uśmiech Mona Lisy Leonarda da Vinci, oni puszkę zupy Campbell Andy’ego Warhola. Nakręciłem oba zakończenia i na końcu zaproponowałem swoje, które weszło do filmu. Otwierające nowe pole do interpretacji tej historii.
[...]

Jan Komasa o miłości i bliskich
– Bliscy są wobec Pana twórczości łagodni czy krytyczni?
Bliscy doskonale mnie znają. Nie ma szans, żeby ich oszukać. Dlatego czasem trzeba sobie zrobić od nich wakacje. Oddalić się od prawdziwego siebie. Złapać powietrze i chwilę pobyć wśród ludzi, którzy cię nie znają, których możesz ponabierać na wersje, którymi nie jesteś. Cała rodzina ogląda moje filmy. Wiedzą, gdzie jestem sobą, a gdzie zasłaniam się formą. Kiedy odpuściłem, a gdzie przywaliłem. Widzą moje kompleksy. Chwile, w których pękłem. Na te momenty czekają, bo w nich jest prawda. Z bliskimi nie można flirtować, nie da się ich uwieść i to mnie denerwuje (śmiech). Są szczerzy do bólu. Założysz źle szalik, od razu ci powiedzą. Nie wiem, czy wierzę w komplementy, nie umiem się w nich odnaleźć, bo trochę się wstydzę. Najciekawsze rzeczy dzieją się, kiedy uda mi się podsłuchać rozmowę żony, dzieci czy rodzeństwa z trzecią osobą. Kiedy komuś mówią na przykład: „Ta scena kompletnie mnie rozwaliła”. Najlepsze komplementy to te podsłuchane.
[...]
Cały wywiad znajdziesz w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 20 listopada.
