Jest twarzą jednego z najdroższych filmów w historii polskiego kina. Topowy aktor tylko nam odkrywa zaskakujące kulisy
Eryk Kulm jeszcze trzy lata temu był aktorem u progu kariery, dziś jest twarzą jednego z najdroższych filmów w historii polskiego kina. W rozmowie z VIVĄ! opowiada o roli Fryderyka Chopina w filmie „Chopin, Chopin!”, kulisach produkcji i ogromnym poświęceniu dla roli.

- Katarzyna Piątkowska
Trzy lata temu był jeszcze przed premierą „Filipa”. Wówczas znało go niewielu – był twarzą, która dopiero miała zostać odkryta przez szeroką publiczność. Dziś jego nazwisko znają wszyscy miłośnicy polskiego kina. Po roli Fryderyka Chopina trudno byłoby pozostać anonimowym. Czy nie obawia się, że ta kreacja zdominuje jego dalszą karierę? On sam patrzy na to z dystansem – nie boi się etykietek, ale ma pełną świadomość, że takie role niosą ogromną odpowiedzialność. Bo to przecież opowieści o postaciach, które dla Polaków znaczą więcej niż tylko historia. W rozmowie z Katarzyną Piątkowską dla VIVY, Eryk Kulm opowiada o kulisach filmu "Chopin, Chopin!".
TYLKO W VIVIE!: Eryk Kulm o roli w filmie „Chopin, Chopin!”. Tajemnice produkcji
– Jaki jest Twój Chopin? Strąciłeś go z piedestału?
Ani ja, ani reżyser Michał Kwieciński nie mieliśmy takiego zamiaru. Wszyscy jednak kojarzą Fryderyka Chopina jako wybitnego kompozytora, który zmarł młodo. A przecież on był zwykłym człowiekiem. Zrobiliśmy więc film o Chopinie, który ma energię, poczucie humoru, chce żyć i dobrze się bawić. O człowieku, który dzięki swojemu geniuszowi robi dobrą muzykę, zarabia dużą kasę, a jednocześnie jest niesamowicie samotny. Fryderyk Chopin był w tym, co robił, nowatorski, odkrywczy i nie przystawał do swoich czasów. Mówiąc dzisiejszym językiem, był normalnym ziomkiem. A my chcieliśmy sprawić, żeby ludzie przestali patrzeć na niego jedynie jak na geniusza, ale żeby dostrzegli w nim człowieka.
– Tylko czy ludzie chcą to dostrzec?
Mam nadzieję. Ekipa filmu „Chopin, Chopin!” wzięła na warsztat człowieka wielkiego i pokazała, mam nadzieję, jak to jest żyć z piętnem geniuszu.
– Piętno geniuszu… brzmi tragicznie.
I jest tragiczne, bo geniusz niesie ze sobą konsekwencje bycia niezrozumianym.
– Ty go zrozumiałeś?
Starałem się. Spędziłem z Fryderykiem Chopinem półtora roku. Żeby dobrze przygotować się do roli, trzy i pół miesiąca spędziłem sam we Francji. Czytałem wtedy poświęcone mu książki i metodycznie poznawałem jego muzykę. Tam poczułem na własnej skórze, jak musiał czuć się Chopin. To musiało być dla niego niezwykle trudne doświadczenie, bo ja wiedziałem, że wrócę do domu, do Polski, do przyjaciół, a on wiedział… że umrze. Przecież przez wiele lat żył ze świadomością, że jest śmiertelnie chory, a tak naprawdę nigdy nie dostał ostatecznej diagnozy. To było dla mnie trudne doświadczenie. [...]


– Przyjmując rolę Fryderyka Chopina, który jest postrzegany jako dobro narodowe, narażasz się na krytykę.
Zdaję sobie z tego sprawę.
– Na szczęście fizycznie jesteś do niego podobny.
(Śmiech). Obaj mamy duże nosy, ale on miał garb na nosie, a ja nie mam.
– To chyba nie jest duży problem.
Zdziwiłabyś się, jakie komentarze można przeczytać na swój temat.
– Ciekawe, co będzie się mówiło o tym, jak grasz na fortepianie.
Nie wiem, co mógłbym zrobić jeszcze, żeby zagrać tę rolę lepiej. Dałem z siebie 150 procent. Spełniłem swoje największe marzenie.
– Zawsze chciałeś zagrać Fryderyka Chopina?
Od kiedy zostałem aktorem. Albo nawet jeszcze wcześniej, kiedy chodziłem do klasy o profilu muzycznym. Szkoda, że wtedy nie przykładałem się do nauki gry na fortepianie, tak jak teraz (śmiech).
– Długo przygotowywałeś się do grania?
Po 15-letniej przerwie w grze na fortepianie potrzebowałem siedmiu miesięcy intensywnej pracy. Najpierw ćwiczyłem sam. W pewnym momencie po sześć godzin dziennie, aż mi się w mięśniach stany zapalne porobiły. Nie mogłem ruszać rękami, a w plecach miałem ogromne bóle. Na szczęście, jak wróciłem do Warszawy, miałem lekcje ze wspaniałym pianistą Kamilem Borkowskim. Bez niego to wszystko by się nie udało. W końcu na jakiś czas dostałem zakaz gry.
TYLKO W VIVIE!: „Doskwiera mi ich nieobecność”. Eryk Kulm szczerze o stracie rodziców. Ujawnił, co pomagało mu w najtrudniejszych chwilach

– Widzę wielkie poświęcenie dla wymarzonej roli.
Z graniem na instrumencie jest tak, że albo umiesz, albo nie. Nie ma taryfy ulgowej. Albo będę ćwiczył codziennie, aż połamię sobie ręce, albo nic z tego nie będzie.
– Nie dopuszczałeś myśli, że w scenach gry na pianinie powinien zastąpić Cię pianista?
Z Michałem Kwiecińskim z góry założyliśmy, że tak się nie wydarzy. Michał chciał wykorzystać moje umiejętności. I chyba założył, że mam jakiś talent muzyczny, bo stuprocentowej pewności nie mógł mieć. [...]
– Dlaczego akurat Chopina chciałeś zagrać?
Zawsze uwielbiałem jego muzykę. Bardzo ją czułem. Wydało mi się naturalne, że zagram Chopina. Po zdjęciach do „Filipa” powiedziałem Michałowi Kwiecińskiemu, że jest to moje wielkie marzenie, a on powiedział: „Czemu nie spróbować?”. I tak się zaczęło!
– I zrobiliście jeden z najdroższych filmów w historii polskiego kina.
Wszystko w moim życiu złożyło się tak, żeby zagrać właśnie Fryderyka Chopina. W domu słuchałem francuskiego, bo moja mama mówiła w tym języku. Ojciec był jazzmanem, więc w domu zawsze była muzyka. Od małego uczyłem się grać na fortepianie. Zostałem aktorem, bo nie chciałem być muzykiem. Wszystko pchało mnie do Chopina, jak widzisz.
Rozmawiała KATARZYNA PIĄTKOWSKA
Cały materiał dostępny w nowym numerze VIVY!. Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 25 września. Tym razem dwie okładki do wyboru.
Sprawdź też: Eryk Kulm jako Chopin: zwiastun najdroższego polskiego filmu już dostępny!



