Legenda estrady wspomina dramatyczne chwile, muzyk drżał o swoje zdrowie. Teraz zaskakuje kolejnym wyznaniem
Muniek Staszczyk, frontman legendarnego zespołu T.Love, znowu szczerze opowiedział o swoim zdrowiu. Artysta w najnowszym wywiadzie z Michałem Misiorkiem z serwisu Plejada.pl poruszył niepokojący temat – podejrzewa u siebie zespół Aspergera.

W rozmowie z Plejadą oraz w swojej biografii „Chłopaki (nie) płaczą. Muniek Staszczyk bez ciemnych okularów w rozmowie z Piotrem Żyłką” muzyk przyznał: „Patrząc na to, jak zachowywałem się w dzieciństwie, podejrzewam, że mogę mieć zespół Aspergera”. Jak zdradził, sugestia ta padła również z ust jednej z neurologów.
Muniek Staszczyk: „Mogę mieć zespół Aspergera”
Artysta wraca myślami do swojego dzieciństwa, w którym tworzył własny świat i z uporem dążył do zostania gwiazdą rocka, mimo że – jak sam twierdzi – nie miał ku temu żadnych predyspozycji: „Zresztą zasugerowała mi to też jedna neurolożka. Za komuny się tego nie leczyło. A ja tworzyłem swój świat i wymyślałem przeróżne historie. Byłem niezwykle zdeterminowany, by zostać gwiazdą rocka. A nie miałem ku temu żadnych predyspozycji. Ani nie umiałem śpiewać, ani nie byłem przystojny. Jednak bardzo uparcie dążyłem do realizacji wyznaczonych celów, trochę jak taran. Podobno to cechuje wszystkich aspergerowców. To też pozwoliło mi osiągnąć taki sukces”, mówił w rozmowie z serwisem Plejada.pl. Z determinacją osiągnął jednak sukces – najpierw z zespołem T.Love, który powstał w 1982 roku w Częstochowie, a później także solo.
CZYTAJ TEŻ: Jan Komasa odsłania zaskakującą prawdę o "Rocznicy". Tego zakończenia Hollywood nie chciało

Muniek wspomina dramatyczne chwile. Jak dziś czuje się Muniek Staszczyk?
To nie jedyne wyznanie, które wstrząsnęło fanami. Muzyk wrócił wspomnieniami do dramatycznego momentu z 2019 roku, kiedy doznał wylewu w Londynie. Powodem było nieleczone nadciśnienie wywołane latami nadużywania alkoholu. „Przez rok nie piłem. Uznałem, że skoro tyle wytrzymałem, to w końcu mogę się napić. Rozpędziłem się tak, że skończyło się to wylewem. W sumie nic w tym dziwnego. Mój organizm odzwyczaił się od alkoholu i doznał szoku, gdy po długiej przerwie znowu mu go dostarczyłem. [...] Gdy przed wyjazdem do Londynu zaczęła boleć mnie głowa, pierwszy raz od 20 lat zmierzyłem sobie ciśnienie. Wyszło mi 170 na 100. Nie uwierzyłem w to, co zobaczyłem. Uznałem, że pewnie ciśnieniomierz się zepsuł, bo tak długo go nie używałem. W Londynie nie imprezowałem jakoś ostro, ale wypiłem mnóstwo browarów. Skończyło to się tak, jak skończyło. Dokładnie opisuję to w mojej książce”, przyznał szczerze w tej samej rozmowie.
Skutki tego zdarzenia odczuwa do dziś. „Jestem deczko wolniejszy niż wcześniej. Nie reaguję już na pewne rzeczy z szybkością karabinu maszynowego. Zdarza mi się też zgubić w hotelu, gdy widzę wokół milion korytarzy. I czasem, gdy oglądam filmy, mam problem z ułożeniem fabuły w logiczną całość. Proszę wtedy żonę, żeby mi wytłumaczyła niektóre wątki. Natomiast najbardziej bałem się tego, że nie będę pamiętał tekstów moich piosenek. Któregoś razu obudziłem się przerażony w środku nocy i zacząłem recytować „Kinga". Na szczęście, okazało się, że jako tako pamiętam wszystkie słowa. Natomiast wtedy nawet nie myślałem, że wrócę na scenę. Zwłaszcza że przyplątała się do mnie na moment padaczka poudarowa. Dziś jednak nie mam już ataków”, mówi.
Ostatecznie Muniek wszystko się unormowało. Artysta wrócił na scenę, jednak jego opowieść porusza i zmusza do refleksji.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kiedy cała Polska nuciła jego hit, on próbował uratować małżeństwo. Milczał o tym przez lata
