Ma 30 lat, a na koncie sześć złotych medali mistrzostw świata. Tylko w VIVIE! Bartosz Zmarzlik zdradza, jak zaczęła się jego miłość do żużlu
Bartosz Zmarzlik wspomina moment, który na zawsze odmienił jego życie. W rozmowie z magazynem VIVA! opowiada o dziecięcej fascynacji, rodzinnej pasji do motocykli i determinacji, która poprowadziła go na sportowy szczyt.

Bartosz Zmarzlik , sześciokrotny mistrz świata, w szczerym wywiadzie dla magazynu VIVA! wraca do czasów dzieciństwa, kiedy jako sześcioletni chłopiec zakochał się w żużlu. Opowiada o swojej drodze od pierwszej fascynacji do zawodowego sportu, o wsparciu rodziny oraz o tym, dlaczego bez codziennej pracy i treningów nie ma mowy o sukcesie. „To była miłość od pierwszego wejrzenia! Miałem siedem lat i kochałem wszystko, co było związane z motocyklami, bo jeździłem na nich już jako czterolatek, ale od tamtej pory to żużel stał się całym moim życiem”, mówi Katarzynie Piątkowskiej. Co jeszcze zdradził?
Bartosz Zmarzlik w VIVIE! o sportowej pasji
– Wierzy Pan w miłość od pierwszego wejrzenia?
Oczywiście! Jestem przykładem, że taka istnieje. W żużlu zakochałem się natychmiast! Miałem sześć lat i podczas zakupów z mamą zobaczyłem plakat reklamujący ten sport. Nic o nim nie wiedziałem, ale zainteresowali mnie jadący bokiem czterej zawodnicy na motocyklach, a spod ich kół sypał się piach. Podpisane było „żużel”. Okazało się, że w Barlinku, nie tak daleko od mojego domu, na stadionie lekkoatletycznym odbędą się jazdy pokazowe. Byłem tym tak zaciekawiony, że zacząłem mamie wiercić dziurę w brzuchu, żeby mnie tam zabrała. W końcu się zgodziła. I tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia! Miałem siedem lat i kochałem wszystko, co było związane z motocyklami, bo jeździłem na nich już jako czterolatek, ale od tamtej pory to żużel stał się całym moim życiem.
– Czy ktoś z Pana bliskich interesował się zawodami żużlowymi?
W mojej rodzinie nie było żadnych żużlowych tradycji. Podobno raz dziadek z babcią poszli na randkę na stadion na zawody i to tyle. Ale i tata, i dziadek zawsze kochali motocykle. Jeździli na nich, sami przy nich dłubali. Patrzyłem, jak to ich pasjonuje, i sam się zainteresowałem, bo chciałem być taki jak oni. Gdy ja i mój starszy brat Paweł zaczęliśmy trenować, rodzice postawili nam tylko jeden warunek – musieliśmy mieć w szkole bardzo dobre oceny. A że ten sport okazał się naszą wielką pasją, zrobiliśmy wszystko, żeby nie zawieść rodziców. Paweł nawet miał świadectwo z czerwonym paskiem.


– Jakie określenie najbardziej do Pana pasuje? Zdeterminowany?
Chyba tak. Mnie rodzice nigdy do niczego nie zmuszali. Postawili tylko ten jeden warunek dotyczący ocen, a jeśli chodzi o żużel, pozwalali mi decydować. Gdybym powiedział, że rezygnuję, nie sądzę, żeby mnie namawiali, żebym tego nie robił. Ale ja nigdy nie pomyślałem o zrezygnowaniu, bo chciałem jeździć, chciałem trenować i chciałem być najlepszy. To był mój cel. Nie interesowało mnie granie z kolegami w piłkę i spędzanie czasu na podwórku. Kochałem motocykle i tylko to mnie kręciło.
– I adrenalina?
Też. Jestem uzależniony od sportu i przeróżnych motocykli, bo jeżdżę na crossowych, enduro… tylko z turystycznymi mi nie po drodze.
– Nie może się Pan na nich wyszaleć?
Jestem sportowcem „torowym” i na torach mogę się wyszaleć. Jeżdżenie motocyklem po ulicy zupełnie nie jest dla mnie. Nie daje mi to zastrzyku energii, który tak lubię. Na ulicy jestem spokojnym kierowcą, który nie ryzykuje. [...]
– By sięgać po mistrzostwo, ważny jest zarówno trening fizyczny, jak i mentalny.
Bez tego nie osiągnąłbym żadnych sukcesów. Każdego dnia pracuję nad tym, żeby być coraz mocniejszy, sprawniejszy fizycznie i mentalnie dobrze przygotowany do startów. Gdybym siedział w domu i nic nie robił, a potem od razu wsiadł na motocykl i pojechał na tor, nie tylko niczego bym nie osiągnął, ale mógłbym stanowić zagrożenie i dla siebie, i dla innych zawodników.
Cały wywiad znajdziesz w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 4 grudnia.
_________

