Mają świat u stóp i wciąż szukają miłości. Poruszająca historia gwiazd Hollywood
Wydaje się, że mają wszystko: talent, urodę, sławę i miliony. A jednak w sferze uczuć Renée Zellweger, Sandra Bullock, Nicole Kidman i Charlize Theron poradzić sobie nie potrafią. Mają świat u stóp i wciąż szukają miłości.

Artykuł ukazał się na łamach magazynu VIVA! 23/2025.
Gdy patrzymy na największe gwiazdy Hollywood, łatwo ulec złudzeniu, że ich życie jest jak uroczy film: czerwone dywany, piękni partnerzy, egzotyczne wakacje i miliony fanów. A jednak w najbardziej prywatnej sferze – sferze uczuć – wiele z nich przeżywa nie tyle romantyczne komedie, ile dramaty, zawiedzione nadzieje i rozczarowania. Uczucia wymykają się spod kontroli i nie układają się tak, jakby tego oczekiwały. W dodatku wszystko dzieje się na oczach świata. Pamiętacie romans Renée Zellweger i Bradleya Coopera? W hollywoodzkiej prasie pełno było spekulacji i pytań, czy Zellweger ukradła aktora Jennifer Aniston i czy Bradley Cooper jest w niej naprawdę zakochany? A może jedynie rozgrywa tabloidową story, żeby skupić na sobie uwagę i jeszcze bardziej umocnić swoją popularność…? Działo się to w 2009 roku, kiedy aktor po premierze filmu „Kac Vegas” podbijał Hollywood i urastał do roli nowego idola. Nie jest łatwo budować uczucia, dzielić z kimś prywatność i tworzyć dom, będąc pod stałą obserwacją mediów. Do tego Hollywood jest miejscem, w którym zaufanie to deficytowy towar. Z drugiej strony trudno definiować kobiety przez ich związki. Takie gwiazdy jak Nicole Kidman, Charlize Theron, Sandra Bullock czy Renée Zellweger to silne, wpływowe kobiety, które osiągnęły wielki sukces. Zagrały oscarowe role, mają miliony wielbicieli, miliony na kontach i luksusowe posiadłości. Jak słusznie powiedziała Jennifer Aniston: „Nie musimy być mężatkami ani matkami, żeby być kompletne. Możemy same decydować o naszym »żyli długo i szczęśliwie«”. Chodzi więc raczej o pewien stereotyp, do którego przymierzamy kobiety, także gwiazdy. W Hollywood jest on nadal bardzo silny, skoro o Renée Zellweger pisano, że niemal „umiera z pragnienia, żeby wyjść za mąż i mieć dziecko”. Hollywood to fabryka marzeń, także a może przede wszystkim tych o miłości. Łatwo tu ulec mirażom. Są gwiazdy, którym udało się zbudować trwały związek i stabilny dom. Sztandarowym przykładem może być Julia Roberts czy Sarah Jessica Parker, której małżeństwo z Matthew Broderickiem przechodziło kryzysy, ale nadal się trzyma. Można wymienić Kyrę Sedgwick i Kevina Bacona czy Cate Blanchett i Andrew Uptona, nie mówiąc o Goldie Hawn i Kurcie Russellu, którzy są razem ponad 40 lat! Z drugiej strony jest coś przewrotnego w tym, że królowa komedii romantycznych Sandra Bullock, zwana przez wielbicieli „Sandy”, w miłości nigdy nie przeżyła prywatnego happy endu. Jak mówiła, drugim imieniem miłości była dla niej… strata. A przecież w wielu przypadkach historie miłosne gwiazd rozpoczynały się jak w bajce…
Patronka singielek
Jennifer Aniston jest jedną z najbardziej kochanych aktorek w historii kina i telewizji. Jej małżeństwo z Bradem Pittem było medialnym fenomenem, nazywano ich „królewską parą Hollywood”. Poznali się w latach 90. Ona była już słynną Rachel Green z kultowego serialu „Przyjaciele”, ulubienicą Ameryki, ukochaną Jen. On miał za sobą role w megahicie „Thelma i Louise” i „Wywiadzie z wampirem”, w którym był niesamowicie piękny. Pobrali się w 2000 roku w Malibu, Jennifer Aniston mówiła, że małżeństwo ją uszczęśliwia. Rozwiedli się zaledwie pięć lat później. Oficjalnie mówiono, że Aniston goniła za karierą, a Brad Pitt marzył o rodzinie. Ale chodziło o coś innego. W 2004 roku pojawiła się ona, Angelina Jolie. Nowa wielka miłość Brada Pitta, którą poznał na planie filmu „Pan i pani Smith”. Dzisiaj niewielu już pamięta, jakie emocje budził ten trójkąt i te koszulki z napisem „Team Jolie” albo „Team Aniston”.
Jennifer z pewnością nie przewidziała, że stanie się bohaterką jednej z najbardziej medialnych historii o zdradzie i porzuceniu. Rozstanie z Bradem Pittem naznaczyło jej życie. Stała się kobietą, której „to się przydarzyło”. W dodatku Angelina Jolie uchodziła za lepszą, ambitniejszą aktorkę i skończoną piękność. Nigdy nie dowiemy się, ile sił kosztowało Jennifer udawanie, że rozbroiła tę traumę. Faktem jest, że z czasem stała się wręcz ikoną samotnych kobiet, które dzielnie radzą sobie w życiu. „Jeśli jestem symbolem tego, jak wygląda samotna dziewczyna radząca sobie z życiem, niech tak będzie”, powiedziała w wywiadzie dla „Vanity Fair”. Ale i tam wyznała: „Nigdy nie sądziłam, że moje serce może tak boleć”. Ujawniła, że przed laty dopingowała się, by nie żyć przeszłością. „Po prostu podnieś się i idź dalej, dziewczyno”, mówiła do siebie.
Jennifer cały czas szuka miłości, miała kilkanaście romansów, między innymi z kolegą po fachu Vince’em Vaughnem czy piosenkarzem Johnem Mayerem. Drugi mąż, aktor i reżyser Justin Theroux też okazał się partnerem na chwilę, byli małżeństwem w latach 2015–2018. Dzisiaj 56-letnia gwiazda pokazała nowego partnera, hipnoterapeutę Jima Curtisa. Drażnią ją pytania o dzieci i nieustanne dociekania, czy zaszła wreszcie w ciążę. Kilka lat temu napisała nawet w tej sprawie otwarty list. Dość ostry, jak na nią. „Mam dość. Mam dość kontroli i hejtu na temat ciała, który pojawia się codziennie pod płaszczykiem »dziennikarstwa«, »Pierwszej Poprawki« i »wiadomości o celebrytach«”. Po czym dodała: „Jesteśmy kompletni, bez względu na to, czy mamy partnera, czy nie, z dzieckiem czy bez”. Rozżalona mówi, że nie po to ciężko pracowała, aby można było ją sprowadzić „do roli smutnego, bezdzietnego człowieka”.
Ulubienica Ameryki
„Moje życie prywatne nauczyło mnie więcej niż wszystkie filmy razem wzięte”, mówi ta wielka gwiazda Hollywood.
Dzisiaj 61-letnia Sandra Bullock, królowa komedii romantycznych, była kochana na ekranie i wielokrotnie kochała poza nim. Jej trzyletni związek z Tate’em Donovanem zakończył się zerwanymi zaręczynami, ale był jednym z ważniejszych w jej życiu. „Uwielbiałam go, biegałam za nim jak pies”, opowiadała ekspresyjnie Sandra Bullock o zapomnianym dzisiaj Donovanie. Poznali się w 1992 roku na planie filmu „Eliksir miłości”. Rozstali się trzy lata później. Kariera aktorki nabierała wtedy rozpędu po filmie „Speed: Niebezpieczna prędkość”. Jednak rozstanie złamało jej serce i podważyło zaufanie do mężczyzn. Tate był jej pierwszą wielką miłością. „Nikt nie znaczył dla mnie więcej”, deklarowała. Ponieważ ją zdradził, zaczęła unikać trwałych związków. Za to chętnie romansowała. Głośny był jej romans z Matthew McConaughey i z młodszym o 16 lat Ryanem Goslingiem. Flirtowała z Hugh Grantem na planie filmu „Dwa tygodnie na miłość”. Poza tym była ostrożna i nieufna. Powtarzała, że nie chce być kobietą, którą partner porzuci dla innej świetnej aktorki.
A jednak zaufała. I popełniła błąd. Największym ciosem okazało się jej małżeństwo z motocyklistą i gwiazdą telewizji Jessem Jamesem. Złamał jej serce, zdradzając ją z erotyczną modelką, mocno wytatuowaną Michelle McGee. Kiedy Sandra odbierała Oscara za rolę w filmie „Wielki Mike” w 2010 roku i dziękowała mężowi za wsparcie, on był już kochankiem Michelle. Radość z nagrody została zatruta niewiernością męża. Mieli stworzyć ciepły dom, starali się o opiekę nad trójką dzieci Jessego. To naprawdę był bolesny cios, a mdłe przeprosiny nic nie zmieniły. Została sama, adoptowała dwoje dzieci – Louisa i Lailę, dzisiaj nastoletnich. Dała im dom, którego sama wtedy najbardziej potrzebowała. Kiedy przypadkowo poznała fotografa Bryana Randalla, wydawało się, że spotkała prawdziwą miłość. To był jej najbardziej dojrzały, spokojny związek. „Śmierć Bryana uderzyła ją jak wielka ciężarówka”, napisała obrazowo gazeta „Daily Mail”. Bryan Randall odszedł w 2023 roku, byli razem osiem lat, z czego ostatnie trzy wypełnione były walką z chorobą, na którą cierpiał – stwardnieniem zanikowym bocznym. Sandra do końca i z ogromnym oddaniem opiekowała się partnerem. Potem na długo zniknęła z publicznego życia. Teraz powoli wraca, podobno jest nawet gotowa na randki. Z Nicole Kidman zagrała w „Totalnej magii 2”, która trafi na ekrany w przyszłym roku.

Klątwa Bridget Jones
Renée Zellweger zawsze była inna niż reszta Hollywood. Unikała skandali, nie lubiła medialnej presji, chroniła prywatność. Może dlatego jej związek ze słynnym komikiem Jimem Carreyem wydawał się czymś tak niezwykłym. Poznali się w 1999 roku na planie filmu „Ja, Irena i Ja”. Ona – spokojna, cicha. On – żywiołowy, nieprzewidywalny. Carrey wiele lat później powiedział: „Renée była jedną z największych miłości mojego życia”. A jednak ta miłość, choć intensywna, nie przetrwała starcia z rzeczywistością. Media analizowały ich każdy krok, a ich temperamenty – tak różne – okazały się nie do pogodzenia. Byli zaręczeni, ale Carrey nie chciał ślubu. Potem żałował, mówił, że Renée wymknęła mu się z rąk. Rozstali się po roku. W 2005 roku Renée wyszła za muzyka Kenny’ego Chesneya. Było to dziwne małżeństwo, które zakończyło się po 82 dniach. W dodatku w atmosferze skandalu, bo Renée jako powód rozstania podała oszustwo. Wywołało to lawinę plotek, które upokorzyły ich oboje. Aktorka musiała prostować, że Kenny nie jest gejem i nie to miała na myśli. Jej późniejsze związki z aktorem Bradleyem Cooperem czy muzykiem Doyle’em Bramhallem II również nie przetrwały. Z Bradleyem byli razem dwa lata, a relację utrzymywali w tajemnicy. Ale Renée była naprawdę zakochana. Cooper był kolejnym mężczyzną, którego pragnęła poślubić, znowu bez powodzenia.
Cena miłości
Przylgnęła do niej etykietka nieszczęśliwie zakochanej. W melancholijnych wywiadach sama przyznawała, że miłość jest chyba nie dla niej, bo płaci za nią zbyt wysoką cenę. Mówiono, że dotknęła ją klątwa Bridget Jones. Podobnie jak grana przez nią słynna singielka, wiele sobotnich wieczorów spędzała samotnie przed telewizorem. Dotykały ją te same co Bridget tradycyjne oczekiwania, czytała o sobie, że znowu jest sama, nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. Do tego ciągle komentowano jej wygląd, była krytykowana (poniekąd słusznie) za to, że robi zbyt wiele operacji plastycznych, a jej twarz zmienia się nie do poznania. Dziś 56-letnia Renée żyje spokojnie, z dala od blichtru. Od kilku lat jest w związku z dziennikarzem motoryzacyjnym Antem Ansteadem. I chociaż już pojawiły się plotki, że mieszkają w osobnych domach, na razie uchodzą za parę. W każdym razie Renée Zellweger nie boi się już chyba samotności. Oswoiła ją i postrzega bardziej jako wolność niż opresję. Już wie, że w relacji ma skłonność do „bycia obecną w tej chwili”, a nie do budowania planów „od A do Z”. Może to forma asekuracji, może autonomii. Z braku dzieci musiała się nieraz tłumaczyć. „Macierzyństwo nigdy nie było moim celem. Nie myślę w ten sposób. Nigdy nie miałam oczekiwań typu: kiedy będę mieć 19 lat, zrobię to, a do 25. roku życia osiągnę tamto. Po prostu przyjmuję rzeczy takimi, jakie są, dzień po dniu”. Może to dobra recepta na życie, a może spokojna rezygnacja z wielkich oczekiwań.

Depresja Nicole
Nicole Kidman miała 23 lata, gdy poślubiła Toma Cruise’a. Hierarchia była jasna – ona była „sensacją z Australii”, on – wielką amerykańską gwiazdą. Poznali się w 1989 roku na planie filmu „Szybki jak błyskawica”. Szybko oczarowali wielbicieli na całym świecie. Stali się ikoniczną parą lat 90. Pobrali się w Wigilię 1990 roku. Podczas trwającego 11 lat małżeństwa adoptowali dwoje dzieci – Isabellę i Connora. Kiedy w lutym 2001 roku ogłosili separację, wszyscy byli zaskoczeni. Potem okazało się, że na tym małżeństwie cieniem położyła się sekta scjentologiczna, której Tom Cruise jest, jak wiadomo, zagorzałym wyznawcą. Scjentolodzy nie lubili Nicole, uważali, że ma zły wpływ na męża i odciąga go od sekty. Małżeństwo z Tomem Cruise’em niemal złamało życie Nicole. Przeżyła w nim dwa poronienia. Wyszła z tego związku z depresją. Do tej pory nie może sobie wybaczyć, że nie zawalczyła o opiekę nad dwójką adoptowanych dzieci. Isabella i Connor zostali przy ojcu i przy scjentologii. Dopiero od niedawna aktorka ma z nimi bliższy kontakt. Po latach przyznała, że czuła się zagubiona. Nie radziła sobie z nieustającą presją mediów. Do tego ciągle mierzyła się z podejrzeniami, że jej małżeństwo jest tak naprawdę fikcją, przykrywką dla prawdziwych preferencji Toma Cruise’a. Bycie najpopularniejszą parą Hollywood miało swoją wysoką cenę.
Teraz zdrada?
Jeszcze o Nicole Kidman. Cztery lata po rozstaniu z Cruise’em Nicole poznała australijskiego muzyka Keitha Urbana. Ich znajomość była szybka, intensywna i bardzo emocjonalna. Pobrali się w 2006 roku w Sydney. Nicole miała już 39 lat, była po wielu zawodowych sukcesach, bardziej świadoma i pewna siebie. Związek z Keithem Urbanem przyniósł jej upragnioną stabilność. Razem wychowali dwie córki: Sunday Rose i Faith Margaret (urodzonej dzięki surogatce). Jednak życie u boku muzyka nie było pozbawione trudnych momentów.
Tuż po ślubie Keith trafił na odwyk z powodu uzależnienia od alkoholu i narkotyków. Nicole była wtedy przy nim, mówiła, że chce walczyć o ich miłość, wejść za mężem w jego mrok i pomóc mu się z niego wydostać. Przez lata wspólnie pokonywali kryzysy, łącząc dwie kariery i życie rodzinne między Nashville a Los Angeles.
A jednak w tym roku ogłosili separację – po niemal 19 latach związku. Znowu zaskoczyli świat. Dla Nicole to był dramat. Wycofała się na jakiś czas z życia publicznego, skupiając się na dzieciach i terapii. Okazuje się, że w tym związku wszystko źle układało się od lat. Gwiazdorskie małżeństwo prawie się nie widywało, on grał koncerty, ona była na planach filmowych. Bardziej udawali parę, niż nią byli. Nicole chciała jeszcze o nich zawalczyć, miała żal do męża, że bez porozumienia z nią szybko ogłosił rozstanie. Nazwała to zdradą. On wypominał jej publicznie nawet to, że była od niego wyższa. Podobno czuł przez to dyskomfort.

Kobieta po przejściach
Charlize Theron przyznała niedawno, że znów jest singielką i korzysta z aplikacji randkowych. Jak na gwiazdę to raczej odważne wyznanie. Charlize Theron, jedna z najpiękniejszych aktorek naszych czasów, pochodzi z Republiki Południowej Afryki. Wiadomo, jak ciężkie miała dzieciństwo. Przeżyła traumę, kiedy jej matka zastrzeliła męża, gdy wrócił do domu pijany, grożąc jej i małej Charlize. Czy te przeżycia zaważyły na jej życiu uczuciowym? Nigdy nie chciała wyjść za mąż, do czego się wielokrotnie przyznawała. Spędziła jednak 10 lat u boku irlandzkiego aktora Stuarta Townsenda. I chociaż mówiła w wywiadzie dla „Marie Claire”: „Naprawdę nie muszę nosić białej sukienki i urządzać wielkiej imprezy”, para nazywała siebie mężem i żoną. Aktorka nosiła pierścionki zaręczynowe. Rozstali się w 2010 roku, jakby nic ich nie łączyło, on nigdy potem o niej nie wspomniał. Krótka relacja Charlize z Seanem Pennem była bardzo medialna, ale ostatecznie zakończyła się szybko i bez wyjaśnień. Pięćdziesięcioletnia Charlize Theron nigdy nie ukrywała, że nie szuka miłości za wszelką cenę. Podkreślała: „Nie potrzebuję partnera, żeby mieć rodzinę. Jeśli ktoś pojawi się w moim życiu – świetnie. Jeśli nie, też jest dobrze”.
Nie wszystkie gwiazdy mają przywilej bycia szczęściarą w miłości. Czasem niepowodzenia dodają im popularności, przysparzają sympatii. Niektórzy uważają na przykład, że Jennifer Aniston kochamy nie tylko za sukcesy, ale i za porażki. Bo łatwiej nam się wtedy do niej odnieść z naszym nie do końca udanym małżeństwem i rozpieszczonymi dzieciakami. Jedna z zachodnich gazet publikowała listy bezdzietnych kobiet, które odwoływały się między innymi do doświadczenia Jennifer Aniston, Renée Zellweger czy Brytyjki Helen Mirren, i widać było, że im te historie pomagały. Sandra Bullock, Renée Zellweger, Nicole Kidman, Jennifer Aniston i Charlize Theron zbudowały kariery, o których większość może tylko marzyć. Ich historie miłosne nie stały się opowieścią o bajkowym zakończeniu. Mówią nie o boginiach, ale o kobietach, ich dojrzewaniu, poszukiwaniu siebie, o uczuciach, które nie zawsze przychodzą wtedy, kiedy trzeba. Życie nie musi wpisywać się w szczęśliwe filmowe schematy. Jakkolwiek wszyscy tego pragniemy… Kiedy mówimy o szczęściu, happy end być musi.