Na scenie tworzą niezwykły duet, rzadko mówią o sobie wywiadach. Legendarna aktorka ujawnia kulisy relacji z córką
Beata Ścibakówna, legenda polskiego teatru, oraz jej córka Helena Englert, tworzą niezwykły duet na teatralnej scenie. Choć rzadko mówią o sobie w wywiadach, co krok udowadniają, że ich relacja jest pełna ciepła, wzajemnego szacunku i zrozumienia.

W tym roku obie znalazły się na scenie w spektaklu „Hamlet” w reżyserii nikogo innego, jak Jana Englerta — ich męża i ojca. Ta obsada wywołała niemałą medialną burzę o nepotyzm. Jednak Beata Ścibakówna z dystansem podchodzi do tego typu spekulacji, a jej odpowiedzi na te pytania ukazują zarówno jej profesjonalizm, jak i głęboki szacunek do talentu córki.
Nepotyzm czy zasłużony wybór? Beata Ścibakówna jest pewna jednego
Jednym z najczęściej poruszanych tematów w mediach w ostatnich miesiącach była kwestia zarzutów o nepotyzm, które pojawiły się po ogłoszeniu obsady najnowszego „Hamleta”, wystawianego w Teatrze Narodowym. Beata Ścibakówna nie ukrywa, że od lat spotyka się z podobnymi oskarżeniami, zarówno w kontekście własnej kariery, jak i kariery córki. „Od wielu lat czytałam, że Jan Englert mi coś załatwił. Jestem do tego przyzwyczajona. O naszej córce Helenie też tak pisano. Gdziekolwiek nie zagrała, pojawiały się komentarze, że to za sprawą ojca” – mówi aktorka w rozmowie z Michałem Misiorkiem z Plejady. Choć przyznaje, że nie było jej to miłe, z biegiem lat nauczyła się podchodzić do tego z większym dystansem. „Gdy więc zaczęto zarzucać nam nepotyzm w kontekście „Hamleta”, ani mnie to nie zdenerwowało, ani nie zamknęło w sobie, ani nie wzburzyło. Było mi zwyczajnie przykro” – dodaje.
Zarówno Beata, jak i Helena, nie rozumieją, dlaczego niektóre rodziny są obiektem takich oskarżeń, podczas gdy inne mogą liczyć na wsparcie swoich bliskich w branży. „Dlaczego innym wolno, a Janowi Englertowi nie?” – pyta retorycznie Ścibakówna, podkreślając, że obie z córką już wielokrotnie udowodniły swoje umiejętności na scenie.

Praca na scenie: matka i córka w jednym przedstawieniu
Dla Beaty Ścibakównej współpraca z córką na scenie była wyjątkowym doświadczeniem. Mimo że jest to ich pierwsze wspólne teatralne spotkanie, Beata obserwowała rozwój Heleny z ogromnym podziwem. „Obserwowałam ją, jak myśli, jak tworzy, jaką ma naturalność i intuicję aktorską. Jak zaskakuje wyobraźnią” – mówi aktorka, podkreślając, że nie chciała ingerować w sposób pracy córki. „Nie chciałam jej dawać żadnych wskazówek, żeby jej nie zamknąć”. Praca na scenie była dla nich obydwu ważnym, ale jednocześnie profesjonalnym doświadczeniem. Choć ich postacie w Hamlecie – Ofelia i Gertruda – łączą je na scenie, Beata zwraca uwagę, że ich drogi artystyczne pozostają osobne. „Nie wstydzimy się siebie. Ona ma swoją ścieżkę w tym spektaklu, a ja swoją” czytamy.
Relacje matki i córki: bliskość i zrozumienie
Relacje Beaty Ścibakownej i Heleny Englert są bardzo bliskie. Aktorka mówi, że ogromnie cieszy ją, jak rozwija się jej córka, nie tylko na scenie, ale również w życiu. „Bardzo bliskie. I, jako matkę, niesamowicie mnie to cieszy”. Choć Helena nie jest typową osobą, która angażuje się w dyskusje w Internecie, Beata podkreśla, że rodzice zawsze starają się dawać córce jak najwięcej możliwości. Helena, choć z wykształcenia aktorka, posiada szerokie zainteresowania i rozważała również inne pasje, takie jak taniec czy szkoła muzyczna, o czym opowiedziała przed laty Beacie Nowickiej z VIVY!: „[...] Mama zawsze daje mi wolny wybór. Mogę spróbować wszystkiego: balet, szkoła muzyczna, rysunek. Ja decyduję, czego chcę się uczyć. Myślę, że najważniejsze dla rodziców, żebym była szczęśliwa, a to, kim zostanę, stawiają na drugim miejscu” mówiła w 2013 r.


