Nie miał pierścionka, zerwał kwiaty z łąki. Miłość powstańczej łączniczki i mistrza szabli przetrwała całe życie
Zaczęło się od kina, potem przyszedł taniec, wojna i... propozycja, która zmieniła wszystko. Ona – kobieta z przeszłością, on – mistrz z duszą artysty. Ich miłość przetrwała pół wieku, mimo różnic, chorób i codziennych wyzwań.

- Agnieszka Dajbor
- , Redakcja VIVA
Miłość ich życia zaczęła się od jednego filmu. Ona – aktorka, bohaterka Powstania Warszawskiego, pełna energii i uroku. On – olimpijczyk, mistrz szabli i architekt z duszą artysty. Alina Janowska i Wojciech Zabłocki stworzyli jeden z najpiękniejszych związków polskiego świata kultury i sportu. Ich uczucie przetrwało próbę czasu, choroby i codzienności. Co sprawiło, że byli razem przez 54 lata?
Jak zaczęła się miłość Aliny Janowskiej i Wojciecha Zabłockiego?
Alina Janowska mówiła wprost – wymodliła Wojciecha Zabłockiego. Po rozpadzie pierwszego małżeństwa długo nie mogła znaleźć prawdziwego oparcia. Modliła się o mężczyznę, który byłby mądry, odpowiedzialny, z pasją, silny, ale i czuły. I taki właśnie się pojawił.
Ich spotkanie miało w sobie coś z filmu. Ambasada włoska, przyjęcie, rozmowy... Alina – kobieta pewna siebie, nie bała się zrobić pierwszego kroku. Zapytała, czy Wojciech widział już „Zaćmienie” Michelangelo Antonioniego. A potem... zaprosiła go do kina. „Ale ja tutaj jestem z jedną panną”, próbował ją studzić Wojciech Zabłocki. „To już pan nie jest”, odparowała Janowska, która lubiła mieć inicjatywę i nie przejmowała się drobnymi przeciwnościami losu...
Bohaterka wojny i gwiazda ekranu. Kim była Alina Janowska?
Potem zaproponowała jeszcze kolację. Ale tu już Wojciech Zabłocki wykręcił się, tłumacząc, że ma trening i że zadzwoni. Po latach w jednym z wywiadów mówił: „Alina była trochę zdziwiona, lecz po tygodniu faktycznie zadzwoniłem. Przyszła do mnie i od razu, jak to ona, zaczęła sprzątać. Zobaczyła, co jem i powiedziała: »Musi pan się lepiej odżywiać. Od dziś będzie pan jadał obiady u mnie«. Zacząłem do niej chodzić”. (Cytat za Onet.pl)
Tak zaczęła się wielka miłość, która trwała ponad pół wieku. Oboje byli bardzo utalentowanymi ludźmi. Alina Janowska to przecież znana, legendarna aktorka, grała m.in. w filmie „Zakazane piosenki”, „Samson”. Wielką popularność przyniósł jej serial „Wojna domowa”, gdzie zagrała ciotkę zbuntowanej nastolatki Anuli, ciągle zaskakiwaną jej „nowoczesnymi” poglądami i zachowaniem. Pewnie wiele ówczesnych mam widziało siebie w tej postaci. Była Panią Dulską w filmie Jana Rybkowskiego i baronową Krzeszowską w „Lalce” Ryszarda Bera. A pamiętacie ja w „Rozmowach kontrolowanych”? Z filmową ciocią Lusią, czyli Ireną Kwiatkowską grały duet domowych konspiratorek, w Hollywood za te role dostałyby Oscara!

Mistrz szabli i ceniony architekt. Kim był Wojciech Zabłocki?
Jej mąż, Wojciech Zabłocki, był wielkim polskim szablistą, mistrzem olimpijskim, i drużynowym mistrzem świata. Legendą czasów świetności polskiej szabli. Koledzy mówili do niego „Panie Wołodyjowski”, bo był niski, drobny i bardzo szczupły. Trudno było uwierzyć, że uprawiał sport walki, jakim jest szermierka. Janusz Olech, medalista olimpijski z Seulu wspominał, że Zabłocki był na co dzień był bardzo miły i życzliwy, a w czasie walki „wstępowało w niego zwierzę". Miał dobry charakter do sportu, nie odpuszczał. Z wykształcenia architekt, z pasją uprawiał swój zawód, miał tytuł profesora. Był cenioną postacią i autorytetem, nie tylko w środowisku sportowym.
Ich światy różniły się, ale to właśnie te różnice sprawiły, że pasowali do siebie idealnie. Ona mówiła, że „Pan Wołodyjowski” był jej opoką – nie tylko w domu, ale w życiu.
Zobacz też: Trzykrotnie dokonała aborcji. Nina Andrycz żyła tak, jak chciała. Nie zmienił tego nawet Stalin

Alina Janowska: młodość naznaczona wojną
Alina Janowska była o siedem lat starsza od swojego męża – przyszła na świat w 1923 roku. Choć różnica wieku mogła wydawać się niewielka, w ich przypadku oznaczała przepaść doświadczeń i przeżyć. Gdy wybuchła wojna, Wojciech Zabłocki miał zaledwie dziewięć lat. Wraz z rodziną kilkakrotnie cudem uniknął śmierci. Wypędzeni z rodzinnego domu, trafili do Pruszkowa – w drodze Wojciech szkicował. Jeden z rysunków, przedstawiający ciała zabitych Powstańców, zachował się przez lata. Ostatecznie jego bliscy osiedlili się najpierw w Krakowie, a potem w Katowicach.
Janowska często wspominała, że jej dzieciństwo „było za krótkie”. W młodym wieku włączyła się w działania konspiracyjne – jako łączniczka walczyła w batalionie „Kiliński” podczas Powstania Warszawskiego. Dokładnie 1 sierpnia stawiła się na zbiórkę swojej grupy w warszawskim kinie „Palladium”. Nazywano ją „setką” – wszyscy wiedzieli, że na nią zawsze można liczyć. Już wcześniej, w 1942 roku, została aresztowana przez Gestapo za działalność w podziemiu i pomoc Żydom. Spędziła siedem miesięcy w celi na Pawiaku. Twierdziła, że przetrwać pomogła jej… pasja do tańca. Nie pozwalała sobie na załamanie – codziennie ćwiczyła, by dorównać koleżankom. W dokumencie „Z Pawiaka” opowiadała między innymi o samotnie spędzonej nocy w ponurej celi – jej towarzyszki zniknęły bez śladu, wywiezione na śmierć. „Matko Boska, Ty mnie jedną ocaliłaś. Jak mam żyć, by Ci to wynagrodzić?” – mówiła wtedy do siebie.
Po wojnie zagrała w filmie Andrzeja Wajdy „Samson”. Jedna ze scen była kręcona na dziedzińcu przy Szucha, gdzie w czasach okupacji mieściła się siedziba Gestapo (obecnie znajduje się tam Ministerstwo Spraw Zagranicznych). W trakcie zdjęć zaczął sypać śnieg, a Wajda krzyknął: „Alina, schowaj się!”. Janowska odruchowo podeszła do znajomych drzwi – tych samych, którymi kiedyś wchodziła na przesłuchania.
Zobacz też: Alina Janowska brała udział w Powstaniu Warszawskim. Miała wyjątkowy pseudonim

Alina Janowska i Wojciech Zabłocki: historia miłości pełna uczuć
Ciężar wojennych przeżyć mógł zaważyć na całym życiu, ale Alina Janowska nie pozwoliła, by zdominowały jej codzienność. Chciała czerpać z życia pełnymi garściami i dzielić się radością z innymi. Po latach podkreślała: „Nie chcę opowiadać ludziom o swojej martyrologii, że siedziałam w więzieniu, że cierpiałam, że byłam przerażona. Chcę im powiedzieć, że życie bez miłości jest nic niewarte. Bez miłości do dziecka, małżeńskiej, koleżeńskiej, miłości kochanków”.
I właśnie taką miłość odnalazła, choć droga do niej nie była prosta. Zarówno ona, jak i Wojciech Zabłocki mieli za sobą rozwody. Ich wspólna historia zaczęła się na nowo w 1963 roku, kiedy to – z inicjatywy Aliny – pobrali się. Janowska była zaniepokojona, że jej partner nie kwapi się z oświadczynami, więc... postanowiła opowiedzieć o tym w mediach. „Zabłocki jeszcze się nie oświadczył” – oznajmiła w jednym z wywiadów. Choć nie było wtedy internetu, informacja rozeszła się błyskawicznie. Jak wspominał później Zabłocki, dostawał nawet telefony z naciskami, by wreszcie się zdecydował. „Cóż, pomyślałem: »Vox populi, vox Dei«, głos ludu jest głosem Boga. Nie miałem pierścionka, więc zabrałem Alinę na łąkę, narwałem kwiatów, oświadczyłem się i zostałem przyjęty. Od tego momentu żona przejęła w naszym związku pełne dowództwo".
Rodzina, dzieci, wspólne lata. Ich życie prywatne bez tajemnic
Razem stworzyli harmonijną rodzinę patchworkową. Alina miała córkę Agatę z pierwszego małżeństwa, Wojciech – syna Marcina. Wspólnie doczekali się dwójki dzieci: Michała oraz Kasi, która przyszła na świat, gdy Janowska miała już 45 lat.
Ich dom na Żoliborzu był miejscem wyjątkowym – nie tylko ze względu na klimat rodzinny, ale i artystyczne spotkania. Bywały tam takie osobistości jak Ewa Demarczyk, Agnieszka Osiecka, Daniel Olbrychski czy Wojciech Młynarski. Budynek, zaprojektowany przez samego Zabłockiego, został wpisany do rejestru zabytków – to najlepiej świadczy o jego unikalnym charakterze.
Syn Michał Zabłocki, znany poeta i autor tekstów piosenek, mówił, że atmosfera w domu była wymagająca, ale inspirująca. W wywiadzie dla „Urody Życia” opowiadał: „Rodzice dużo wymagali od siebie – i to się udzielało. Patrzyliśmy na nich i siłą rzeczy te wymagania przenosiliśmy na siebie. Zawsze musiał być plan pracy. Nie ma tak, że się rano wstaje i coś się dzieje – ale równie dobrze może się zdarzyć coś całkiem innego. Jest plan i jest walka, żeby go zrealizować. To głęboko we mnie weszło, stało się częścią mnie, choć niektórych szokowało”. Wspominał też, że ich w domu był specyficzny styl rozmów, oparty na żarcie, kpinie, obśmiewaniu różnych problemów, ale i rodzinnych słabostek. „Każdy miał słabe strony, w które wtykało się szpile. Chodziło o to, żeby się nie obrażać. Dawało to możliwość rozładowania różnych napięć, może dzięki temu mieliśmy większy dystans do rzeczywistości, to też uodparniało nas na świat”.

Choroba, poświęcenie i dozgonna opieka. Ich ostatnie wspólne lata
Dom rodziny Zabłockich był spokojną przystanią – tak wspominał Michał Zabłocki. Ich codzienność miała swoje stałe rytuały: niedzielne treningi w Warszawskim Klubie Narciarskim na Mokotowie, wspólne wyjazdy, wyprawy w góry. Alina i Wojciech dzielili się także pasjami. On malował, pisał książki i był architektem, ona udzielała się jako radna, działała społecznie i w Związku Artystów Scen Polskich, szczególnie w sekcji estrady – miała także talent wokalny, który chętnie prezentowała na scenie. Wszystko zmieniło się w 2012 roku, kiedy u Aliny Janowskiej zdiagnozowano chorobę Alzheimera.
Od tego momentu całe życie rodziny podporządkowano opiece nad Aliną. Każdy starał się na swój sposób pomóc – w codziennych obowiązkach i w organizowaniu domowego wsparcia. Dla Janowskiej, kobiety zawsze aktywnej i samodzielnej, postępująca choroba była wyjątkowo trudnym doświadczeniem – podobnie jak dla wielu chorych, którzy tracą kontrolę nad własnym życiem.
Diagnoza była wstrząsem dla Wojciecha Zabłockiego. Z czasem jednak zaakceptował sytuację i postanowił, że będzie opiekował się żoną do końca, w domu. „Postanowiłem, że dopóki mogę, jej nie oddam. To byłoby nie fair, niezgodne z zasadami olimpijskimi, nie mówiąc już o mojej miłości do niej. W domu była gosposia z dyplomem pielęgniarskim, przychodzili rehabilitanci i lekarze. Bardzo pomagał mi Michał. Żona miała dobrą opiekę. Do końca była przytomna, słyszała, rozumiała, ale już mnie nie wołała…”, mówił Wojciech Zabłocki. Alina Janowska zmarła podczas snu w 2017 roku. Wojciech Zabłocki przeżył ją o 3 lata.
„Janowska” – poetycka forma pożegnania
Po śmierci matki Michał Zabłocki wydał zbiór poezji zatytułowany „Janowska”. Ich relacje nigdy nie należały do łatwych – oboje mieli silne charaktery. Alina nie akceptowała młodzieńczego buntu syna, a on pamiętał jej surowość. Przez wiele lat ich kontakt był chłodny, a relacja napięta. Przełom nastąpił w czasie choroby matki – to właśnie ona ich do siebie zbliżyła. Michał przeprowadził się z Krakowa do Warszawy, by wspierać rodziców. Spędzał z matką coraz więcej czasu, angażował się w opiekę, towarzyszył jej. Jak sam mówił, „choroba ją złagodziła”. Otworzyli się na siebie, rozmawiali o sprawach, które przez lata były przemilczane.
Syn czuł wyrzuty sumienia, że nigdy nie poświęcił matce żadnego wiersza – aż w końcu powstał tomik złożony z 33 utworów. Oto jeden z nich:
Szanowni Państwo
miło mi was powitać
na kartach tej skromnej książki
Pewnego lipcowego dnia
płynąc po jeziorze Kalwa
w trakcie wakacji odbywanych tradycyjnie
u pierwszej żony swojego drugiego męża
Alina Janowska pomyślała:
Oto niebo bezchmurne nade mną
a prawo zbójeckie we mnie
Naprawdę wszędzie już byłam
i z wielu pieców jak to się mówi
wsuwałam zakalec świata
Jednego mi tylko brak
nie zaistniałam w poezji
I to nie w jakimś tam poślednim
okolicznościowym wierszyku
ale w poezji pełną gębą
drapieżnej i poruszającej
ryzykownej i brawurowej!
Szybko wydobyła organizm
z nadmiaru zimnej wody
Wykręciła właściwy numer i mówi:
Pisz synu pisz bo ja już niewiele pamiętam
Poczułem się dotknięty
zraniony do żywego
Przecież się nie nadaję
wybierz kogoś innego!
Uciekłem
nie dzwoniła już ani razu chyba
I trzech dób nie siedziałem w żołądku wieloryba
Aż w końcu kiedy wszystko naprawdę zapomniała
Jezioro Kalwa niebo i ciężar swego ciała
zebrałem się i piszę
A sens już się wyłania
że w tym wyłącznie celu
uczyłem się pisania
Czytaj także: Łączyła ich trudna więź, byli skłóceni przez wiele lat. Dopiero choroba zbliżyła Alinę Janowską i jej syna

Korzystałam m.in. z książki Dariusza Michalskiego „Jam jest Alina, czyli Janowska story", wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, 2007.