Nie uwierzysz, czym zajmowała się Michelle Pfeiffer, zanim została legendą Hollywood. Jej historia zaskoczy wielu
Nie miała planu, tylko marzenie – i odwagę, by za nim pójść. Michelle Pfeiffer zaczynała jako kasjerka w supermarkecie, pierwszą wielką rolę niemal przypłaciła zawodową katastrofą. Ale nie poddała się. Dziś jest ikoną kina i dowodem na to, że talent, determinacja i klasa potrafią pokonać każde „nie”.

Dziś jest ikoną kina, ale kiedyś nikt nie chciał dać jej szansy. Michelle Pfeiffer zaczynała za kasą w supermarkecie, a pierwsza wielka rola niemal pogrzebała jej marzenia. Druga – wywalczona z trudem – wszystko odmieniła. Jej historia to opowieść o walce, determinacji i sile, która nie dała się zaszufladkować.
Od supermarketu do czerwonego dywanu. Zaskakujące początki Michelle Pfeiffer
Nie pochodziła z rodziny filmowej. Nie dorastała na planach zdjęciowych. Wręcz przeciwnie – Michelle Pfeiffer urodziła się w 1958 roku w Santa Ana, daleko od świateł reflektorów. Jak sama wspominała, „nawet nie chodziłam zbyt często do kina”. Wychowywana w skromnym domu, oglądała stare filmy w telewizji i szeptała do siebie: „Ja też to potrafię”.
Ale to nie marzenia prowadziły ją przez młodość, tylko codzienność. W tamtym czasie aktorstwo nie było nawet w kręgu jej aspiracji. Michelle zapisała się co prawda do szkolnego kółka teatralnego, ale – jak sama przyznała – bardziej po to, by uniknąć zajęć z angielskiego niż z pasji do sceny. Po skończeniu szkoły średniej przez chwilę myślała o pracy jako stenotypistka. Zamiast tego trafiła za kasę w jednym z supermarketów. I dopiero tam – w monotonii sklepowych zmian – zaczęła do niej docierać prosta prawda: że pragnie czegoś więcej. Nie miała jednak pojęcia, jak przekuć to pragnienie w rzeczywistość.
Konkurs piękności, który zmienił wszystko
O swoich marzeniach opowiedziała fryzjerowi. I to on jako pierwszy zasugerował jej udział w konkursie piękności. „Zrób sobie dobre zdjęcia, wypełnij formularz” – powiedział. Kilka tygodni później Michelle Pfeiffer została Miss Orange County 1978. Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że z tej korony wyrośnie gwiazda Hollywood.
Po konkursie podszedł do niej agent. Zaczęły się pierwsze castingi, małe rólki w serialach, skromne występy na ekranie. Droga była pełna wyrzeczeń. Dopiero w 1982 roku przyszła szansa – rola w musicalu „Grease 2”. Miała być przełomem. A niemal zakończyła karierę.

„Grease 2” – rola, która mogła ją zniszczyć
Była piękna. Młoda. Pełna nadziei. Ale nie była ani piosenkarką, ani tancerką – przynajmniej nie w oczach własnych. I choć casting do „Grease 2” wygrała dzięki „nieoczekiwanej cesze”, jak ujęła to reżyserka Patricia Birch, film okazał się bolesną porażką. Kontynuacja hitu z Johnem Travoltą została chłodno przyjęta. Pfeiffer – choć zauważona – stała się symbolem nieudanego sequela. Jak wspominała po latach, jej agent przez miesiące bezskutecznie próbował znaleźć jej pracę. I wtedy pojawił się „Człowiek z blizną”.
Rola Elviry Hancock w legendarnym filmie miała przypaść innej aktorce. Michelle Pfeiffer była na samym końcu listy życzeń producenta. Musiała sama opłacić przelot na casting. Gdy się pojawiła – reżyser Brian De Palma podobno chciał ją od razu odesłać. Al Pacino, który miał już wtedy pięć nominacji do Oscara, nie widział w niej swojej partnerki filmowej. Ale ona nie odpuściła. Przesłuchania były ciężkie, emocjonalne. Aż przyszła słynna scena w restauracji, w której Elvira wybucha. Michelle zagrała ją z takim zaangażowaniem, że... Pacino był pod ogromnym wrażeniem. To wtedy miał powiedzieć reżyserowi: „Tak. Myślę, że nie jest zła”. To był moment, który odmienił jej życie. Od kasjerki, przez porażkę w musicalu, aż po złotą rolę u boku legendy kina. Michelle Pfeiffer weszła do pierwszej ligi.

Michelle Pfeiffer – od niedocenionej do kultowej
„Za ładna na dobrą aktorkę” – powtarzali sceptycy. A ona pokazała, jak bardzo się mylili. Rola Elviry nie tylko otworzyła jej drzwi do kolejnych produkcji. Zrobiła coś znacznie większego – dała głos kobietom, które przez lata grały tło. U Pfeiffer bohaterka była wyrazista, wielowymiarowa, silna. Nie dała się zaszufladkować. Odmawiała ról stereotypowych blondynek. Odchodziła, gdy nie szanowano jej wizji. Przez prawie 10 lat zniknęła z ekranów, by poświęcić się rodzinie. A potem wróciła – z klasą, dojrzałością i rolami w „Czarownicy” czy „Morderstwie w Orient Expressie”.
Dziś Michelle Pfeiffer nadal inspiruje. Nie tylko talentem, ale też odwagą bycia sobą. Jej historia to przypomnienie, że każda droga może prowadzić na szczyt. Trzeba tylko zawalczyć o swoje miejsce. Nawet jeśli na początku... nikt ci go nie chce dać.
Czytaj też: Michelle Pfeiffer: „Czy chciałabym wyglądać tak, jak po trzydziestce? Pewnie, ale tak się nie stanie”

