O tej historii z dzieciństwa Siostry Chmielewskiej mało kto wiedział, aż trudno uwierzyć. To wspomnienie wbija w fotel
Niewielu wie, co naprawdę kryje się za spokojnym uśmiechem siostry Małgorzaty Chmielewskiej. Tym razem zakonnica, która zaskoczyła Polskę listem w sprawie uchodźców, otwiera się jak nigdy wcześniej. W szczerej rozmowie z Alekiem Rogozińskim zdradza kulisy swojego życia, opowiada o dzieciństwie pełnym wybuchów i własnych granicach wiary.

- Redakacja VIVA!
Siostra Małgorzata Chmielewska udzieliła wyjątkowego wywiadu Alekowi Rogozińskiemu, w którym wraca wspomnieniami do dzieciństwa, wyjaśnia, dlaczego nie wstąpiła do klasztoru, i opowiada o reakcji na medialną burzę po swoim liście otwartym. Zdradza również, jak trafiła na karty powieści kryminalnej.
Dzieciństwo. Siostra Chmielewska o pierwszych wspomnieniach
Kiedy słyszy się: siostra Chmielewska, to skojarzenie jest jedno – wysoka, szczupła kobieta w habicie. Ale przecież, zanim pojawiła się „ta siostra”, minęło trochę czasu. I chciałbym, żebyśmy wrócili do tamtych chwil. Jakie było pierwsze wspomnienie Siostry z dzieciństwa?
Do piątego roku życia wychowywałam się w obozach wojskowych, bo mojego ojca, absolwenta medycyny, tuż po skończeniu studiów w Poznaniu powołano do wojska i przeniesiono na Ziemie Odzyskane, na Pomorze. Ojciec oczywiście był antykomunistą, więc pobyt w stalinowskim wojsku raczej mu nie odpowiadał, ale jaki miało się w tamtych czasach wybór? Żaden! I to moje pierwsze wspomnienie jest… wybuchowe. Dosłownie! Pewnego dnia tata zabrał mnie i mojego starszego brata do lasu i pokazał nam, jak wybucha granat. Po prostu wziął zamach i walnął nim z całych sił.
Była Siostra córeczką tatusia?
Nie. Moi rodzice obdarzali nas, mnie i moich dwóch braci, równą miłością. Ojciec zresztą pracował całymi dniami, mama też. Kiedy na fali odwilży po śmierci Stalina przenieśliśmy się do stolicy, wychowywałam się na podwórku. Jak większość dzieciaków. Rodzice dawali nam z rana klucz do mieszkania i puszczali nas wolno. Każdy z nas miał jednak swoje obowiązki. Moim było dbanie o młodszego brata.
À propos szkoły… Była Siostra prymuską czy rozrabiaką?
Zawsze byłam bardzo dobrą uczennicą, natomiast grzeczną dziewczynką zdecydowanie nie! Rodzice wychowywali nas według zasad, które im wpojono w dzieciństwie. Na pierwszym miejscu stawiali szacunek dla drugiego człowieka. Nie ograniczali nas, wychodząc z założenia, że musimy zdobywać własne doświadczenia.

Rodzina, szkoła i wartości – jak kształtowała się przyszła zakonnica
Ale z tego, co wiem, nie wpajano Siostrze wartości katolickich?
Pytanie, czym one w ogóle są? Rodzice nie byli jakoś nadzwyczajnie pobożni, ale posyłali nas na lekcje religii. Obchodziliśmy też wszystkie święta. Na co dzień w domu nie czuło się jakiejś wielkiej atmosfery religijnej. Uczono nas jednak tego, co jest podstawą chrześcijaństwa – pomagania słabszym i ubogim. Nawet jeśli samemu nie ma się zbyt wiele. Nie wychowywałam się w bogatej rodzinie. Rodzice żyli od wypłaty do wypłaty. Cóż, taki był PRL. Za to rodzice posyłali nas prywatnie na lekcje języka angielskiego i starali się, żebyśmy mieli styczność z kulturą.
Mam wrażenie, że teraz uczy się dzieci konkurowania z innymi i to nie w tych kategoriach, w których warto rywalizować. Wolałbym, żeby dzieciaki chwaliły się, ile przeczytały książek, obejrzały filmów, a nie tym, że dostały od rodziców najnowszy smartfon.
Dokładnie! Pamiętam, że pierwszy telewizor, jaki zagościł w naszym domu, mój ojciec pożyczył tylko po to, żebyśmy wszyscy razem obejrzeli konkurs chopinowski. Rodzice pilnowali też, abyśmy korzystali z biblioteki. A to była wspaniała placówka!
I to wtedy zaczęło się zamiłowanie Siostry do literatury kryminalnej?
Trochę później. Razem z braćmi bardzo dużo czytaliśmy i w pewnym momencie okazało się, że przeczytałam wszystkie książki, w których nie było trupów. Bardzo nie lubiłam, jak gdzieś na kartach pojawiały się zwłoki. I przyznaję się bez bicia, że z tego powodu nie przeczytałam ani „Potopu”, ani „Krzyżaków”. Bibliotekarki wiedziały o tej mojej niechęci, ale nadszedł ten dzień, kiedy usłyszałam: „Słuchaj, Małgosia, już nic dla ciebie nie mamy! Cała reszta książek jest z trupami!”. Co było robić? Przecież nie mogłam nie czytać!
Niech zgadnę! Podsunęły Siostrze Agathę Christie...
Tak, bo stwierdziły, że co prawda ma w swoich książkach trupy, ale, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, lajtowe. Nieboszczyk jest, ale nie ma tego opisu, który najbardziej działa na wyobraźnię.
[...]
Rozmawiał Alek Rogoziński.
Cały materiał dostępny w nowym numerze VIVY!.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zamieniła togę na pracę w telewizji. „Nie słuchałam nikogo, zaufałam sobie” – mówi dziś jedna z najpopularniejszych kobiet TVN-u
