Reklama

Pracowała w telewizji w dziale sportowym. Organizowała największy w Polsce konkurs dla modelek Elite Model Look. Aż wykonała woltę i założyła biżuteryjną markę. Szesnaście lat temu Polki pokochały jej sznurkowe bransoletki z grawerowanymi zawieszkami. Magdalena Mousson-Lestang, twórczyni Lilou, opowiedziała, jak udaje się jej łączyć obowiązki matki trzech synów z byciem bizneswoman, i o tym, co czuła, sprzedając swoją markę.

Magdalena Mousson-Lestang w wywiadzie VIVY! o swoim imperium i spełnionym marzeniu

– Pamiętam, jak 16 lat temu po Warszawie rozeszła się informacja, że jest taka Magda, która robi sznurkowe bransoletki z grawerowanymi zawieszkami.

Wieść o mojej biżuterii rozchodziła się pocztą pantoflową, najpierw wśród znajomych. Jako pierwsi kibicowali mi i nosili moje bransoletki przyjaciele, Paulina Holtz i Dawid Woliński. Chciałam jednak szybko sprawdzić, czy pomysł obroni się poza bliskim kręgiem, dlatego zorganizowałam sprzedaż Lilou na świątecznym spotkaniu w przedszkolu synów. Ilość zamówień przerosła moje oczekiwania – to był znak, że pora na kolejny krok. Prawdziwy przełom nastąpił po publikacji w jednym z miesięczników, po niej zaczęłam otrzymywać zamówienia z całej Polski.

– Tak się spodobały, że dzisiaj Lilou ma blisko 50 butików, w tym jeden w stolicy mody, Paryżu.

Stworzyłam biżuterię, która jest nie tylko ozdobą, ale ma też wartość emocjonalną. Ja sama zawsze mam na ręce bransoletkę z imionami synów. Wiele kobiet traktuje ją jako talizman albo sposób na upamiętnienie bliskich osób i ważnych momentów. Pięknym przykładem jest Iga Świątek – podczas swojego pierwszego triumfu na Roland Garros miała na nadgarstku bransoletkę Lilou. Odkryłam to, oglądając finał. To był jej osobisty talizman szczęścia. Lilou to nie tylko autorskie kolekcje, ale przede wszystkim biżuteria o osobistym znaczeniu. A butik w Paryżu, na bulwarze Saint-Germain, to realizacja jednego z moich marzeń.

TYLKO W VIVIE!: Są razem 13 lat, spełnili marzenie o rodzinie. Marina i Wojciech Szczęśni tylko nam opowiadają o swojej miłości

– Kiedy ruszałaś z Lilou, w Polsce byli tylko duzi gracze.

Dostrzegłam niszę i chciałam ją wykorzystać. Trafiłam w dobry moment z dobrym pomysłem. Na sukces składa się wiele czynników, ale to była wspaniała baza, aby zacząć konsekwentnie budować markę. Mój mąż, Francuz i przedsiębiorca, miał wtedy świeże spojrzenie na polski rynek. Podkreślał, jak duży potencjał tkwi w naszym kraju. Ta perspektywa była dla mnie bardzo inspirująca. [...]

– Wydawało Ci się, że świat stoi przed Tobą otworem?

Byłam bardzo młoda, pełna energii i nie miałam żadnych barier. Od zawsze wierzyłam, że jeśli się czegoś pragnie, trzeba po to sięgać ciężką pracą. Szacunek do pracy wyniosłam z domu, a moi rodzice, którzy są naukowcami, dali mi oparcie i pełną akceptację, co na pewno pomogło mi wierzyć w siebie. Kilka lat dzieciństwa spędziłam za granicą, a po powrocie do Polski uczęszczałam do francuskiej szkoły w Warszawie. Od najmłodszych lat dorastałam w międzynarodowym środowisku. Mam przyjaciół na całym świecie, wielu z nich obrało inspirującą i odważną drogę.

Magdalena Mousson-Lestang, Viva! 20/2025
Magdalena Mousson-Lestang, Viva! 20/2025 Zdjęcia Mateusz Motyczyński

– Dzieciństwo spędzone w takich warunkach poszerza horyzonty?

Ukształtowało moje spojrzenie na świat, nauczyło ciekawości, otwartości na języki i kulturę oraz pewności, że warto sięgać po nowe doświadczenia. Gdy miałam zaledwie 16 lat, wyjechałam sama do Paryża na staż do butiku z biżuterią na placu Vendôme, należącego do przyjaciół rodziców. To było z różnych powodów trudne doświadczenie, ale kto nie odważy się spróbować, ten nic nie osiąga.

– To wtedy zainteresowała Cię biżuteria?

Biżuterię lubiłam zawsze, szczególnie taką, która niesie ze sobą historię, ma charakter pamiątki. Pomysł na stworzenie marki przyszedł jednak dużo później, gdy urodziłam drugiego syna. Byłam wtedy na urlopie macierzyńskim i zapisałam się na szkolenie dla przedsiębiorczych kobiet organizowane przez Unię Europejską. Zwieńczeniem była prezentacja biznesplanu – mój otrzymał szczególne wyróżnienie komisji. Równolegle ukończyłam profesjonalny kurs tworzenia biżuterii. To sprawiło, że zaczęłam coraz poważniej planować własną markę opartą na idei personalizacji.

– Pomysł z grawerunkiem był rewolucyjny.

Personalizacja biżuterii i możliwość wykonania grawerunku od ręki nadała jej zupełnie nowy wymiar i emocjonalną wartość. Na początku grawerowałam własnoręcznie. Marzyłam o marce, która ma duszę – wywołuje emocje, jest elegancka, a przy tym jest blisko ludzi i pozostaje przystępna cenowo.

– Trzeba być odważnym, żeby wystartować z własnym biznesem?

Tak, ale odwaga rośnie z pasją. Gdy wierzysz w swój pomysł, tak jak ja w Lilou, ryzyko zamienia się w motywację. Na początku chciałam przede wszystkim zobaczyć, czy pomysł poruszy ludzi i znajdzie szersze grono odbiorców.

– Metodą małych kroczków?

U mnie się sprawdziła. Moja przygoda zaczęła się w domu, gdzie łączyłam pracę i realizację zleceń z przyjmowaniem klientek. Gdy zaczęłam dostawać setki zamówień dziennie z całej Polski, podjęłam decyzję o wynajęciu pierwszego butiku, przy ulicy Mokotowskiej w Warszawie. Wiele osób odradzało tę lokalizację, twierdząc, że nie jest to dobre miejsce. Czasem trzeba podejmować decyzje wbrew opiniom innych i ufać własnej wizji.

TYLKO W VIVIE!: Nie chciał już grać. Marina jednym zdaniem zmieniła wszystko. Szczęsny zdradza kulisy decyzji o Barcelonie

Cały materiał dostępny w nowym numerze VIVY!. Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 23 października.

Magdalena Mousson-Lestang, Viva! 20/2025
Magdalena Mousson-Lestang, Viva! 20/2025 Zdjęcia Mateusz Motyczyński
Marina Łuczenko-Szczęsna, Wojciech Szczęsny, Liam Szczęsny, Noelia Szczęsna, VIVA!, 20/2025, okładka
Marina Łuczenko-Szczęsna, Wojciech Szczęsny, Liam Szczęsny, Noelia Szczęsna, VIVA!, 20/2025, okładka DOROTA SZULC
Reklama
Reklama
Reklama