Od „Wodzireja” do „Joanny”. Co naprawdę znaczyło robić kino w cieniu cenzury? Niezabitowska i Falk w niezwykłej rozmowie
To opowieść o bliskości, która przetrwała dekady, o filmach, które kształtowały świadomość pokolenia, i o tym, jak trudno jest rozstać się ze sceną, kiedy ma się świadomość, że zrobiło się coś ważnego.

Małgorzata Niezabitowska i Feliks Falk — prywatnie przyjaciele, zawodowo: dokumentalistka i reżyser, których łączy wspólna wrażliwość na prawdę i pamięć o historii. W rozmowie pełnej ciepła i wzajemnego szacunku wracają do kluczowych momentów polskiego kina, cenzury PRL-u i opowiadają o sile przyjaźni w cieniu przemian społecznych.
Małgorzata Niezabitowska i Feliks Falk o cenzurze w czasach PRL-u. Wywiad VIVA!
[...]
– Wychowałam się na Pana filmach: „Wodzirej”, „Był jazz”, „Bohater roku”, „Komornik”… Który film dla Pani jest wyjątkowo ważny?
Małgorzata: Towarzyszyłam Felkowi właściwie od samego początku. Byłam nawet na planie jego fabularnego debiutu „W środku lata”, który rozgrywał się nad jeziorem na Kaszubach. A moim ulubionym filmem jest ostatnie dzieło Felka, „Joanna”, ze wspaniałą Ulą Grabowską w tytułowej roli. Bohaterka filmu, Aryjka, Polka, przygarnia znalezioną w kościele małą Żydówkę i ukrywa w swoim mieszkaniu. To głęboka i poruszająca opowieść o poświęceniu honoru, kobiecej godności w imię większego dobra, jakim jest życie drugiego człowieka, oraz o niesprawiedliwości, która spotyka Joannę za jej szlachetny czyn.
Feliks: Kilka razy pokazywałem Małgosi filmy nie do końca gotowe. Nie, żeby słuchać pochwał, tylko uwag, co można poprawić.
Małgorzata: „Joannę” zobaczyłam w mieszkaniu montażysty. Byłam tak zachwycona i wzruszona, że wracając do domu, z samochodu zadzwoniłam do Mariolki, by jej od razu przekazać, jak wspaniały film Felek zrobił. To dla mnie najlepszy dowód przyjaźni, cieszyć się sukcesem przyjaciela jak swoim własnym. Lata wcześniej podczas pokazu „Wodzireja” w małej salce Wytwórni Filmów Dokumentalnych aż podskakiwałam z radości i byłam chyba równie szczęśliwa jak sam twórca.
– Wiedział Pan, że zrobił coś wyjątkowego?
Feliks: Cała ekipa poczuła to w połowie kręcenia. Do tego stopnia, że dopytywałem, kiedy jest festiwal w Cannes (śmiech).
Małgorzata: I kiedy są Oscary…
Feliks: Aż takich ambicji nie mieliśmy, ale wiedzieliśmy, że robimy coś innego, coś dobrego. Autentycznie przeżywaliśmy to, co działo się na planie. Scena korowodu, w której Jurek Stuhr śpiewa, przyprawia mnie o dreszcze do dzisiaj. Niestety film poszedł na półkę i nie pojechaliśmy ani do Cannes, ani na Oscary. Tylko Jurek dostał nagrodę na MFF w Chicago. Kiedy „Wodzireja” wreszcie skolaudowano, odniósł sukces, choć początkowo był dopuszczony do kin… w jednej kopii. Poczta pantoflowa okazała się najlepszą reklamą. Pod kinem Śląsk ustawiały się kolejki. Krok po kroku dołożono 20 kopii.
Małgorzata: W naszej książce niejednokrotnie przywołujemy doświadczenia nieznane tym, którzy urodzili się w wolnej Polsce. Między innymi opowiadamy o cenzurowaniu filmów, odsyłaniu ich na półki i cięciu dziennikarskich tekstów lub w całości odrzucaniu ich przez cenzorów. A w PRL-u gorsze od wszelkich niewygód życia było kłamstwo płynące z telewizora i prasy, bezczelne wmawianie nam, że czarne jest białe. Felek chciał robić filmy, ja chciałam być reporterką, oboje pragnęliśmy pokazywać prawdę o naszym kraju w różnych aspektach. I często musieliśmy odrabiać gorzkie lekcje.
Feliks: Włączyliśmy wywiad Małgosi ze mną, który zrobiła latem 1983 roku dla „Tygodnika Powszechnego”, jedynego pisma, które po stanie wojennym było przyzwoite. Oczywiście został zdjęty przez cenzurę. Przeleżał w biurku Małgosi ponad 40 lat. Pierwsze pytanie brzmiało: „Czy można dzisiaj w Polsce być reżyserem filmowym?”. Po odpowiedź odsyłam do książki.

– „Joannę”, ostatni film kinowy, zrobił Pan w 2010 roku. Dawno temu… Nie śni się Panu robienie filmu?
Feliks: Nie śni. Z przykrością to powiem, ale jestem za stary. Wajda miał energię do końca. Zresztą kiedyś go zapytałem: „Andrzej, tobie chce się jeszcze robić te filmy?”. Odpowiedział: „Gdy rano wstaję i nie mam celu, nie czuję, że żyję”. Agnieszka Holland, która jest młodsza ode mnie, ale ma już jednak swoje lata, pracuje nad kolejnym filmem. Oczywiście napędzają ją różne nagrody, więc ja to rozumiem i… nie rozumiem. Ale podziwiam. „Kafkę” bardzo cenię.
– Nie czuje Pan żalu, tęsknoty?
Małgorzata: Gdyby czuł, robiłby filmy.
Feliks: Prawdę mówiąc, boję się. Trzeba umieć zejść ze sceny we właściwym czasie. Andrzej Wajda zrobił „Powidoki” w wieku 90 lat i nie jest to najlepszy film. Trzeba wiedzieć, kiedy skończyć i nie ryzykować za bardzo. Poza tym już dawno oświadczyłem, że nie lubię wstawać rano. W związku z tym wolę poświęcić się czemuś innemu, czyli literaturze, pisaniu. „Na wzburzonych falach” to moja czwarta książka.
[...]
Cały wywiad znajdziesz w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 4 grudnia.
