Reklama

Dla jednych to aktor z „Komisarza Aleksa”, dla innych uczestnik „Tańca z Gwiazdami”. Ale dla czwórki dzieci jest przede wszystkim tatą. Marcin Rogacewicz rzadko dzieli się życiem prywatnym, jednak w jego słowach o ojcostwie, o byłym małżeństwie i o nowym początku widać nie tylko wrażliwość, ale i siłę człowieka, który wie, co w życiu najważniejsze.

Reklama

Marcin Rogacewicz o ojcostwie

W ostatnim odcinku „Tańca z Gwiazdami” nie trzeba było słów. Gdy Marcin Rogacewicz objął Agnieszkę Kaczorowską i pocałował ją na oczach widzów, wszystko stało się jasne. Ich relacja, dotąd owiana milczeniem, została potwierdzona jednym gestem.

Kilka miesięcy temu aktor informował o nowym rozdziale w swoim życiu. Rozwiódł się z byłą żoną, z którą wspólnie doczekał się czwórki ukochanych dzieci: trzech córek i syna. „Radość czerpię natomiast z ojcostwa. Bycie ojcem — to jest moja misja”, opowiadał na łamach Show.

Jego małżeństwo z Mają — architektką z wykształcenia — trwało ponad dekadę. Para pobrała się w 2013 roku. W czerwcu 2025 roku Marcin opublikował na Instagramie zdjęcie. Czarno-białe. Symboliczne. Dołączony podpis był lakoniczny, ale wymowny: „Nowy rozdział. #wolność”. Nie trzeba było więcej. Fani zrozumieli — jego małżeństwo dobiegło końca. To był czas refleksji. Czas na przewartościowanie, złapanie oddechu i budowanie na nowo — siebie, relacji z dziećmi, codzienności.

Choć byli małżonkowie unikali medialnego rozgłosu, to w archiwalnych wypowiedziach Marcina Rogacewicza nie brakowało ciepła i wdzięczności wobec partnerki. Rola w „Komisarzu Aleksie” przyniosła Marcinowi Rogacewiczowi uznanie i sympatię publiczności. Ale kulisy tej decyzji znało niewielu. Za możliwością przyjęcia tej propozycji stała nie tylko aktorska gotowość, lecz również życie rodzinne.

Czytaj też: O ich pocałunku w TzG nadal huczy. Kaczorowska i Rogacewicz mówią wprost o swojej relacji. Nie mają już nic do ukrycia!

Marcin Rogacewicz
Marcin Rogacewicz Fot. Gałązka/AKPA

W tamtym czasie dom Rogacewiczów działał jak precyzyjny mechanizm. Codzienność była zaplanowana co do minuty — dzieci, zajęcia, obowiązki. I to właśnie dzięki zaangażowaniu Mai, która przejęła na siebie ciężar organizacji ich świata, aktor mógł bez wyrzutów sumienia wejść na plan. To nie był czas łatwy, ale był to czas, w którym jedno z nich wzięło na siebie więcej, by drugie mogło rozwinąć skrzydła. Dla nas wszystkich to było nowe doświadczenie. Wcześniej nasz dom to była zorganizowana machina. Wiadomo było, kto i kogo zawiezie na zajęcia oraz kto robi zakupy. Gdyby żona nie wzięła na siebie wszystkiego, to bym nie mógł przyjąć roli w "Komisarzu Aleksie", wyznał w jednym z wywiadów dla Na Żywo. W rozmowie ze Światem Seriali dodawał: „Gdyby nie moja najwspanialsza żona, która tak cudownie ogarnia cały dom i czwórkę dzieci, to nie mógłbym wcielić się w Kozerę. Kochanie, jesteś wielka! Dziękuję!”.

Tych słów nie sposób zapomnieć — są echem ogromnego uznania dla kobiety, która współtworzyła z nim rodzinny świat. I choć nie pojawiali się razem na ściankach, ich wspólne życie toczyło się w rytmie codzienności. Zanim w ich rodzinie pojawił się syn, życie Marcina toczyło się w rytmie kobiecej energii. Otoczony żoną i trzema córkami, wieczory spędzał w domu, gdzie panował szczególny klimat. To był czas drobnych gestów i niespiesznych chwil. „Wieczorami, kiedy jestem już w domu z córkami i żoną, cieszę się atmosferą, którą stwarzają tylko kobiety, choć moje córki chętnie zaczynają zabawy od zapasów”, mówił w Claudii.

Czytaj też: Zapytani o to, czy są zakochani, zaskoczyli! Tego, co zrobił Rogacewicz nikt się nie spodziewał!

Jakim jest ojcem? Kulisy życia rodzinnego aktora

Nie pokazuje dzieci w mediach społecznościowych. Nie opowiada o nich przy każdej okazji. Ale kiedy już mówi — to z taką czułością, że trudno pozostać obojętnym. Dla Marcina ojcostwo to nie tylko zadanie, ale powołanie.

Wkłada serce w każdą chwilę spędzoną z dziećmi, nawet jeśli trzeba nadrabiać odległości. Nawet gdy zawodowe zobowiązania wzywały go na plan zdjęciowy w Łodzi, myślami był tam, gdzie jego dom. Robił wszystko, by choć na moment wrócić — zdążyć na koncert w szkole muzycznej, zobaczyć uśmiech zaskoczonych twarzy, być obecnym mimo kilometrów. Bo obecność — ta prawdziwa, nieudawana — zawsze była dla niego ważniejsza niż dystans.

Reklama

„Bywa ciężko, ale bez przesady, bo z Łodzi do Warszawy jest niedaleko, około 1,5 godziny i jestem w domu. Udało mi się nawet wyskoczyć na koncert córek i żony w szkole muzycznej, widok ich zaskoczonych twarzy był bezcenny”, mówił w Świecie seriali.

Marcin Rogacewicz, 2025
Marcin Rogacewicz, 2025 Fot. Jacek Kurnikowski/AKPA
Reklama
Reklama
Reklama