Rodzina Przybyszów ucieka od zgiełku miasta. Zobacz, jak wygląda ich życie na wsi
Dom wśród winnic, śpiew niosący się z koncertów, łzy szczęścia i zapach włoskich orzechów... Gdzie ukrywa się azyl słynnych sióstr Przybysz i co takiego kryje się za starymi murami domu w Andruszkowicach?

- Elżbieta Pawełek
Rodzice Pauliny i Natalii Przybysz, Ania i Jacek, od 11 lat mieszkają na wsi w okolicach Sandomierza. W szczerym wywiadzie dla magazynu VIVA! opowiadają o codziennym życiu w domu pełnym wspomnień, muzyki i artystycznych uniesień, który stał się bezpieczną przystanią dla całej rodziny.
Dom Przybyszów w Andruszkowicach – artystyczna przystań z duszą
Jak to jest, kiedy ma się sławne córki i żyje się na wsi?
Ania: Cieszymy się z ich sukcesów. Mamy tu miłych sąsiadów, sadowników, nauczycieli i sami prowadzimy z Jackiem dom artystyczny, w którym dużo się dzieje. Często mówią, że słyszeli, jak pięknie dziewczyny śpiewały. I od razu robi się ciepło na duszy…
A o tym, co się dzieje u Pauliny i Natalii, dowiadujecie się z mediów czy od córek?
Jacek: Czasami w ferworze wydarzeń nie o wszystkim nam mówią, ale jeździmy często na ich koncerty, co raczej jest rzadkością w rodzinach innych artystów.
Ania: Może to obciach tak ciągle jeździć, bo jesteśmy najstarsi na tych koncertach. Ale uwielbiamy muzykę na żywo. Kiedy Paulina z Natalią ostatnio wystąpiły z Sistars w Męskim Graniu, to było duże wydarzenie muzyczne, a dla nas uczta. Płakałam i śpiewałam z nimi. Stałam z Jackiem i darłam się jak nastolatka. Aż ludzie się oglądali.
Mieszkacie w pięknym otoczeniu ziemi sandomierskiej, o czym świadczy tablica na Waszym domu „Życie na wsi jest fantastyczne”.
Ania: Jest tu spokojniej niż w mieście. Z Andruszkowic mogę przejść do Sandomierza wałem lub malowniczymi wąwozami, co lubię najbardziej. To tak, jakbym wchodziła w obraz jakiegoś malarza francuskiego, a za zakrętem wyłonił się kolejny obraz. Czasem żeglujemy z Jackiem na czyściutkim Jeziorze Tarnobrzeskim, bo jest żeglarzem. Tutaj są piękne pejzaże, winnice rozsiane po nasłonecznionych wzgórzach, dodające okolicy akcentu śródziemnomorskiego. Turyści w Sandomierzu zachwycają się, że nie ma tu takich tłumów jak w Kazimierzu, choć ruch się zwiększył dzięki serialowi „Ojciec Mateusz”. Jesienią jest nostalgiczna cisza i puste kawiarenki. Wtedy mogę puszczać na tarasie czarne płyty z jazzem i ostatnią płytą Paulinki „Insides”. Jazz w ogrodzie – bajka.
Natalia: Spędziłyśmy tu z Pauliną niejedne wakacje, więc jest to miejsce legenda. Prababcia, po której noszę imię Natalia, została śmiertelnie raniona szrapnelem w ogrodzie, bo w okolicach Sandomierza trwała akcja „Burza”. Miała 24 lata. Dziadek wychował się tutaj u swojej babci bez mamy. Smutna historia. Z wakacjami tu kojarzy mi się zapach świeżych włoskich orzechów, który uwielbiam.

Rodzinne wspomnienia, muzyka i życie z dala od miejskiego zgiełku
Jak przyjęłyście przeprowadzkę rodziców na wieś?
Paulina: Zrobili to 11 lat temu. Na pewno byłoby fajniej żyć blisko siebie. Ale to, że stworzyli tu sobie nowe miejsce na ziemi, do którego można wpaść i schronić się przed światem, okazało się świetne. Rozumiem ich, bo sama nie wyobrażam sobie życia w mieście, mieszkając w podwarszawskim lesie.
Dom w Andruszkowicach stał się przystanią dla wszystkich?
Jacek: Zbudował go pradziadek Anki, Paweł Bryła w 1920 roku. Cegły pozyskał z rozbiórki strażnicy carskiej, więc są jeszcze starsze. Rozsypywały się, więc je uzupełniliśmy i nadal służą. Nie byłem z początku entuzjastą tej przeprowadzki, ale powoli się przyzwyczaiłem. Mamy tu święty spokój. Cokolwiek by się stało, ludzie zachowują zimną krew. Z nami wszyscy się przyjaźnią. A może mamy tu jakichś wrogów, tylko o tym nie wiemy (śmiech).
Ania: Od dziecka spędzałam tu wakacje i wolne chwile. Bywało, że zimą jechałam z kimś furmanką z Sandomierza, jak nikt nie mógł odebrać mnie z pociągu. Czułam się tu bezpiecznie jak w rodzinie. Byłam zawsze samodzielna. Kochałam konie. Jako dziecko siadałam pod koniem i czesałam go ku przerażeniu mamy i prababci. Wołałam do wujka: „Wujku, wstawaj, zaprzęgaj, jedziemy po wykę!”. Oprócz koni była też zabawa. Śpiewałam, skakałam po łóżku i tańczyłam kankana. Wujek siadał z papieroskiem i komentował: „Oj, Anka, Anka, ty artystko kabaretowa!”. Zawsze chciałam tu mieszkać, bo tutaj czułam się wolna.
[...]
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tylko w VIVIE! opowiedzieli o kulisach związku i szczerej miłości. Cezary Pazura ujawnił, czego nauczyła go żona
