Rusowicz o bolesnej relacji z ojcem. Po latach mu wybaczyła. Tylko w VIVIE! ujawniła, jak wyglądało ich ostatnie spotkanie
Czy można wybaczyć komuś, kto publicznie odrzucił własne dziecko? Anna Rusowicz milczała przez lata. Dziś opowiada historię, która mogła zakończyć się zupełnie inaczej. Jedno zdjęcie zadecydowało o wszystkim…

- Krystyna Pytlakowska
Anna Rusowicz w poruszającym wywiadzie dla magazynu VIVA! ujawnia trudną relację z ojcem. Opowiada o dzieciństwie bez wsparcia, publicznych oskarżeniach i ostatecznym pojednaniu przy jego szpitalnym łóżku.
[...]
Właściwie powinnaś nazywać się Korda.
Tak, ale my z bratem zmieniliśmy nazwisko, kiedy ja byłam w liceum. Nie czuliśmy więzi z ojcem. Większość znajomych była mi bardzo życzliwa, ale zdarzali się i tacy, którzy wierzyli w wersję mojego ojca.
Jaka to była wersja?
Zacznę od początku. Pierwszą płytę nagrałam w 2011 roku, a rok później dostałam cztery Fryderyki. Gratulacje, burza w mediach. Jeden z dziennikarzy zadzwonił i mówi, że jest w szoku, bo pogratulował mojemu ojcu, a ojciec powiedział: „Ona wcale nie jest utalentowana. A te Fryderyki to mi się należą”. Przeczytałam to w internecie i rozpłakałam się. Zrozumiałam po raz kolejny, że dla ojca jestem obcą osobą. Zastanawiałam się, dlaczego nienawidzi własnego dziecka. A teraz wiem, że to wypływało z poczucia winy i z tego, że jestem bardzo podobna do mamy i mu ją bardzo przypominałam. Ożywiłam ją jakby. A w nim być może wywoływało to silne poczucie winy, z którym nie umiał sobie poradzić. Milczałam wiele lat, nie chciałam opowiadać, prostować tego, co o mnie mówił. A broniąc się, przedstawiał mnie w mediach jako rozkapryszoną, niewdzięczną nastolatkę, która ma bezpodstawne pretensje do ojca, bo on przecież wyjechał na całe lata do Norwegii i nie mógł się mną zajmować, co było oczywiście nieprawdą, bo mieszkał w Poznaniu.
Nie prostowałaś tego?
Nie. Było mi wstyd i nie chciałam opowiadać, jaka jest prawda. Zarzucano mi, że jestem złą córką. Kiedy ojciec zachorował, ktoś zadzwonił do mnie, mówiąc, że on bardzo potrzebuje pieniędzy. Ten ktoś zaproponował, żebym odkupiła od ojca pamiątki po mamie. Pamiętam, jak mnie to zabolało. Odpowiedziałam, że nie da się odkupić własności, a jeśli nie chce tego oddać dzieciom, to trudno. Pamiątki to przeszłość. Tyle lat żyliśmy bez nich, więc możemy żyć dalej. A później, gdy już było z ojcem bardzo źle – miał kilka udarów – nie byliśmy do niego dopuszczani. Kiedy jednak kuzynka poinformowała mnie, że tata jest na OIOM-ie, obudziłam się w nocy i powiedziałam sobie: „Dosyć! Ta historia się tak nie skończy!”. Pojechałam do niego, także dlatego, żeby mojemu synowi móc powiedzieć: „Byłam u dziadka, wybaczyłam mu, żebyś ty mógł żyć bez obciążeń”. Namówiłam mojego brata i pojechaliśmy do szpitala w Szamotułach. Ordynator nie chciała mnie wpuścić na oddział, ale nie miała wyboru, bo przecież jestem córką, najbliższą rodziną. Stanęliśmy nad jego łóżkiem i wtedy po raz pierwszy tak naprawdę go zobaczyłam. Skórę, włosy… Nie miał ani jednego siwego, a ja swoje też przestałam wtedy farbować. I też nie siwieję, mimo stresów. Wzięłam tatę za rękę, mówiąc: „Jesteśmy tutaj, twoje dzieci. I nikt nie może zmienić tego, że jesteś naszym ojcem. A gdyby chciał, to my i tak go przechytrzymy”. I włożyłam mu do ręki zdjęcie wnuka, mojego syna Tytusa. Taki był ostatni raz, kiedy widziałam ojca.
Odpowiedział?
Nie, był nieprzytomny, ale wiedziałam, że czuje to, co mówię. Miał na twarzy grymas radości, smutku i bólu. Czułam, że on wie i że jestem jego niezrealizowaną miłością. Zrozumiałam, że mamy ten sam potencjał i mogliśmy razem śpiewać, i cieszyć się tą relacją.
Sądzisz, że myślał o Was, o swoich dzieciach?
Musiał myśleć i zagłuszać poczucie winy. Myślę, że na ojca miały też wpływ osoby trzecie, pod których był dużym wpływem.
CZYTAJ TEŻ: Pisała do niego listy, nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Ania Rusowicz tylko w VIVIE! o odrzuceniu przez ojca

Czy masz żal o to, że tak to się wszystko potoczyło?
Wierzę w karmę. Jako dzieci nie mogliśmy ponosić odpowiedzialności za decyzje dorosłych. To oni każdego dnia wybierali swoje życie bez nas i swoją wygodę. Kiedy ojciec chorował, a ja wystąpiłam w „Twoja twarz brzmi znajomo” i wygrałam odcinek, przekazałam pieniądze z wygranej ojcu, ale tak, żeby nikt nie wiedział, że to ode mnie. Poszły przez fundację muzyczną. Wiedziałam, że jest mu ciężko, chciałam pomóc. I jestem jego następnej żonie wdzięczna, że nie zostawiła go, że była z nim do końca. Być może naprawdę go kochała. Ale gdyby tak było rzeczywiście, to kochałaby też jego dzieci. Ostatnio koledzy powiedzieli: „Ty to chyba śpisz na pieniądzach”. Nic bardziej mylnego. Mój ojciec zostawił same długi.
Spłacasz je?
Nie, odrzuciłam spadek, także w imieniu mojego syna. Natomiast ubolewam, że mój syn nie będzie miał nic osobistego po swoim dziadku, i występuję z odezwą do mojej macochy, żeby przekazała Tytusowi kilka pamiątek po jego dziadku.
Często o nim myślisz?
Bardzo często. Śni mi się. Oboje rodzice mi się śnią. I mam taką senną wizję, że moja mama już tam, w zaświatach czekała na ojca z kolacją, ale przedtem oberwał wałkiem: „Co ty narobiłeś, głupolu? Jak mogłeś tak postąpić?”. Wiem, że mama nigdy by nie dopuściła do tego, żeby tak się potoczyła nasza przyszłość. Tak naprawdę przecież bardzo dużo zależy od tego, kto jest w naszym życiu, jakim sugestiom ulegamy, jakie są relacje z naszymi dziećmi, a nawet jak nasi partnerzy mogą to popsuć. Gdyby mama nie zginęła w tym wypadku, myślę, że prędzej czy później by się rozwiodła i by się nami opiekowała. A czy z kimś by się związała? Być może nie, bo dla niej najważniejsze były dzieci i ich szczęście. Mama była bardzo tradycyjna, chciała, żebyśmy mieli ojca. I może dlatego nie dokończyła tego związku, nie zdążyła go zamknąć i nas ochronić.
W życiu dzieje się tak, jak mówi nasze przeznaczenie?
Myślę, że nie mamy żadnego wpływu na to, jak potoczą się nasze losy. Z jednej strony mamy plan, a z drugiej, jeśli zabłądzimy, to pokręcimy się, nie dojeżdżając do celu.
Bo życie nie ma GPS-u.
Właśnie. I dlatego sądzę, że zostałam wybrana, żeby tę historię jakoś dokończyć, nadać jej nowe znaczenie. W tej chwili mam dwoje rodziców, którzy są razem w niebie i nareszcie jest tak, jak powinno być. I nikt inny nie może mieć na to wpływu. Nie wygrasz z miłością i śmiercią ani z rozdzieleniem. Możesz próbować rozdzielić dzieci z rodzicami, rozdzielić małżeństwo, ale ono ciągle trwa.
Jak to trwa?
Bo miłość nie zna granicy śmierci. Ona istnieje na zawsze. Nawet z zaświatów zrobisz wszystko, żeby pomóc własnemu dziecku i żeby wrócił porządek taki, jaki powinien być. I nic tego nie zmieni.
[...]
Rozmawiała Krystyna Pytlakowska. Cały wywiad dostępny w najnowszym numerze magazynu VIVA!.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tworzyli kultowy zespół lat 80, on kochał ją w milczeniu. Gdy zostali parą, los ich nie oszczędził
