Są ikonami polskiego kina, ale mało kto wie, co ich łączy poza pracą. Ta relacja trwa od lat i kryje zaskakujący sekret
Agata Kulesza i Marcin Dorociński to duet, który narodził się w szkolnych murach, a dziś wzrusza miliony. Od teatralnych desek po ekranowe arcydzieła – ich relacja trwa już ponad 30 lat i jest dowodem na to, że w świecie pełnym rywalizacji można znaleźć prawdziwego sojusznika. Za nimi filmowe triumfy, wspólne role i jedno wielkie „dziękuję” — wypowiedziane nie z obowiązku, lecz z serca.

Znamy ich z wielkich ról. Z ekranowych emocji, które ściskają za gardło. Z teatralnych kreacji, które zapadają w pamięć na lata. Ale Agata Kulesza i Marcin Dorociński to nie tylko mistrzowie aktorstwa. Ich przyjaźń ma już ponad 30 lat, a zaczęła się tam, gdzie wszystko się zaczyna — na uczelni. Połączyła ich wspólna pasja.
Początki znajomości: szkoła teatralna i pierwsze kontakty
Nie było czerwonych dywanów. Nie było jeszcze nagród. Byli tylko oni — młodzi, głodni sztuki, z sercami otwartymi na świat. Był 1993 rok. Marcin Dorociński dopiero rozpoczynał swoją drogę na Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Agata Kulesza była już na czwartym roku, pewniejsza siebie, charyzmatyczna, z błyskiem w oku.
Z czasem ta znajomość przekształciła się w przyjaźń, która nie tylko przetrwała próbę czasu, ale również okazała się ogromnym wsparciem w najtrudniejszych momentach zawodowych i prywatnych. I trwa do dziś.
Teatr Dramatyczny i Ateneum — wspólne występy na scenie
Drogi aktorskie Kuleszy i Dorocińskiego wielokrotnie się przecinały — zarówno na deskach teatralnych, jak i przed kamerą. Wspólnie występowali w Teatrze Dramatycznym, a później także w Teatrze Ateneum. To tam dojrzewała ich relacja – w cieniu kulis, w świetle reflektorów, w codziennych rozmowach i wzajemnym wsparciu. W pamięci widzów zapisał się szczególnie spektakl „Marylin Mongoł” w reżyserii Bogusława Lindy. Ta teatralna produkcja okazała się nie tylko artystycznym sukcesem, ale i kolejnym krokiem w ich wspólnej drodze.
Kulminacją ich wspólnych dokonań był dramat „Róża” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Film otrzymał aż siedem Orłów, prestiżowych nagród Polskiej Akademii Filmowej, i został okrzyknięty jednym z najważniejszych obrazów w polskiej kinematografii.
Czytaj też: Zwrot akcji w sprawie „Lalki”, huczy o decyzji TVP. Znamy szczegóły. Jest inaczej niż wszyscy myśleli

W „Róży” zarówno Kulesza, jak i Dorociński pokazali pełnię swojego talentu. Ich kreacje były poruszające, głęboko emocjonalne, wiarygodne do bólu. Ale za tym ekranowym zaufaniem stało coś więcej – realna przyjaźń, która pozwoliła im grać z niezwykłą szczerością. To również wzajemny szacunek, który nie podlega żadnym zawodowym hierarchiom. Oboje są gwiazdami, ale nigdy nie próbują świecić kosztem drugiego. Widzowie dostrzegli to od razu.
Niezwykła przyjaźń Agaty Kuleszy i Marcina Dorocińskiego
Marcin Dorociński nie kryje, że miał szczęście spotkać Agatę. Mówi o niej z czułością, z wdzięcznością, z podziwem. „Z Agatą znamy się już od wielu lat, bardzo nam to pomogło. Miałem wielkie szczęście, bo byłem blendą, od której odbijało się światło tej wspaniałej dziewczyny”, opowiadał w jednym z wywiadów [cytat za Kultura Gazeta.pl] Wspominając pracę nad „Różą”, nie mówi o sukcesie, statuetkach, oklaskach. Mówi o uczuciach, o wdzięczności, o tym, że zostawił tam część siebie.
„Za każdym razem kiedy oglądam ten obraz, robi na mnie tak samo duże wrażenie. Myślę, że powstał naprawdę dobry, poruszający, rozwalający na kawałki film. Jestem wdzięczny losowi, że mogłem spotkać się z Wojtkiem Smarzowskim i Agatą Kuleszą w takiej historii. Zostawiłem tam kawałek swojego życia i serca", dodawał.
Czytaj też: Wcale nie aktor! Mało kto wie, kim miał być Marcin Dorociński. Poznaj jego rodzinne tajemnice

Agata Kulesza nie potrzebuje wielu słów, by wyrazić, jak bardzo przyjaciel jest dla niej ważny. „Z Marcinem znamy się od dawna. Poznaliśmy się jeszcze w szkole teatralnej. Później razem graliśmy w Teatrze Dramatycznym. Jest mi bardzo miło, że zagraliśmy razem. Marcin stworzył fantastyczną rolę", mówiła artystka.
To właśnie ten emocjonalny fundament czyni ich duet tak wyjątkowym — zarówno na scenach warszawskich teatrów, jak i w filmowych planach, od Smarzowskiego po Dariusza Rzontkowskiego, który wyreżyserował czarno-biały teledysk zespołu Hey do utworu „2015”, z udziałem obojga aktorów.
Źródło: Viva.pl, Gazeta Kultura.pl
Sprawdź też: Czekaliśmy na to miesiącami. Kulesza znów w roli, która wbija w fotel. Ten kryminał zawładnie Netflixem
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
