Sport ją uratował, taniec dał wolność. Tylko przed nami mistrzyni świata odsłania swoją prawdziwą twarz. Jej historia porusza
Katarzyna Zillmann, wicemistrzyni olimpijska, mistrzyni świata i Europy, występuje w „Tańcu z Gwiazdami” w pierwszej w historii programu żeńskiej parze. W szczerym wywiadzie opowiada o trudnym dzieciństwie, miłości do sportu i miłości. To poruszająca opowieść o sile, wolności i poszukiwaniu celu.

- Krystyna Pytlakowska
Wioślarka podbija parkiet! Wicemistrzyni olimpijska, mistrzyni świata i Europy tańczy w „Tańcu z Gwiazdami”, po raz pierwszy w historii programu w parze z kobietą. O trudnym dzieciństwie, sporcie, który ją uratował, i swojej partnerce Julii, z którą od pięciu lat tworzy dom, Katarzyna Zillmann opowiada Krystynie Pytlakowskiej.
Wywiad VIVY!: Katarzyna Zillmann o dzieciństwie, sportowej pasji i tańcu
– Taniec masz w sobie. Skąd się u Ciebie wziął?
Szczerze? Sama jestem w szoku, bo się tego w ogóle po sobie nie spodziewałam. Przecież całe życie poświęciłam sportowi. Ale zawsze byłam taka „rytmiczna”, co musiało się we mnie uwydatniać. Wiedziałam, kiedy dobrze łódkę podebrać, kiedy ją wypuścić, kiedy przyspieszyć…
– Bo wioślarstwo to też taniec.
Właśnie do tego nawiązuję. Woda jest jak drugi człowiek w tańcu. Współpraca z partnerką jest jak czucie wody pod wiosłem. Odnajdywanie odpowiedniej opozycji pomiędzy ciałami jak przesuwanie łodzi po tafli lub wzburzonych falach, które z kolei porównałabym do muzyki. Dopasowanie do warunków atmosferycznych, aby wejść w odpowiedni rytm, to tak jak poddanie się dyktandu melodii. Po prostu trzeba to czuć. [...]
– Twoi rodzice byli Twoim wzorcem sportowym?
Nie miałam żadnych wzorców ani oczekiwań wobec siebie. Rodzice nigdy mnie nie zaprowadzili na żaden trening. To ja sama czułam, że uwielbiam się ścigać, grać w piłkę. Kocham wszystko, co jest związane z takim udoskonalaniem się treningowym. Ścigaliśmy się z dzieciakami dookoła bloku, rywalizowaliśmy. Wychowywałam się z bratankiem starszym ode mnie o sześć miesięcy. Wspólnie oglądaliśmy kreskówki na podstawie japońskiej mangi „Dragon Ball”, gdzie pokazuje się, jak od dziecka trzeba trenować, uczyć się bitew. Bardzo mi się to podobało, taki proces samodoskonalenia.

– I sprawdzanie samej siebie?
Dokładnie tak. I ta rywalizacja… W domu sport nie był taki ważny. Mama prowadziła bar, ojciec – kierowca tirów – oglądał jakieś rozgrywki, mecze. Wspólnie kibicowaliśmy polskim siatkarkom, które wtedy były na topie. Oglądałam też skoki narciarskie i skakałam z fotela, zakładając laczki taty na odwrót i udając, że mam narty. Ale nie miałam przykładów w rodzinie. Inspirowały mnie znakomite kobiety sportu, takie jak Irena Szewińska, Justyna Kowalczyk czy wcześniej wspomniana drużyna siatkarek z Kasią Skowrońską na czele. To piękne, że już wtedy w telewizji mogłam oglądać, jak kobiety podbijają sportowy świat. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, jak bardzo ważne to było w kontekście uświadamiania sobie, że sport, rywalizacja stoją dla mnie otworem.
– Byłaś jednak i jesteś uparta. I może zbuntowana?
W dzieciństwie miałam dużo swobody i fajne podwórkowe kontakty. Z dziećmi urządzaliśmy bitwy w krzakach. Ale z drugiej strony moje dzieciństwo nie było różowe. Rodziców zżerały problemy finansowe, brakowało pieniędzy, brali kredyty. Często ich nie było w domu, a ja miałam problemy z chodzeniem do szkoły. Uciekałam od obowiązków, ale wracałam do nich. Wagarowałam, ale miałam imperatyw, żeby jednak szkołę skończyć, choć nie odnajdywałam się w reżimie szkolnym. No i nie miałam w domu warunków, żeby wykonywać różne zadania domowe. Nikt mi nie pomagał po prostu. A w szkole często brakowało mi kanapek, bo wychodziłam z domu bez drugiego śniadania. Ale dzięki temu opanowałam sztukę dbania o siebie, bez czekania, że ktoś mnie uratuje. [...]
– A właściwie to dlaczego wybrałaś wioślarstwo?
W pierwszych zawodach zaczęłam startować już w czwartej klasie szkoły podstawowej. Wtedy bardzo pomagała mi moja wuefistka, pani Irena Sachera. Widziała, że mam zacięcie lekkoatletyczne, zapraszała mnie do domu, pomagała w matematyce. Mieszkaliśmy w pięcioro na trzydziestu sześciu metrach. Rodzice pracowali albo rozmawiali o pieniądzach. A potem tak się złożyło, że już jako 16-latka zostałam w mieszkaniu sama. Walczyłam o siebie, o sportowe marzenia, nie poddawałam się, choć mogło to wszystko pójść w drugą stronę. W tamtym momencie bardzo pomogła mi moja ówczesna partnerka oraz cała jej rodzina. Jestem im bardzo wdzięczna, mimo że nie mogłyśmy być z nimi do końca szczere.
– Ale nie poszło. Dzięki niełatwemu dzieciństwu nauczyłaś się tej walki.
Tylko że gdy zdałam maturę, stanęłam na rozdrożu. Albo idę w balet, albo muszę wygrać tę wojnę z życiem.
Czytaj też: Nie chciał już grać. Marina jednym zdaniem zmieniła wszystko. Szczęsny zdradza kulisy decyzji o Barcelonie

– Tak naprawdę to życie Cię zahartowało, nie sport.
Ale sport mnie ratował, byłam na nim bardzo skupiona. No i też na tym, żeby jakoś przeżyć. Mieszkałam w jednym pokoju, drugi to była ruina. Łazienka do remontu. Właściwie odłączyłam się od życia moich rodziców, ale miałam kontakt z mamą, dzięki niej jadłam posiłki w restauracji, gdzie korzystałam z abonamentu na obiad, i mogłam jakoś funkcjonować dzięki temu, że mnie utrzymywała. Niedługo potem zadbała o remont naszego mieszkania. Cieszę się, że mama jest silna. Być może po niej też mam taką siłę. Dlatego zaprosiłam ją do rodzinnego odcinka „Tańca z Gwiazdami”. [...]
– Taniec daje wolność?
Tak, wolność ekspresji, której bardzo mi brakowało. Taniec to coś, co wydobywa z nas nasze wnętrze. Jeszcze dwa miesiące temu odpowiedziałabym, że chcę osiągnąć spokój, rutynę i wolność finansową. A teraz wiem, że jednak potrzebuję celu, który mnie napędza i rozpędza. Tak jak rozpędził mnie medal na igrzyskach olimpijskich. Chęć zdobycia tego trofeum napędziła mnie do katorżniczych treningów i nieludzkiej pracy nad sobą. A potem kontuzja – i wszystko legło w gruzach. Teraz czuję znowu krew w ustach, jak podczas ostrego wysiłku. I mam poczucie jakiejś misji.
Cały materiał dostępny w nowym numerze VIVY!. Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 23 października.
