Stworzył kultowe filmy lat 80., zniknął na lata. Ikona wraca po latach z nowym filmem. Polacy nie wiedzą, jaki jest prywatnie
W jubileuszowym wywiadzie Juliusz Machulski nie tylko podsumowuje dorobek reżyserski, ale też po raz pierwszy tak szczerze opowiada o rodzinie – o mamie, która siedziała w więzieniu, o wnukach na planie „Vinci 2”, o miłości, która stała się jego siłą. Piękne słowa, osobiste wyznania i klasa, której trudno nie docenić.

- Beata Nowicka
Twórca kultowych komedii, które bawią kolejne pokolenia Polaków, mówi, że zawsze irytowała go narcystyczna otoczka „bycia reżyserem” i „prawie Bogiem”. Szczęśliwie ciemna strona tego zawodu nie sprawiła, że „zszedł ze sceny”… Juliusz Machulski świętuje 70. urodziny nową książką „3174 filmy mojego życia” i premierą filmu „Vinci 2”. W rozmowie z Beatą Nowicką zabrał nas w fascynującą podróż po swoim barwnym życiu.
Juliusz Machulski: sekrety życia mistrza komedii. Wywiad VIVA!
[...]
– Zrobił Pan 19 filmów, trzy seriale, kierując ponad 30 lat Studiem Filmowym „Zebra”, wyprodukował Pan ponad 40 filmów. 25 lipca premiera „Vinci 2”.
Praca przy „Vinci 2” mnie uszczęśliwiała, bo to było spotkanie pomaturalne z kolegami, którzy się lubią. Roberta widywałem częściej, bo grywa u mnie, ale Borysa tylko mijałem w przelocie na branżowych imprezach. Jest w świetnej formie i bardzo się z tego cieszę. Upłynęło 20 lat, ale myślę, że czas w tym przypadku będzie wartością dodaną. Zobaczymy aktorów, którzy byli prawie nieznani, a dziś to rozchwytywane gwiazdy. Pamiętam, jak mój ojciec wszedł na próbę czytaną „Vinci”, zobaczył te twarze i powiedział: „Nikogo nie znam. Tylko na mnie do kina nie przyjdą” (śmiech). Role w „Vinci 2” zostały pod nich skrojone, pod ich możliwości i pod to, co przeżyli przez te lata, jak się zmienili. Marcin Dorociński gra policjanta, który teraz pracuje w Stanach i przyjeżdża do Krakowa na wakacje. Bohater Szyca miał problemy z alkoholem i je przepracował. Pisząc scenariusz z Robertem Więckiewiczem, zastanawialiśmy się, czy Borys to kupi, czy powie: „Nie chcę tego”. Ale jest luzakiem, fantastycznym facetem. Mam dodatkową satysfakcję, że wykorzystałem swojego wnuczka i wnuczkę, będą mieli pamiątkę.
– Teodor i Nela, dzieci Pana córki Marii i zięcia Arnauda.
Teo gra syna Borysa i Kamilli Baar. Fantastyczne się w tym odnalazł, zupełnie nie miał tremy ani kompleksów. Sam się nie spodziewałem, że aż tak łatwo mu pójdzie. Bałem się, że będę musiał bardziej go reżyserować. Mówiłem: „Teo, chcesz jeszcze jedną próbę?”. A on na to: „Dziadek, ale po co nam próba?! Dawaj, robimy to. Robimy!” (śmiech). Miał niecałe osiem lat. Nela, wtedy lat 12, zagrała mniejszą rolę, ale zauważalną. Jest w filmie wnuczką Grzegorza Przybyła, specjalisty od futerałów, i gra na pianinie. Nasz zięć Arnaud jest Francuzem, a dokładnie Bretończykiem, więc wnuki może stąd mają tę dodatkową lekkość, dystans. Są dwujęzyczne, świetnie mówią po polsku. Marysia jest ilustratorką, pracuje dla „The Washington Post”, jej rysunki publikował „Time Magazine”, „Los Angeles Times”. Na stypendium w Paryżu przypadkowo poznała filmowca. Dziś Arnaud produkuje reklamy w Polsce. „Vinci 2” otwiera scena miasta Kioto filmowanego z drona. Prezent niespodzianka od zięcia. Pracując w Japonii, specjalnie dla mnie zamówił to ujęcie, zapłacił i mi podarował.

– Piękny prezent! Książka, rozdział XVIII: „Moja mama zawsze uważała, że powinienem być pisarzem, nie reżyserem”. Dlaczego?
Nie wiem. Może chciała mnie chronić przed złym światem filmowym (śmiech)? To szalenie trudne środowisko, zresztą na całym świecie. Nie wszyscy oczywiście, ale generalnie Schadenfreude obowiązuje cały czas. Kiedy odnosisz sukcesy, tego nie widać, jak tylko powinie ci się noga i koledzy poczują krew, to uuuu… Wtedy jest ostro. Gdy Michael Cimino zrobił „Wrota niebios”, miał klęskę w box office, która zatopiła studio United Artists, korki od szampana strzelały w całym Los Angeles. Ze złotego dziecka Hollywood stał się persona non grata.
– No, ale Pan był dzieckiem szczęścia.
Może i tak. Jestem trochę w sytuacji raka na bezrybiu. Mało kto chce u nas robić kino gatunkowe, a szczególnie komedie.
– Pan chciał. Poczucie humoru odziedziczył Pan po…
…ojcu i mamie, oboje mieli dużo ironii. Ojciec był bardziej na pokaz, a mama raczej z cicha pęk. Mnie jednak zawsze najbardziej pociągało wymyślanie historii. Piszę, odkąd pamiętam. Na pierwszym roku polonistyki napisałem scenariusz dla „Teatru Telewizji Kobra” pod tytułem „Śmierć w najszczęśliwszym dniu”. Podpisałem się pseudonimem Jerry McKee, bo prawdziwa „Kobra” musiała być amerykańska.
- TYLKO NA VIVA.PL: Legenda polskiej telewizji po latach ujawniła rodzinny sekret. O tym nie wiedział nikt

– Na trzecim roku reżyserii napisał Pan scenariusz o kasiarzu Kwinto. Miał pan 22 lata. Chwilę później scenariusz „Seksmisji”! Wróćmy na chwilę do mamy, co jej Pan zawdzięcza?
Myślę, że inteligencję – są na to dowody (śmiech) – i charakter. Mama ma mocniejszy charakter niż ojciec. Czytam listy z początku ich miłości, trzymała je w pudełku owinięte wstążeczką. Wzruszające, zwłaszcza kiedy się wie, jak to się potem zmieniało przez lata. Mama siedziała w więzieniu stalinowskim, bo chciała uciec do Szwecji z ówczesnym narzeczonym, ideowcem rannym w powstaniu warszawskim. Ona miała 18 lat, on 20. Skazana na pięć lat, przesiedziała półtora roku. Opowiadała, że cele były przepełnione, w nocy musiały na komendę przewracać się na bok, tak było ciasno. Mówiła, że więźniarki i klawiszki z powodu młodego wieku dobrze ją traktowały, ale swoje przeszła i potem wszystko było dla niej łatwe. Kiedy wyszła na wolność, spotkała ojca i się zakochała. Ale przez jakiś czas nie mówiła o tym narzeczonemu w więzieniu. Miała powody. Sytuacja była skomplikowana.
[...]

– Od ponad 30 lat w tej drodze towarzyszy Panu żona Ewa. Oboje byliście po przejściach, a jednak udało Wam się stworzyć szczęśliwy związek.
Po dwóch pierwszych małżeństwach, które były tezą i antytezą, pojawiła się Ewa jako heglowska synteza (śmiech). Poza uczuciem połączyło nas poczucie humoru i dystans do siebie. Ewa ma większe poczucie humoru niż ja, potrafi się zaśmiewać, a nie miała łatwego życia. Kiedy się poznaliśmy, była akurat po rozwodzie. Prowadziła firmę, szefowała 20 facetom, choć skończyła psychologię i pedagogikę. Była niezależną kobietą, a do tego skromną. Film „Ile waży koń trojański?” to nasza podkręcona dramaturgicznie historia. Ewa, która od „Kilera” projektuje kostiumy i jest pierwszym czytelnikiem moich scenariuszy, często mówiła: „Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej”. Postanowiłem się tym pobawić. W „Nikczemnym narratorze” bohater poznaje kobietę o imieniu Ewa w klubie nocnym, my tak się poznaliśmy. Nie chciałem tam iść, bo nie znoszę takich miejsc. Ale przyjechali przyjaciele z Ameryki i mówią: „Chodź”, to poszedłem. Ewa też nie chciała iść, ale jej przyjaciółka przeżywała kryzys małżeński, więc dała się namówić. Trzydzieści lat przeleciało nie wiadomo kiedy. Jako współpracownik Ewa jest dociekliwa i kreatywna. Ma filmowe pomysły nie tylko na kostiumy i wnętrza. Ciągle wydaje mi się, że za mało ją chwalę (śmiech). Oliver Stone, który miał żonę Japonkę, w napisach końcowych dodawał po japońsku: „Naijo no kō”. Żonie, która wspiera męża za kulisami i przyczynia się do jego sukcesów. Trzy słowa, a tyle wyrażają. Od czasów pierwszego „Vinci” zamieszczam je dla Ewy.
- TYLKO NA VIVA.PL: Zobaczyła go w serialu. Nie przypuszczała, że to będzie jej przyszły mąż. Czekał na nią długie trzy lata
Cały wywiad dostępny w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 7 sierpnia 2025 roku.
