VIVA! People Power 2025. Monika Olejnik z wyjątkowym wyróżnieniem. Oto, za co ją doceniono
Podczas gali VIVA! People Power 2025 uhonorowano tych, którzy mają realny wpływ na świat wokół nas. Wśród nagrodzonych znalazła się Monika Olejnik – dziennikarka, której głos od lat kształtuje debatę publiczną. Z tej okazji wracamy do poruszającego wywiadu, który ukazał się na łamach magazynu VIVA! pięć lat temu.

Podczas gali VIVA! People Power 2025 nagrodę specjalną z rąk redaktor naczelnej Katarzyny Przybyszewskiej-Ortonowskiej otrzymała Monika Olejnik. Za niezłomność, za konsekwencję, za odwagę – to nie tylko ikona dziennikarstwa, ale też symbol wolności słowa i rzetelności medialnej. Nagroda specjalna dla niej to wyraz uznania dla wieloletniej pracy i wpływu, jaki wywiera na kolejne pokolenia dziennikarzy i odbiorców.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.

Przypominamy inspirujący wywiad z Moniką Olejnik, który ukazał się na łamach magazynu VIVA! pięć lat temu.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby Instagram i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Monika Olejnik: wywiad VIVA! 5/2020
– Kilka dni temu wróciła Pani z festiwalu filmowego w Berlinie. Co zrobiło na Pani największe wrażenie?
Widziałam przepiękny film w reżyserii Mariusza Wilczyńskiego. Animacja „Zabij to i wyjedź z tego miasta” – o czułości, przyjaźni, o niedokończonych rozmowach, o miłości i tęsknocie. Poetycki i bardzo osobisty. Mariusz realizował ten wyjątkowy obraz przez 14 lat. To niesamowite, jak w filmie słyszymy między innymi: Andrzeja Wajdę i Barbarę Krafftównę, Gustawa Holoubka, Daniela Olbrychskiego, Krystynę Jandę, Andrzeja Chyrę, Maję Ostaszewską, Magdę Cielecką, Małgorzatę Kożuchowską, Marka Kondrata, Anję Rubik. Powraca genialna muzyka Tadeusza Nalepy i klimat Łodzi.
– Na festiwalu w Wenecji spotkała Pani Janka Komasę. Ciekawa jestem, co mu Pani powiedziała o jego filmie „Boże Ciało”?
Jeszcze przed „Bożym Ciałem” powiedziałam, że wierzę w talent Janka Komasy! Jestem szczęśliwa, że osiągnął taki sukces w Hollywood, a jednocześnie pozostał sobą. Skromnym artystą, który pokazał światu Bartka Bielenię, zdolnego aktora z Teatru Nowego. Moja przyjaciółka, architektka, była zachwycona premierą „Bożego Ciała” w Paryżu. Miło było obserwować, jak cała ekipa mistrzowsko bawiła się na Oscarach. Operator Piotrek Sobociński wysłał mi świetne nagranie z czerwonego dywanu. Wszyscy tryskali pogodą ducha, błyszczeli fantazją i strojami. Teraz przed nami „Hejter” – wstrząsający nowy film Jana Komasy.

– Czy moda na najbardziej oczekiwanych premierach filmowych na festiwalach w Cannes, Berlinie czy Wenecji ma w sobie coś szczególnego?
W Berlinie na czerwonym dywanie panie czasami występują w płaszczach, ale też temperatura w lutym nie sprzyja zwiewnym sukienkom. To festiwal nieco zamknięty w przestrzeni Potsdamer Platz. Cannes to wytworna elegancja widoczna codziennie na ulicy podczas festiwalu, oszałamiające suknie i też doskonała selekcja filmów. Wenecja ma w sobie elegancję połączoną z fantazją. Płynąc na Lido, trzeba się tak ubrać, żeby wysiąść z motorówki i nie wpaść do morza. Zwycięski „Joker” będzie miał wpływ na modę ulicy w najbliższych latach. Wybitna reżyserka Márta Mészáros opowiadała mi, jak w latach 60. spotkała się w Cannes z Sophią Loren. Panie umówiły się na kawę na plaży. Nikt nie robił zdjęć. Na festiwalu była wtedy przestrzegana niepisana zasada, że fotoreporterzy robią zdjęcia od godziny 16. Teraz to nie do pomyślenia.

– Jean Paul Gaultier po 50 latach zrezygnował z tworzenia kolekcji haute couture. W wywiadzie dla „Paris Match” powiedział: „W modzie panuje przesyt. Za dużo ubrań, za mało ludzi, żeby je nosić i kupować”.
Moda haute couture ma tę cechę, że jest olśniewająca na wybiegu. Cudownie wygląda na modelkach, które mają 180 centymetrów wzrostu, są smukłe i gibkie jak żyrafy. Poza tym to jest moda kompletnie niepraktyczna. Takie kreacje można założyć na wielki bal czy wyjątkowe przyjęcie. Można się w tym przejść, trudniej usiąść, ale wsiąść do samochodu albo na rower – to już jest nierealne. Teraz panuje moda na styl vintage. Uważam, że to jest bardzo dobry pomysł.
– Była Pani kiedyś na pokazie haute couture?
Nie byłam. Przez większość życia pracowałam sześć dni w tygodniu, od rana do późnej nocy. Na mnóstwo rzeczy nie miałam czasu. Do głowy mi nie przyszło, że mogłabym wyrwać się z radia i telewizji, żeby pojechać na Fashion Week do Paryża, Mediolanu czy Nowego Jorku i oglądać ciuchy przez kilka dni (śmiech).
– No tak, przecież najważniejsza była…
…praca, polityka, kultura, media. Przede wszystkim moda na dziennikarstwo. Czas, w którym powstawał TVN, wspominam jako niesamowite emocje. Pracowaliśmy, nie licząc czasu, z entuzjazmem i pasją, ale też z pokorą. Mieliśmy marzenia. To dawało nam siłę do przekraczania granic wyobraźni i wygrania z silniejszymi wówczas telewizjami, i przy okazji aroganckimi. To fantastyczne uczucie staram się kultywować. Jestem pod wrażeniem odwagi dziennikarzy TVN24: „Faktów” i „Superwizjera” – często ryzykują, żeby pokazać prawdę. Zawsze była ważna dla mnie moda na książki, na dobrą literaturę. Pamiętam nasze wyjazdy na wakacje, jak w jednej z walizek były książki. Zresztą do dzisiaj mamy małą biblioteczkę zostawioną w kilku zaprzyjaźnionych miejscach. Na szczęście ktoś wymyślił e-booki. Po Noblu dla Olgi Tokarczuk zaproponowałam, żeby zamiast lub obok torebki nosić oraz oczywiście czytać książki Olgi Tokarczuk i inne. Moda na dobre filmy od momentu seriali wpływa na to, że doba jest za krótka. Przy okazji protestuję przeciwko modzie na popcorn w kinach!

– Przyłączam się do tego protestu.
Moda na teatr i na muzykę nigdy dla mnie się nie kończy. Pamiętam czas, kiedy muzyka dawała nam wolność. Jeździłam w trasy koncertowe. Robiłam reportaże z koncertów Perfectu, Maanamu, Lady Pank, Oddziału Zamkniętego, Republiki. Staram się też inspirować innych do mody na aktywność. Sport jest dla mnie częścią kultury. Musimy kształtować swoją odporność i odpowiedzialnie dbać o zdrowie, szczególnie w czasach zagrożenia wirusami. To ważna moda, moda dla nas wszystkich. I jeszcze moda na miłość, na czułość. Jest piękna i dla mnie nigdy nie przemija. A ubrania zawsze były i są dla mnie tylko dodatkiem. Bawię się modą, sprawia mi to ogromną przyjemność, lubię piękne ciuchy, buty, torebki, biżuterię, ale to dziennikarstwo, polityka i kultura zawsze były dla mnie priorytetowe. Marka projektanta nie jest dla mnie najważniejsza, chyba że są to stroje sportowe… Na pokazach polskich projektantów doświadczeni fotoreporterzy wiedzą, że nie staję na ściance. Przychodzę, żeby oglądać modę.
– Przeglądałam Pani zdjęcia z czasów Trójki. Na większości biega Pani po sejmowych korytarzach z długim blond warkoczem, w dżinsach i białej koszuli.
…albo w krótkiej spódniczce. Nawet w trudnych czasach potrafiłam coś znaleźć. Spódnice sama farbowałam i związywałam gumką, żeby zostały smugi. Niedawno kupiłam spódnicę od znanego projektanta, wygląda jak ze studenckich czasów, jakby ktoś ją zafarbował domowym sposobem i związał sznurkiem: granatowo-biała z „zaciekami”.
– Największy kiedyś producent filmowy powiedział: „Pani Moniko, byłem w Paryżu i widziałem ekstrawaganckie buty. Pomyślałem, że tylko pani mogłaby je włożyć”.
Parę lat później kupiłam u Prady swoje najbardziej szalone buty – kolorowe, kabaretowo-teatralne, tylko raz miałam je w „Kropce nad i” i oddałam na aukcję WOŚP Jurka Owsiaka. Wylicytował je za pięć tysięcy pan Mirosław i potem ludzie w internecie pisali: „Pan Mirek ubiera się u Prady” (śmiech).
– A Monika Olejnik?
Kiedyś zapomniałam zaplanować kreację na bal. W ostatniej chwili przed ważną imprezą sukienkę zaprojektował mi Tomek Ossoliński. Pokazał mi piękny czerwony materiał, który mnie zachwycił. Stanęłam u niego w pracowni na stole, on wyciął koło. Nie wiem, jak to zrobił, ale trzy dni przed Balem Dziennikarzy powstała przepiękna wieczorowa suknia. Na balu wzbudziła sensację, wszyscy mnie pytali, kto ją zaprojektował. To był styczeń 2010 roku, wtedy całą noc bawił się z nami prezydent Lech Kaczyński z żoną Marią.
– Symboliczne…
To prawda… A czerwona sukienka Tomka zwiedziła świat, bo pożyczałam ją koleżankom, które jechały na wesela czy przyjęcia do Paryża, Londynu, Rzymu. Jest ponadczasowa i to jest cudne, bo można włożyć ją po raz kolejny i nie przejmować się. Miałam ją na sobie kilka miesięcy temu na premierze „Jokera” z Joaquinem Phoenixem na festiwalu w Wenecji. Mam też piękną białą suknię uszytą przez Paprockiego & Brzozowskiego z napisem z koralików LOVE, ją też wykorzystałam kilka razy. Ciekawe pomysły ma Mariusz Przybylski. Blanka Jordan i Zuzanna Wachowiak – dziewczyny z Bizuu zaczynały od… marzeń i dzisiaj są w miejscu, o którym inni marzą. Oczywiście Gosia Baczyńska jest zawsze tam, gdzie jest księżniczka i Nagroda Nobla. Jest wielu młodych zdolnych projektantów, których prace znajduję w Polsce i Europie. Szanuję też pracę, którą wykonuje Jessica Mercedes, to, jak zdobywa swój świat.
– W 1997 roku pojawiła się Pani w „Kropce nad i”. Nagle zaczęły Panią oglądać miliony ludzi. To była ta modowa cezura?
Pamiętam, jak o godzinie 19 rozpoczynały się „Fakty” prowadzone przez Tomka Lisa, a o 19.30 moja „Kropka nad i” rywalizowała z „Wiadomościami” TVP. Widzowie zobaczyli nowy format filmowania programu publicystycznego. Mariusz Walter wymyślił, żeby kadrować całą postać, w tym dyskretnie buty, nogi, a potem zbliżenie na nasze twarze, spojrzenia. Kamera powoli podążała za naszymi emocjami, ale nie odwracała uwagi od rozmowy.
– Pani metamorfoza była spektakularna, intryguje mnie, co ją zainspirowało? Bo na pewno nie polska ulica lat 90.
To wyobraźnia, którą czerpałam z kultury, filmów, literatury. Dla mnie fascynujące i inspirujące są Włochy: architektura, ludzie na ulicy, przyroda, energia, jedzenie, światło i zapachy w różnych miejscach. Od Parku Narodowego Cinque Terre po Florencję, Neapol, Mediolan, Rzym, ale też Syrakuzy, Materę – Europejską Stolicę Kultury 2019 czy ukochaną
Pietrasantę – miasteczko artystów, gdzie jest mnóstwo galerii sztuki. Mieszkał tam i tworzył nasz przyjaciel Igor Mitoraj, wybitny artysta szanowany w świecie, ale niedoceniany w Polsce tak, jak na to zasługiwał. W Pietrasancie wciąż tworzy Botero. W ostatnich latach staraliśmy się odwiedzać z Tomkiem najważniejsze wystawy sztuki w Europie. Inspiruje pierwsza dzielnica w Wiedniu. Miasto jest nudne, ale muzea genialne. Wystawy w Muzeum Leopoldów, Albertinie, Kunsthistorisches Museum. Wiedeń w 1900 był szalenie twórczym miastem. Do Uffizi we Florencji wracamy jak do domu, mamy ulubioną porę, przychodzimy pół godziny przed zamknięciem i jesteśmy sami. Uwielbiamy podróże śladami Caravaggia. To był niesamowity widok, jak w Palazzo Reale w Mediolanie o godzinie 22 ponad 100 osób czekało w kolejce, żeby zobaczyć słynną wystawę „Dentro Caravaggio”. Lubimy też wracać do muzeum Chagalla na południu Francji. Niesamowita była wystawa „Le Cubisme” w Centre Pompidou i w tym samym czasie wystawa Kobro–Strzemiński wypożyczona z Muzeum Sztuki w Łodzi. W Palazzo Strozzi we Florencji ludzie byli zachwyceni wystawą Mariny Abramović i to fantastyczne, że kolejnym miejscem, w którym Marina prezentowała swoją sztukę, było…
– …Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu.
Dyrektor muzeum poprosił mnie spontanicznie, żebym przywitała Marinę w Polsce. Po wernisażu podszedł do nas młody chłopak z Radia Maryja, jeden z kilkunastu protestujących na ulicy i powiedział, że pomodli się za nas grzeszników. Świetnie inspiruje szalony Neapol. Obrazy Caravaggia przy via Toledo, a obok niesamowity street art, wystawa Warhola i księgarnie czynne do północy, które wyglądają jak część scenografii twórczego miasta. Kocham we Włoszech modę ulicy, która kompletnie różni się od mody w Paryżu. Tam króluje nonszalancja, oryginalność, luz. Szyk z nutą ekstrawagancji. We Włoszech kobiety są klasycznie eleganckie i zadbane niezależnie od tego, czy mają 108 czy 25 lat. Zawsze noszą dobre okulary, piękne torebki i fantastyczne buty. To szyk wysmakowany.
– A Pani jest gdzieś pomiędzy?
Tak. Czasami chcę czuć się szalona w piórach, czasami spokojnie w minimalistycznym stylu: spodnie, marynarka, mały sweter i trampki. Na wyprzedaży we Włoszech
kupiłam piękny garnitur: szary, wąskie spodnie. Dobrze skrojony, świetnie uszyty. Mogę do niego włożyć białą koszulę, golf, do tego ciężkie buty albo szpilki i zawsze wygląda rewelacyjnie. Jest ponadczasowy. To, jak się ubieram, zależy od nastroju.

– Ani w rozmowie, ani w modzie nie zawsze udaje się wszystko trzymać pod kontrolą.
Miałam poprowadzić wywiad z biskupem Pieronkiem, jeszcze w TVP. Szłam na spotkanie i ciągle spadała mi jedna samoprzylepna pończocha. Robiłam parę kroków, gumka się obsuwała… Zastanawiałam się, co robić: będę siedziała z biskupem, widać moje nogi, a jak mi nagle wszystko na wizji spadnie do kostek? Postanowiłam zdjąć te pończochy. Nie wiem, jak widzowie to dostrzegli, ale po programie pisali listy ze skargą: „To skandal, bo Olejnik rozmawiała z biskupem z gołymi nogami”. Pomyślałam, że lepsze to niż z pończochami na kostkach.
– Pani ulubiona myśl o modzie?
Najważniejsze jest to, co masz w sobie, a nie na sobie.
– Kocha Pani kino. Które filmowe kreacje uwiodły Pani wyobraźnię?
Mała czarna Holly Golightly ze „Śniadania u Tiffany’ego”. Jest nieśmiertelna: włoska satyna, dopasowana góra i wąska spódnica z rozcięciem. Plus idealne dodatki: operowe rękawiczki, naszyjnik z wielu sznurów pereł, długa lufka na papierosa i wielkie ciemne okulary. To hołd Huberta de Givenchy dla Audrey Hepburn, z którą się przyjaźnił. Druga to zjawiskowa czerwona sukienka, mocno odsłaniająca ramiona i dekolt, Julii Roberts w filmie „Pretty Woman”, w której wygląda jak milion dolarów. Zabawne, bo sukienka wzbudziła zachwyt miliona kobiet na świecie, a… zaprojektowała ją kostiumografka Marilyn Vance. Zachwyca mnie też suknia w stylu lat 30. XX wieku w kolorze szmaragdowej zieleni Keiry Knightley z filmu „Pokuta”. Dzieło Jacqueline Durran. To właśnie tę suknię okrzyknięto najpiękniejszą kreacją filmową. Przebiła nawet nieśmiertelną białą sukienkę Marilyn Monroe ze „Słomianego wdowca”, uważaną dotąd za najpiękniejszą w dziejach historii mody i kina.
– Manolo Blahnik powiedział: „Mężczyźni często mówią, że uratowałem ich małżeństwo. Kosztowało ich to fortunę w butach, ale nadal było to tańsze rozwiązanie niż rozwód”.
Dowcipne. Jeden z moich kolegów, który jednak rozwiódł się, powiedział: „Hmm, ile mam teraz miejsca w szafie. Wcześniej stało tu mnóstwo par szpilek”.
– Może kupił te niewłaściwe?
Albo sama sobie kupiła. Tak też często bywa. Pamiętam, jak w maju 2015 roku prowadziłam w TVN pierwszą część debaty prezydenckiej Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy. W pewnym momencie Duda wręczył Komorowskiemu chorągiewkę Platformy Obywatelskiej, którą prezydent odstawił na mój pulpit, a ja na podłogę. Zdjęcia proporczyka PO obok moich cielistych szpilek od Christiana Louboutina obiegły internet (śmiech).
– Powiedziała Pani: „Szpilki zniewalają na ulicy”. Bardzo mi się to spodobało.
Chodzenie po naszych pełnych pułapek chodnikach w szpilkach jest wysoce ryzykowne. I niedobre dla szpilek, które szybko się niszczą. Kiedyś w szpilkach najlepszego projektanta na świecie – według wielu pań bardzo niewygodnych – byłam na rozdaniu nagród kultury Radia RMF Classic i zaczął padać śnieg. Z nieba sypały się wielkie płaty, a ja musiałam dotrzeć do samochodu, więc zdjęłam moje cudowne szpilki i szłam Bracką po śniegu na bosaka.
– Wszyscy zastanawiają się, gdzie Pani wynajduje te swoje modowe skarby. Poza – oczywiście – firmowymi butikami.
Rzeczy markowe można kupić co najmniej o połowę taniej, tylko trzeba wiedzieć, gdzie są sklepy vintage, wyprzedaże, gdzie i kiedy trafiają się okazje. Mam swoje ulubione miejsca we Florencji, Rzymie, Mediolanie. A przede wszystkim kupuję w internecie. Morze wyboru.
– Kim są te szczęściary, którym oddaje Pani swoje piękne ciuchy?
Głównie córki moich koleżanek.
– Znamienne.
Teraz ubieram moją wnuczkę Jagnę. Ma osiemnaście miesięcy, lubię kupować jej sukienki, na razie nie protestuje, bo jest mała. Niedawno znalazłam dla niej prześliczną czarno-białą spódniczkę baletnicy.
– Ubiera Pani też pana Tomasza?
Tylko doradzam. Ma dobry gust i czasami sam sobie projektuje. Dawno temu, kiedy się poznaliśmy, miał rudą zamszową kurtkomarynarkę. Pamiętam, że pojechałam wtedy do Londynu i w jakimś sklepie znalazłam podobną rudą zamszową kurtkę. Nosiliśmy je razem, niemal identyczne. To było zabawne.
– Co Pan Tomasz kupuje Pani?
Tajemnica… Nasze życie zostawiamy dla siebie, a nie dla mediów i jesteśmy w tym konsekwentni. Nie zdradzę wszystkiego, ale OK, kiedyś Tomek kupił mi piękne japońskie buty sportowe w… kwiaty, w których przebiegłam półmaraton we Florencji… Może chciał sprawdzić, czy nie ucieknę (śmiech). Ostatnio album przypominający nasze podróże i spotkania z przyjaciółmi w miejscach, za którymi tęsknimy. To szczęście, jeśli udaje nam się znaleźć takie miejsce. Jesteśmy ciekawi świata i w poszukiwaniu inspiracji staramy się być tam, gdzie emocje są niepowtarzalne, a sztuka, twórczość, energia ulicy lub natura są pięknie ponadczasowe. W każdym miejscu ważni są ludzie. Dlatego tęsknię za poranną kawą w Toskanii z Igorem Mitorajem, rozmowami z Edwardem Dwurnikiem, za Korą, za kreatywnością Grześka Ciechowskiego, za Grześkiem Miecugowem…
– „Zawsze znajduję piękno w rzeczach, które są trochę ekscentryczne”, powiedział Marc Jacobs. O Pani mówią „petarda mody” – lubi Pani zaszaleć.
O, tak (śmiech). Czasami zakładam ekstrawaganckie rzeczy: sztuczne kolorowe futerka i potem piszą, że wyglądam jak z ulicy Sezamkowej. Albo jak pierniczek. Dwa lata temu furorę zrobił mój diadem z piór, wszyscy się śmiali, że wyglądam jak król Julian. Kupiłam ten stroik przypadkowo, bolała mnie głowa, poszłam do apteki po proszki przeciwbólowe i po drodze weszłam do sklepu, gdzie była limitowana kolekcja Anny Dello Russo, redaktor naczelnej japońskiego „Vogue’a”. Za każdym razem, kiedy próbowałam go założyć, Tomek – chociaż też lubi zaszaleć – mówił: „Nie! Proszę cię, nie!” (śmiech). W końcu się zbuntowałam: „Pióra leżą już rok, muszę je założyć”.
– Kiedy prowadzi Pani „Kropkę…”, nawet kabaretowo-teatralne buty Prady nie przykrywają rozmowy. Owszem, przyciągają wzrok, ale nie odwracają uwagi od meritum. To Pani zwycięstwo.
Z tego bardzo się cieszę. Najpierw ciężką pracą zdobyłam pozycję, wyrobiłam sobie nazwisko, pokazałam, jaką jestem reporterką, dziennikarką, jakie robię wywiady, jakie piszę teksty, a moda wślizgnęła się w moje życie, również zawodowe, jakoś mimochodem. Przy okazji. Nie było tak, że pojawiłam się na wizji przebrana czy wystrojona, tylko zaczęłam od ciężkiej pracy. Wciąż najważniejsza jest rozmowa, a nie to, co mam na sobie. Wszystko, co osiągnęłam, zawdzięczam sobie, tylko sobie i swojej ambitnej pracy, pasji. Tomek kiedyś powiedział o mnie: „Bez litości w dążeniu do doskonałości”.
