Wielki sukces Igi Lis! Zdradza zaskakujące kulisy swojego filmowego debiutu. Dokument o "królowej Łeby" poruszył całą Polskę
Wystarczyło 15 sekund, by Iga Lis zrozumiała, że spotkała bohaterkę swojego pierwszego pełnometrażowego filmu dokumentalnego. Tak zaczęła się historia „Bałtyku” – dokumentu o pani Mieci z Łeby, właścicielce kultowej wędzarni ryb. Z przypadkowego spotkania narodziła się nie tylko opowieść filmowa, ale i wyjątkowa relacja, która odmieniła życie obu kobiet.

Wystarczyło 15 sekund, by Iga Lis podjęła jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. W niepozornym sklepiku w Łebie spotkała panią Miecię – właścicielkę kultowej wędzarni ryb. Tak rozpoczęła się historia filmu „Bałtyk” i wyjątkowej relacji, która wpłynęła na życie obu kobiet.
Tak zaczął się niezwykły projekt Igi Lis
Iga Lis trafiła do Łeby z ekipą filmową w poszukiwaniu tematu do swojego pierwszego filmu dokumentalnego. Miała wtedy 22 lata. Początkowo szukała inspiracji wśród turystów i mieszkańców, pytając o historie lokalne, aż w końcu z przyjaciółką Anką Szczepańską trafiły zupełnie przypadkowo do wędzarni ryb. Przed sklepem stała długa kolejka. Już po 15 sekundach obserwacji tej sceny Iga wiedziała, że właśnie w tym miejscu chce zostać. Właścicielką lokalu była pani Miecia, niezwykła kobieta.
Po krótkiej rozmowie zgodziła się, by Iga zrobiła o niej film. Już pierwszego spotkania reżyserka była pod ogromnym wrażeniem jej postaci. Z czasem to przypadkowe spotkanie przerodziło się w trzyletni proces dokumentalny, który zaowocował powstaniem filmu „Bałtyk”. To był dla Igi Lis debiut jako reżyserki i scenarzystki.
Czytaj też: Kolejny sukces Igi Lis, zachwyciła na otwarciu Festiwalu Filmowego. U jej boku pojawił się Taco Hemingway
Kim jest Miecia z Łeby – bohaterka dokumentu „Bałtyk”?
Miecia od dekad pracuje w tej samej kultowej wędzarni w Łebie. Jest duszą tego miejsca. Ludzie wracają do niej od lat, by coś kupić, a przede wszystkim, by zamienić z nią parę słów. Jej język jest pełen mocnych słów, ale przekaz – głęboki. Klientów wita bezpośrednio. Często mówi o przemijaniu i życiu. Dla Igi była osobą, która pokazuje rzeczywistość bez upiększeń – szczerze i bez masek.
„Dla mnie jest niespotykane i unikatowe, że są osoby, które przez dziesięciolecia z pokolenia na pokolenie wykonują rzemieślniczą pracę polegającą na powtarzalności i rutynie. Mam ogromny podziw dla umiejętności skupienia się na jednej rzeczy i wykonywania jej jak najlepiej, z pasją. Myślę, że w tym jest ogromna siła. Do wędzarni ustawiają się kolejki, bo ludzie doceniają to oddanie. Pani Miecia jest dla nich stałym punktem odniesienia, niezależnie, co się dzieje w ich życiu przez rok, wrócą do Łeby w majowy weekend, w wakacje i ona tam będzie. Myślę, że to im daje poczucie komfortu, bezpieczeństwa. W jakimś sensie Miecia stworzyła im dom”, opowiada reżyserka w rozmowie z Agnieszką Litorowicz-Siegert dla Twojego Stylu.
Film ukazuje jej codzienność: zakamarki domu, łóżko, momenty słabości, zmęczenia, wzruszeń. By pokazać tak intymny obraz, konieczne było zbudowanie zaufania – proces ten trwał lata i był możliwy tylko dzięki ogromnemu zaangażowaniu obu stron.

Młoda artystka nie ukrywała, że pani Miecia ujęła ją od początku swoim podejściem do życia, łatwością prowadzenia rozmowy o rzeczach ważnych i trudnych. A także umiejętnością nawiązywania relacji. Tutaj nie ma tabu. Z czasem opowieść o Mieci stała się dla Igi także drogą do zrozumienia siebie.
Dlaczego Iga Lis postanowiła nakręcić film?
Historia pani Mieci wzbudza podziw, a z drugiej – prowokowała do refleksji. Reżyserka podkreśla, że film nie był dla niej tylko dokumentem – stał się doświadczeniem osobistym, dzięki któremu dojrzała.
Choć Iga ukończyła historię na London School of Economics, przekonuje, że świat artystyczny zawsze był ważną częścią jej życia. „Kocham kino od dziecka. Od małego oglądałam różne filmy, ale już wtedy pierwsze dokumenty i seanse na Millenium Docs Against Gravity rozpaliły moją miłość do tego gatunku. Na studiach realizowałam projekty społeczne, m.in. kampanie Przebudzenie i Olśnienie, zachęcające do aktywności i udziału w wyborach, a także spoty, np. dla Greenpeace. Zawsze sięgałam po formę wideo. Wielu moich znajomych pracuje w filmie. Wiedzieli, że chcę się uczyć, angażowali mnie do współpracy. Zrobiłam też kilka projektów krótkometrażowych na studiach, które zdecydowanie nie były udane, nie wyszły, i całe szczęście. Na błędach wiele się nauczyłam”, mówi w nowym wywiadzie dla Twojego Stylu.
Film „Bałtyk” – kiedy przypadek staje się przeznaczeniem
Film „Bałtyk” powstawał przez trzy lata. Zdjęcia odbywały się w Łebie, gdzie Iga spędziła dużo czasu z Miecią i ekipą. Proces był długi, czasem frustrujący, ale niezwykle wartościowy. Ten projekt związał też losy Igi i pani Mieci. To relacja dwóch kobiet z różnych światów, różnych pokoleń, które połączyło coś głębszego. W oczach Igi film stał się manifestem wartości i kobiecości, a Miecia – symbolem siły, autentyczności i odwagi. Młoda reżyserka nie sądziła, że dialog tak mocno ich do siebie zbliży. Mówi wprost – zyskała przyjaciół ze świata, do którego przybyła z zewnątrz.
„Miecia w wielu kwestiach mnie inspiruje, jest przykładem niezależności, siły w obliczu przeciwności losu, mimo wszystko to kobieta współczesna. Jesteśmy z innych bajek, ale kobieca solidarność i pokoleniowa chęć wysłuchania siebie bardzo nas zbliżyły. Niesamowite i szczerze zaskakujące, że nie wchodziłam w ten proces z chęcią nawiązania takiej relacji. Chciałam zrobić film, a zyskałam przyjaciół ze świata, do którego przyszłam z zewnątrz. Zostałam zaakceptowana, przyjęta, potraktowana jak ich człowiek. Nie sądziłam, że w dorosłym życiu możliwe jest zbudowanie poczucia przynależności do innego miejsca i ludzi w taki sposób”, opowiada Iga Lis. A dziś, gdy film jest już dawno skończony, reżyserka jest dla pani Mieci jeszcze lepszym wsparciem.
W szczerym i pełnym pasji wyznaniu, Iga Lis uchyla rąbka tajemnicy o swojej filmowej drodze. Młoda dokumentalistka, która zachwyciła intymnym portretem „królowej Łeby”, nie ukrywa: apetyt na kolejne projekty rośnie. Największą radość daje jej praca w terenie – z małą ekipą, zanim jeszcze materiał trafi do widzów. Ten stan twórczej próżni to dla niej czysta magia.
Choć nie czuje się jeszcze gotowa na fabułę, świadomie wybiera dokument – z pokorą wobec gatunku i szacunkiem dla profesjonalistów. Ale jedno wie na pewno: kolejny film ma być jej wewnętrznym kompasem. Taki, pod którym podpisze się z dumą i radością.
Czy wróci z kamerą nad Bałtyk? Nie wie. Ale jak mówi: "Znajdę kolejną historię, która jest warta pokazania."
Źródło: Twój Styl wywiad Agnieszki Litorowicz-Siegert
