Ikona kina w końcu ujawniła, co się naprawdę działo w jej domu. To dlatego musiała wezwać księdza! Będziecie zaskoczeni jak nigdy dotąd
W jej domu działy się rzeczy, których nie potrafiła wyjaśnić. Spadające przedmioty, kroki na schodach, nocne hałasy… Krystyna Janda opowiedziała o tajemniczych zdarzeniach w swojej willi w Milanówku. „Wezwałam księdza", wyznała. Czy stara posiadłość skrywa więcej niż jedną historię?

Krystyna Janda od lat mieszka w willi w Milanówku, która skrywa zaskakującą i niepokojącą historię. Aktorka w rozmowie z Maciejem Orłosiem w programie „Daję słowo" opowiedziała o trudnych do wyjaśnienia zjawiskach, jakie miały miejsce w jej domu. W pewnym momencie zdecydowała się nawet na zaproszenie księdza.
Historia domu Krystyny Jandy. Kto go zbudował?
Dom Krystyny Jandy został wybudowany w latach 20. XX wieku przez Stanisława Gruszczyńskiego, śpiewaka operowego. Artystka ujawniła, że jego los potoczył się tragicznie. Zmarł zapomniany w Milanówku. Willa, w której mieszka aktorka, odegrała także ważną rolę podczas II wojny światowej. Jak ujawniła, była wykorzystywana jako szpital powstańczy i skład broni, o czym dowiedziała się dopiero po latach. „Zbudował ten dom nadzwyczajnie, ale zaczął tracić głos... Bardzo się to tragicznie skończyło, bo on zmarł w Milanówku zapomniany na takiej kupie węgla", mówiła.
CZYTAJ TEŻ: Maja Bohosiewicz nie zatańczy już w „Tańcu z Gwiazdami”. Znamy powód rezygnacji

Niewyjaśnione zjawiska i niepokój nocą
Niepokojące incydenty zaczęły się pojawiać w jej życiu po narodzinach dziecka. Kiedy nocami je nosiła, zauważała, że coś spada, tłukła się porcelana, a po schodach ktoś biegł. Jedna z opiekunek zaprzeczyła, jakoby wstawała w nocy, choć Janda była przekonana, że ją słyszała. „Myśmy się o tym wszystkim dowiedzieli dużo później, jak urodziłam dziecko i nocami nie spałam, bo je nosiłam. [...] Często coś spadało, tłukła się porcelana, ktoś biegł po schodach [...] Była taka dziewczyna pomagająca mnie i mamie w opiece nad dziećmi i mówiłam do niej: »Basiu, ja ci dziękuję, bo słyszałam, jak zbiegasz w nocy, żeby mnie zastąpić«, a ona mówiła: »Krysia, ja w ogóle nie wstawałam«", wyznała.
Dlaczego Krystyna Janda nie chce opuścić Milanówka?
To skłoniło aktorkę do odnalezienia grobu Gruszczyńskiego na Powązkach. Grób był zapomniany i zarośnięty — zapaliła na nim świeczkę. W poszukiwaniu spokoju zdecydowała się również zaprosić księdza z sąsiedniego kościoła w Milanówku. Razem z pomocą domową przeszły z wodą święconą przez cały dom, kropiąc wszystkie kąty i się żegnając. „Pojechałam na Powązki i odnalazłam grób Gruszczyńskiego. Zapomniany, zarośnięty. Zapaliłam świeczkę. »Trzeba było lepiej wlać do grobu butelkę dobrej wódki«, powiedziała mama. [...] Trzeba jakoś tego Gruszczyńskiego przebłagać, żeby nas zaakceptował", wspomina. „Wezwałam księdza z sąsiadującego z nami kościoła Milanowskiego. Spojrzał na dom w pełnym rozkwicie remontu, wziął [krucyfiks] do ręki. Basia szła za mną, trzymając wodę święconą rozlaną na talerzu. Przechodziłyśmy z pokoju do pokoju, żegnałyśmy się i kropiłam wszystkie kąty. Tak obeszłyśmy cały dom", kontynuowała.
Mimo tych przeżyć Krystyna Janda nie zamierza opuszczać willi. Podkreśliła, że to ich miejsce na ziemi i co roku odwiedza grób budowniczego domu. „Jest to nasze miejsce na ziemi. Nie wyobrażamy sobie innego. Co roku chodzimy na grób pana Gruszczyńskiego", podsumowała.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: O tej Polce mówi dziś filmowy świat. Jej życie to gotowy scenariusz na film. W tle poruszające historie i wielkie sukcesy
