Jest ikoną PRL-u, teraz zdobył się na zaskakujące wyznanie. Tego obawia się najbardziej
Choć wielu unika rozmów o przemijaniu, Jan Englert postanowił spojrzeć prawdzie w oczy. W poruszającym wyznaniu zdradza, czego naprawdę się boi. Nie chodzi o śmierć... ale o coś znacznie bardziej przytłaczającego. Co tak naprawdę kryje się za spokojem jego głosu?

Jan Englert po raz kolejny udowadnia, że nie boi się trudnych tematów. W najnowszej książce Beaty Biały „Męskie gadanie 2” artysta z ogromną szczerością opowiada o starzeniu się, upływie czasu i nieuchronności śmierci. Jego słowa poruszają do głębi, bo dotykają lęków, o których mówi się rzadko i z trudem.
Jan Englert szczerze o starości
Artysta powiedział wprost: „W moim wieku bać się czegoś — to by było śmieszne”, mówi Englert. Ale aktor nie ukrywa, że niepokoi go jedna, bardzo konkretna myśl: „Boję się jednego — że nie utrzymam się w porządku, że stanę się niezdolny do samodzielnego życia. Myśl o tym, że mógłbym stać się ciężarem dla innych, jest dla mnie najgorsza”.
Artysta zdradza, że nigdy nie należał do fanów służby zdrowia. Lekarze? Leki? To nie jego bajka. „Nienawidzę tego. Badań nie robię, leków nie biorę, zapominam albo je lekceważę. Więc jak już uwierzę, że muszę pójść, to wtedy dopiero się do tego biorę”, wyznaje z charakterystycznym dla siebie dystansem.
Jednak czas robi swoje. Englert zauważa, że z wiekiem pamięć staje się mniej niezawodna, ciało coraz częściej zawodzi, a codzienność przynosi nowe ograniczenia. „Czasem zapominam o czymś, o kimś... Ale to nie są objawy, które mnie rozbijają. Starzenie się to po prostu nowa wersja siebie”, mówi. I dodaje szczerze: „Przez całe życie ciało było twoim instrumentem, a nagle... fałszuje. To jest trudne, cholernie trudne. Wiem, że jestem stary, nie tylko dlatego, że kalendarz tak mówi. Wiem to po tym, że już nie wszystko chcę”.

Jan Englert o przemijaniu
Jednak najbardziej przejmujące w tej rozmowie są słowa o śmierci. Englert nie unika tego tematu. „Nie rozumiem starców, którzy boją się śmierci. Przecież to jest nieuniknione. Więc to, czy ja umrę we wtorek, czy w piątek, czy w przyszłym tygodniu — co to za różnica? I tak umrę”, wyjaśnia.
Największy lęk? Powolne, bezradne umieranie. „Śmierć mnie nie przeraża. Ale perspektywa umierania — powolnego, bezradnego, niedołężnego — już tak. Nie chcę być ciężarem. Ani dla siebie, ani dla nikogo. Widziałem, jak umierał mój dziadek. I nienawidzę siebie za to, że pamięć wybrała karykaturę, nie bohatera”, dodaje.
Na koniec aktor zostawia czytelnika z myślą, która zostaje na długo: „Wiem, że nie będę miał nowego początku. Ale wciąż mogę mieć piękny koniec. I to jest coś, czego uczę się każdego dnia — żeby odchodzić bez żalu, bez histerii, bez potrzeby ostatniego słowa. Każda rola ma swoją kurtynę. Nawet ta najpiękniejsza”, kwituje.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Instruktorka jogi i żona gwiazdy TVN-u walczy ze stereotypami na temat menopauzy. Szczerze mówi o sobie i apeluje do kobiet
