Łzy nieustannie spływały mu po policzkach, z trudem ją pożegnał. Przemówienie Szymona Majewskiego porusza do głębi
W poniedziałek 28 lipca 2025 roku w Warszawie odbyło się ostatnie pożegnanie Joanny Kołaczkowskiej. Msza i ceremonia świecka zgromadziły tłumy. Szymon Majewski w poruszającym przemówieniu wspominał wspólne chwile z artystką. To było pożegnanie pełne wzruszeń, wdzięczności i śmiechu przez łzy.

W poniedziałkowe przedpołudnie, 28 lipca 2025 roku Warszawa pogrążyła się w żałobie. W Kościele św. Karola Boromeusza przy ul. Powązkowskiej odbyła się msza żałobna za Joannę Kołaczkowską. Uwielbiana artystka kabaretowa zmarła w nocy z 16 na 17 lipca. Miała 59 lat.
Joanna Kołaczkowska została pożegnana dokładnie tak, jak chciała
Artystkę żegnały tłumy. W świątyni pojawiła się rodzina, bliscy przyjaciele, współpracownicy oraz liczni fani. — „Podziękujmy, że była ona częścią naszego życia" — mówił franciszkanin Lech Dorobczyński, który odprawił mszę. Tego dnia nie zabrakło wzruszeń, wspomnień i symbolicznych gestów. Jednym z nich były oklaski, które rozbrzmiały zaraz po zakończeniu mszy — jako wyraz podziękowania za życie i twórczość Kołaczkowskiej.
Zgodnie z wolą ulubienicy publiczności, która pragnęła uniknąć tradycyjnego pochówku w trumnie, ceremonia miała zarówno charakter religijny, jak i świecki. — „Myślę, że chciałabym, żeby był to pogrzeb humanistyczny, ponieważ byłam na takich pogrzebach. Były niesamowite. Naprawdę przeżywaliśmy. Miałam poczucie, że przychodzę na pożegnanie tej osoby, którą znałam. Śpiewaliśmy piosenki, występy były dla tej osoby. Było bardzo, bardzo, no ja wiem, że głupio to zabrzmi, ale było świetnie" — mówiła niegdyś Kołaczkowska, wspominając podobne pożegnania.
O godzinie 12:30 rozpoczęła się świecka uroczystość w sali ceremonialnej na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Joanna Kołaczkowska spoczęła w Alei Zasłużonych, w kwaterze F V, w pierwszym rzędzie, w grobie numer 1. Jej grób znajduje się tuż obok Stanisława Tyma, a w pobliżu spoczywają także prof. Maria Janion i Władysław Bartoszewski. „Aśka wcale nie skończyła życia, tylko je dopiero zaczęła. Chcąc Bogu podziękować za jej życie tutaj, za to, że mogliśmy być częścią jej życia i że ona była częścią naszego życia, chcemy modlić się", wyznał ojciec Lech Dorobczyński.

Szymon Majewski w łzach podczas pożegnania Joanny Kołaczkowskiej. „Asia, nie ma Cię, ale jesteś wszędzie"
To była jedna z najbardziej wzruszających chwil podczas świeckiej ceremonii pożegnania Joanny Kołaczkowskiej. W sali „Powązki Wojskowe", gdzie zjawili się najbliżsi, głos zabrał Szymon Majewski. Przyjaciel i współtwórca podcastu „Mówi się" nie krył łez. Jego pełna emocji mowa poruszyła wszystkich obecnych. „Asia, ostatnio dużo jeżdżę po mieście. I widocznie muszę jakoś to rozjeździć, że Ciebie nie ma. Nie uwierzysz ile razy, gdy się zamyślę, zaczynam jechać do Ciebie. [...] Wyobraź sobie, że już dwa razy jadąc gdzieś bawić ludzi w Polsce, źle skręciłem i byłem prawie pod Twoim domem. I prawidłowo. Bo powinno być tak, że jadę do Ciebie we wtorek. Parkuję, powiedzmy tak pół 14 albo 15. Wychodzę z auta, stoję przy nim i ryczę jak koza. Ty wtedy wychodzisz i mówisz "no dobra, no nie mogę, dobra, już. Długo jeszcze?". Albo mijam furtkę, staję, patrzę długo wymownie na niewywiezione plastiki. A Ty mówisz "Jezu, ale Ty durny jesteś. No wywiozę. Wchodzisz?". Więc jak zawsze wchodzę. Robisz mi kawę, którą jak wiesz, najlepiej przyrządzam. Czyli, że nie należy jej przyklepywać. Aśka zawsze wszystko najlepiej wiedziała. I mówię, Aśka, to trzeba przyklepać. Nie, nie robi się tak. Następnie pijemy tę kawę, omawiamy życie bolesne, aż w końcu nagle mówisz. To co, idziemy nagrywać? I wtedy idziemy na górę. Ty siadasz, Stefan wskakuje Ci na kolana, oczywiście najpiękniej na świecie. Włączasz mikrofon i mówisz, cześć Szymon. Cześć Asia. Tak było cztery lata, cztery, pięć razy w miesiącu", wyznał.
Szymon Majewski podziękował Joannie nie tylko w swoim imieniu, ale też wszystkich słuchaczy i współpracowników. „Chciałem podziękować Ci za to, że stałaś się naszym przyjacielem. Że dostąpiliśmy tego zaszczytu bycia w Twoim domku. Że zaprosiłaś nas do swojego życia. Dziękuję, dziękujemy, Asiu, za Twój zaraźliwy śmiech. Za każde słowo, za to, jak mówiłaś: "ale Ty durny jesteś". Albo na przykład: "nie no, ja nie wierzę, on to robi". Albo, pamiętasz, jak dzwoniłem i mówiłem: "wiesz Asika, ale mi się historia przytrafiła". A Ty wtedy: "nie, nie, nie, poczekaj, cicho, cicho, nic nie mów, będzie z tego odcinek". Odmawiam, Asiu, przyjęcia do wiadomości faktu, że Cię nie mam", kontynuował.
W trakcie przemówienia na przemian wybrzmiewały łzy i śmiech. „Asia, czy Ty wiesz, że codziennie podchodzą do mnie ludzie na ulicy, w sklepie, w metrze i mówią, jak byłaś im bliska. Jak dużo im szczęścia dałaś, ile chwil, minut, godzin, w których nie myśleli o swoich problemach. Pan Łukasz, który robi ramen na Bielanach, ostatnio mnie przytulił. Przytulił bardzo mocno, ale wiem, że przytulił właściwie ciebie, to znaczy przytulił cię we mnie. Asior, cała Polska Cię przytula, jak Ty przytulałaś nas swoim hrabiowskim i pączkowym humorem. Tworzysz, Asiu, z Hrabi wielką sztukę", dodał.
Na koniec podzielił się snem, który zapadł w pamięć wielu żałobnikom. „Asiu, ostatnio tak bardzo cię nie mam, że aż cię jest jakoś strasznie dużo. Jest w tym więcej ciebie, Asiu, i ciebie bardziej nie ma. To jest jakiś paradoks kołaczkowski. To powinno być przez jakichś fizyków, psychiatrów, filozofów opracowane. Dwa dni temu, Asiu, śniłaś mi się. Lataliśmy razem nad łąką i ja cię miałem w plecaku. W takim jakimś wielkim nosidle. Potem powiedziałaś, że dasz mi kiedyś znak, że mnie dotkniesz. Ja spytałem, czy będę o tym wiedział. I Ty powiedziałaś, zrobię to tak, że będziesz wiedział. I gdy potem siedziałem w ogródku i myślałem o tym śnie, nagle spadł mi centralnie na głowę żołądź. Serio, we mnie, żołędziem, cała Asia", podsumował.
To było pożegnanie pełne emocji — śmiechu przez łzy, wspomnień i wdzięczności. Joanna Kołaczkowska na zawsze pozostanie w sercach tych, którzy mieli zaszczyt ją znać i kochać.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Tłumy na pogrzebie Joanny Kołaczkowskiej. Dziś płacze nawet niebo. Tak pożegnano królową polskiego kabaretu
