Był gwiazdą PRL, zapowiadał się na legendę. Szansę na sukces za oceanem pogrzebał jeden wywiad
Adam Kamień, aktor teatralny i filmowy, zasłynął z roli w „Kornblumenblau” i musicalu „Metro”. Wyrósł na ikonę PRL–u, marzył o karierze za oceanem. Jednak jedna szczera rozmowa o mobbingu na uczelni filmowej sprawiła, że branża odwróciła się od niego, a kariera runęła. Dziś wspomina tamte doświadczenia z żalem i nostalgią.

To nie banalna opowieść o upadku – to historia o pasji, determinacji i cenie, jaką zapłacił za prawdę. Adam Kamień urodził się 7 lutego 1965 roku w Ostrołęce, tam rozpoczął fascynację teatrem. Dzięki szczęściu i talentowi trafił do PWSFTviT w Łodzi. Debiutował już w studenckim "Magnacie", ale prawdziwy bum przyniosła mu rola Bławatka w "Kornblumenblau". Wkrótce zagościł na scenie Gdyni i Broadwayu – zapowiadała się międzynarodowa kariera...
Młodość, edukacja i pierwsze role w PRL. Adam Kamień zaistniał dzięki „Kornblumenblau”
Adam Kamień był absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Już w trakcie studiów wyróżniał się na tle kolegów – był jednym z tych, o których mówiono „czysty ekranowy magnes”. Zadebiutował w filmie "Magnat" z 1986 roku, lecz prawdziwy przełom przyniósł mu obraz "Kornblumenblau" (1988), w którym wcielił się w postać Bławatka – młodego więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego.

Rola była wyrazista, dramatyczna i głęboka. Kamień otrzymał za nią Brązowego Leoparda na Festiwalu Filmowym w Locarno – co dla aktora w tak młodym wieku było ogromnym wyróżnieniem. Krytycy przewidywali mu wielką przyszłość. Reżyserzy zaczęli widzieć w nim symbol pokolenia, a on sam dał się ponieść entuzjazmowi. Marzył, by pójść śladami Zbigniewa Cybulskiego, ale z jeszcze większym, globalnym rozmachem.
- ZOBACZ TEŻ: Rodzinny dom pod Lubinem był jej pierwszą sceną. A ekspresyjne ciotki – jej najlepszym kursem aktorstwa
Sukces musicalu „Metro” – polska nadzieja na Broadwayu
W latach 90. Kamień związał się z warszawskim Teatrem Buffo. To właśnie tam poznał reżysera Janusza Józefowicza i dołączył do obsady musicalu "Metro" – najsłynniejszego projektu scenicznego tamtej dekady. Gdy "Metro" trafiło na Broadway, był jednym z aktorów, którzy jako pierwsi mieli szansę zaistnieć w międzynarodowym środowisku teatralnym. Choć amerykańska wersja musicalu nie podbiła Nowego Jorku, otworzyła przed Kamieniem drzwi do kariery w USA. Wydawało się, że to tylko kwestia czasu, gdy jego nazwisko pojawi się w hollywoodzkich napisach końcowych.
"Przyszedł moment, kiedy stwierdziłem, że to mój koniec z "Metrem". Pięćset spektakli... Pomyślałem, że trzeba się z tego jakoś wycofać. Gdy wszyscy wracali do Polski, ja uznałem, że to okazja do pożegnania. W Polsce nic na mnie nie czekało" — wspominał w rozmowie z magazynem "Film". Niestety upragniony sukces za oceanem nigdy nie nadszedł.
Rola w filmie Jana Jakuba Kolskiego "Cudowne miejsce", na moment poprawiła jego sytuację, jednak była ona daleka od ideału. "Był czas, że dużo grałem i miałem ciekawe role. Trwało to do 2000 roku. A potem jak nożem uciął", zwierzał się w Angorze.

Upadek po szczerości – wywiad o mobbingu i koniec kariery
Marzenia o karierze międzynarodowej najpewniej legły w gruzach po jednym wystąpieniu. Na początku lat 2000. Adam Kamień udzielił głośnego wywiadu dla wspomnianego magazynu „Film”, w którym ujawnił kulisy swojej edukacji na łódzkiej filmówce. Opowiedział o przemocy psychicznej, mobbingu i upokorzeniach ze strony jednego z wykładowców – szanowanego profesora szkoły.
"Panicznie bałem się tego faceta. Każde zajęcia z nim to była istna udręka. On to zauważył i pogrążał mnie. Byłem sparaliżowany. Wszystko, co próbowałem robić na scenie, na zajęciach u niego, było bez sensu. Straciłem wiarę w siebie" — zwierzał się aktor.
W czasach, gdy temat przemocy instytucjonalnej dopiero zaczynał wypływać na powierzchnię, jego wyznanie potraktowano jako zdradę środowiska. Wielu wpływowych twórców i producentów zaczęło unikać jego nazwiska. Telefony przestały dzwonić, role się urwały, a drzwi do sceny filmowej i teatralnej zamknęły się niemal z dnia na dzień.
Życie na emigracji – od sceny teatralnej po Ubera i myjnię
Bez wsparcia branży, Kamień opuścił Polskę. Na emigracji nie było czerwonych dywanów – by przetrwać, podejmował się każdej pracy: był opiekunem starszych osób w Niemczech, jeździł jako kierowca Ubera, a przez pewien czas zatrudniony był jako szofer w polskiej ambasadzie. W żadnej z tych ról nie miał kontaktu z tym, co dawało mu spełnienie – aktorstwem. Od czasu feralnego wywiadu występował okazjonalnie w kilku serialach tj. "Na sygnale", "Barwy szczęścia", "Cień" czy "Miasto długów".
Był młody, ambitny, utalentowany – ale system, który miał go wspierać, odepchnął go w chwili, gdy potrzebował go najbardziej.
