Reklama

Krzysztof Krawczyk stracił wiarę po śmierci ojca i na 20 lat odrzucił Boga. Przełom nastąpił w Chicago, gdzie dzięki żonie Ewie nawrócił się i odmienił życie.

Reklama

Śmierć ojca i utrata wiary

W 1964 roku Krzysztof Krawczyk miał zaledwie 18 lat, kiedy zmarł jego ojciec – aktor estradowy, którego syn podziwiał i który był dla niego duchowym autorytetem. Śmierć ojca była dla Krawczyka potężnym ciosem, który wywołał w nim głęboki kryzys wiary. Na pogrzebie wypowiedział słowa: „Nie ma Ciebie, Boże, nie istniejesz” – to zdanie na długo określiło jego stosunek do religii.

W tym samym czasie zrezygnował ze szkoły, by zarabiać na utrzymanie i wspierać matkę, która popadła w depresję. Jego życie duchowe uległo wtedy gwałtownemu załamaniu – sam określił siebie jako ateistę, choć później przyznał, że nieświadomie dalej w coś wierzył.

ZOBACZ TEŻ: Wszyscy myśleli, że to jego dzieci. Dopiero po latach prawda o gwiazdorze PRLu wyszła na jaw

Ewa Krawczyk, VIVA!
SZYMON SZCZEŚNIAK/VISUAL CRAFTERS

Dwadzieścia lat duchowej pustki

Po tej tragedii Krzysztof Krawczyk przestał chodzić do kościoła, nie spowiadał się, a wyrzuty sumienia – jak mówił – całkowicie go opuściły. W pełni oddał się karierze scenicznej, odnosząc sukcesy, ale wewnętrznie pozostawał pusty. Mimo że odnosił sukcesy jako artysta, jego życie pozbawione było duchowej głębi. Wiara została „odwieziona” na dwie dekady.

Nie przeszkadzało mu to przez lata. Przyznał, że życie bez zasad i duchowych obowiązków bywało wygodne. Jednak duchowa pustka była coraz bardziej odczuwalna.

Miłość Ewy i nawrócenie w Chicago

Przełom w jego życiu nastąpił w latach 80., gdy przebywał w Chicago. To właśnie tam, pod wpływem swojej przyszłej żony Ewy, po raz pierwszy od lat przekroczył próg kościoła. W rozmowie wspominał to wydarzenie jako moment „otrzeźwienia”. Powiedział: „Wszedłem niewierzący, wyszedłem wierzący”.

Doświadczenie to określił jako duchową interwencję – znak, który sprawił, że zrozumiał swoje oddalenie od Boga. Zasługę za tę przemianę przypisał Ewie, która nie tylko pomogła mu wrócić do kościoła, ale także zainspirowała go do zmiany życia.

CZYTAJ TEŻ: W PRL-u śpiewali go wszyscy. Hit lat 80. do dziś robi furorę na polskich weselach

Krzysztof Krawczyk, Viva! czerwiec 2008
Szymon Szcześniak/AF PHOTO

Modlitwa, przemiana i codzienne rytuały

Po nawróceniu Krzysztof Krawczyk zupełnie zmienił swoje życie. Stał się pogodniejszy, bardziej życzliwy, a jego codzienność wypełniły praktyki religijne. Wiara stała się integralną częścią jego życia, zarówno prywatnego, jak i zawodowego.

Przed każdym koncertem modlił się wspólnie z zespołem. Trzymali się za ręce i prosili Boga o siły oraz o to, by występ był udany.

W jego domu znajdowała się kapliczka z wizerunkiem Chrystusa i Matki Bożej. Często klękał przed nią z różańcem w dłoniach, oddając się modlitwie – to był jego nowy codzienny rytuał.

Wiara jako siła w trudnych chwilach

Wiara stała się dla Krzysztofa Krawczyka nie tylko duchowym przewodnikiem, ale też realnym wsparciem w najtrudniejszych momentach życia. Kiedy jego żona Ewa zachorowała, modlitwa była jego jedyną bronią. Gdy jej stan się poprawił, Krawczyk uznał to za cud – dowód na to, że Bóg czuwa.

W 1988 roku przeżył poważny wypadek drogowy, który mógł zakończyć się tragicznie. To wydarzenie tylko umocniło jego wiarę. Od tego czasu każdy dzień traktował jako dar i wyraz boskiej łaski.

Reklama

Źródło: Plejada

Reklama
Reklama
Reklama